15 stycznia 2016

Rozdział pierwszy

Ukryłam się w pustej sali, żeby w spokoju stać się znów widzialna. Spojrzałam na zegar na ścianie, a potem w małe lusterko, które nosiłam przy sobie. 
Dokładny co do sekundy... Eliksiry Severusa były doskonałe; kieliszek tego specyfiku dawał mi dziesięć minut na przejście z lochów do wieży Gryffindoru i pięć minut zapasu w razie nieoczekiwanych zdarzeń. Dokładnie piętnaście minut niewidzialności. 
Wychyliłam głowę zza drzwi – na korytarzu nikogo nie było, więc ruszyłam w stronę pokoju wspólnego Gryfonów. Nie zastałam tam nikogo; dopiero w dormitorium spotkałam moją jedyną współlokatorkę, Marie. 
- Hej, Triss! - krzyknęła – Powiedz mi, jeśli się mylę, ale czy ty przypadkiem znowu nie spędziłaś nocy u tego swojego macho z Hogsmeade?
Miałam szczęście, że dzieliłam pokój tylko z nią. Kiedyś zauważyła, że zniknęłam na noc. Wcisnęłam jej wtedy historyjkę o tym, że poznałam w Hogsmeade starszego chłopaka, z którym potajemnie się spotykam. Łyknęła to i nie zadawała zbędnych pytań. 
Poza tym miała twardy sen. 
- Rozgryzłaś mnie, Maxwell – odparłam. - Od czego dziś zaczynamy?
Marie przerwała nakładanie makijażu i spojrzała na plan, który kiedyś zawiesiłam na ścianie. 
- Historia magii, a później… Cholera, Snape będzie dzisiaj oceniał nasze eliksiry uzdrawiające… Pewnie znów da mi „nędznego”. 
- Uspokój się, twój eliksir jako jedyny wyglądał tak, jak na obrazku w podręczniku.
- I co z tego? Nawet jakby był najlepszy na świecie to i tak ten stary wariat tego nie doceni. Nienawidzę go!
- Ja też, ale to już ostatni rok. Damy radę.
Mrugnęłam do jej odbicia w lustrze. Uśmiechnęła się i wróciła do tuszowania rzęs. 
Poszłam do łazienki i też nałożyłam delikatny makijaż, którego wcale nie potrzebowałam. Byłam ładna i miałam tego pełną świadomość. 
Ubrałam czystą, białą koszulę i czarne spodnie; na to zarzuciłam szatę Gryffindoru i wróciłam do pokoju. Marie była już prawie gotowa. Poczekałam aż spakuje książki i zeszłyśmy do sali głównej na śniadanie. 
Zajęłam miejsce obok Deana White'a – kapitana drużyny Gryfonów i gościa, który zdecydowanie za bardzo się mną interesował. To znaczy, nie był zły, może nawet coś by z tego było, gdyby nie Sev, który zajmował zdecydowanie za dużo miejsca w mojej głowie.
Fuj, dziewczyno, chyba się nie zakochałaś? 
Posłałam Deanowi uśmiech, który odwzajemnił. 
- Cześć, mała – rzucił – Pamiętasz, że dzisiaj trening?
Byłam ścigającą w drużynie Gryfonów od piątej klasy. I wiecznie zapominałam o treningach. 
- No pewnie, że pamiętam! - szturchnęłam go łokciem w żebra. - Chyba nie posądzasz mnie o sklerozę?
- Nie, skąd. Triss, nie chciałabyś może…
Nie dokończył, bo dotarła reszta naszych znajomych i zaczęło się przekomarzanie kto dziś dostanie niższą ocenę u Snape'a. 
Wyłączyłam się z rozmowy i nałożyłam sobie na talerz kromkę chleba, którą posmarowałam masłem. Nie byłam zbyt głodna. Bez apetytu skubałam chleb, spoglądając co chwila ukradkiem w stronę stołu nauczycieli. Byli prawie wszyscy, a brakowało oczywiście Severusa.
Na złość, Triss, żebyś mogła się pomartwić. 
Pojawił się dokładnie w momencie, kiedy udało mi się uciszyć złośliwy głosik w mojej głowie. Usiadł na swoim miejscu i rozejrzał się po sali. Nasze spojrzenia spotkały się na ułamek sekundy. 
Już więcej nie patrzyłam w stronę stołu nauczycieli. 

Lekcja historii magii minęła nam tak jak zwykle – na robieniu wszystkiego, poza nauką. Siedziałam między Deanem a Marie; przyciszonymi głosami rozmawialiśmy o nadchodzącym meczu ze Ślizgonami i o nowym szukającym, którym był ten słynny Potter. Nie do końca podobało mi się to, że mamy takiego dzieciaka w drużynie, ale z drugiej strony był mały, zwinny i miał dobre oko. Potem temat znowu zszedł na eliksiry; po raz kolejny tego dnia rozpoczęła się dyskusja o tym, jakim to złym człowiekiem jest Snape. Trzeba przyznać, że jestem wyborowym kłamcą. Mówiłam o nim, jakbym wcale z nim nie sypiała od roku. 
Lekcja dobiegła końca i pełni niepokoju zebraliśmy się pod salą od eliksirów. Sev jak zwykle pojawił się punktualnie; tłum rozsunął się na boki, kiedy otwierał drzwi sali. Bez słów zajęliśmy swoje miejsca przy stolikach – usiadłam z Marie i Deanem. 
- Proszę państwa, dziś ocenię eliksiry uzdrawiające, nad którymi pracowaliście przez ostatni tydzień – zagrzmiał głos Severusa, lodowaty i bezczelny - Proszę przelać zawartość waszych fiolek do kociołków i podgrzać eliksir do trzydziestu czterech stopni Celsjusza.
Dał nam pięć minut na wykonanie polecenia i zaczął snuć się między stolikami oceniając wytwory uczniów. Zgodnie z obawami, większość eliksirów ocenił na okropny, padło parę trolli, jeden zadowalający; odjął sporo punktów Gryffindorowi, zdecydowanie więcej, niż ich dodał. Nasz stolik znajdował się na końcu sali, więc byliśmy oceniani jako ostatni. 
- Maxwell – zamieszał różdżką w kociołku Marie. Jej eliksir był absolutnie podręcznikowy i na moje oko zasługiwał na wybitny, ale widocznie moje oko i oko Seva dzieliło więcej, niż tylko kolor tęczówki – Nieźle. Zadowalający i pięć punktów. White, co to za błoto w twoim kociołku? Okropny i minus dziesięć punktów dla Gryffindoru. Chevron?
Spojrzałam na niego. Jego wzrok mnie zmroził. 
Mój eliksir też był niezły, ale większość moich eliksirów była niezła. Nie moje umiejętności były poddawane ocenie w tym przypadku. 
A już na pewno nie umiejętności warzenia eliksirów. 
- Nędzny. Minus dziesięć punktów.
Odwrócił się i odszedł. 
- Nie jest tak źle – powiedział Dean półgłosem. - U nas tylko piętnaście punktów w plecy. W niektórych grupach mają czterdzieści w plecy.
Marie uśmiechnęła się smutno i oczyściła nasze kociołki. Sev zaczął zapisywać na tablicy kolejne zadanie, a Dean pochylił się w moją stronę i powiedział: 
- Triss, chciałem się spytać przy śniadaniu, ale nie zdążyłem, słuchaj… nie miałabyś może ochoty wyskoczyć ze mną do Hogsmeade w weekend?
Marie to usłyszała i spojrzała na mnie wymownie. Ona była główną orędowniczką teorii, że White na mnie leci i powinnam dać mu szansę, bo nie wyjdę dobrze na „wymykaniu się co noc do jakiegoś starszego typa”. 
Ha, tylko ona nie wiedziała kto jest tym „starszym typem”. 
- Eee, wiesz, Dean, to miłe z twojej strony, ale…
- Nie daj się prosić. Możemy skoczyć na kremowe piwo po meczu. Utopimy smutki albo uczcimy zwycięstwo...
Marie posłała mi kolejne wymowne spojrzenie. 
- Okej, możemy skoczyć, ale…
- White, Chevron! - rozległ się donośny głos Severusa – Minus trzydzieści punktów dla Gryffindoru z rozmowy nie na temat. Skupcie się na lekcji.
Dean wywrócił oczami. 
- Przepraszamy – rzucił.
- Stary gnoju – dodał bezgłośnie pod nosem, a Marie musiała zasłonić usta ręką, żeby stłumić śmiech.
Przez resztę zajęć zajmowaliśmy się przygotowywaniem kolejnego eliksiru, a Sev przechadzał się między stolikami, krytykując pracę uczniów. Kiedy wskazówka zegara dotarła do godziny trzynastej lekcja się skończyła i wszyscy w pośpiechu opuścili salę. Ociągałam się z pakowaniem książek i w końcu zostałam sam na sam z Severusem. 
- Panie profesorze, mam pytanie – oznajmiłam głośno.
Sev zamknął drzwi od sali i obdarzył mnie jednym ze swoich lodowatych spojrzeń. 
- Co chcesz, Chevron?
Stanął naprzeciwko mnie. Patrzył mi w oczy. Dobierał się do moich myśli. 
Podszedł jeszcze bliżej i założył mi kosmyk włosów za ucho. Nie przerywał kontaktu wzrokowego. 
- Nie przesadziłeś dzisiaj z tymi punktami? - spytałam. - Odjąłeś nam chyba połowę tego, co zbieraliśmy przez ostatnie dwa lata.
Na jego ustach zagościł ledwo widoczny, szyderczy uśmieszek. 
- Próbuję traktować cię jak normalną uczennicę – odparł.
- Słabo ci idzie. Mogłeś wyrwać jakąś Ślizgonkę.
Złapał mnie za ramię nad łokciem i przyciągnął do siebie. Drugą dłoń położył na mojej szyi. Pocałował mnie krótko w usta. 
- Znikaj stąd – wyszeptał mi wprost do ucha.
Uśmiechnęłam się półgębkiem, wzięłam torbę z krzesła i wyszłam. 

Czasem Sev trochę manipulował moimi emocjami; pewnie była to jedna z jego tajemniczych umiejętności, tak samo, jak częściowe odczytywanie myśli. Nie pozwalał sobie na zbyt wiele, czasem po prostu mnie uspokajał, kiedy byłam zła albo zestresowana. Czasem robił to na zajęciach. Strasznie się wkurzam, kiedy coś mi nie wychodzi, a eliksiry mają to do siebie, że czasem nie wychodzą. Wtedy on stawał obok mnie, muskał ledwo wyczuwalnie moją dłoń swoją i nagle robiłam się spokojna. 
Kiedy wkurzałam się w jego towarzystwie podświadomie oczekiwałam, aż mnie uspokoi. A teraz byłam okropnie wściekła, a jego nie było w pobliżu. 
Trwał trening; byłam w dramatycznej formie. Nie złapałam kafla ani razu, bo albo wypadał mi z rąk, albo mi go zabierano zanim zdążyłam się zorientować, że go trzymam. Dean już dwa razy pytał co się ze mną dzieje, a ja nie potrafiłam odpowiedzieć. Na trybunach siedziało kilku gapiów i większą część z nich stanowili Ślizgoni – rozpoznałam ich po szyderczych śmiechach i gwizdach. 
I to się nazywa gra fair, tak?! Zdemotywować przeciwników przed nadchodzącym meczem?! 
- Konieeec! - wrzasnął White – Na ziemię, drużyno!
Jeszcze bardziej wściekła wylądowałam na trawie i czekałam na pozostałych. Fred i George Weasleyowie wylądowali obok i patrzyli na mnie, jakby zobaczyli UFO. Angelina Johnson rzuciła mi dziwne spojrzenie, Potter wywrócił się przy kontakcie stóp z ziemią, a Dean był chyba jeszcze bardziej wściekły, niż ja. 
- Co się z wami dzieje, do cholery?! - krzyknął, przywołując miotłę do ręki. - W sobotę gramy ze Ślizgonami, a wam wszystko leci z rąk! Chevron! - spojrzał na mnie. - Gdybyś nie zapominała wiecznie o treningach, to może…
- Stul pysk! - odparłam. - Jest mgła, jak mamy trenować w takich warunkach?!
- Bo jest LISTOPAD, dziewczyno, w listopadzie czasem jest mgła, zimno i pada deszcz!
Wydałam z siebie coś pomiędzy warknięciem a jękiem. 
White skrytykował jeszcze Katie Bell, która wyglądała, jakby miała się rozpłakać. Podobnie jak Harry była w mojej opinii za młoda na grę w reprezentacji Gryffindoru, ale dawała z siebie wszystko. Dostało się też Fredowi, który próbował dyskutować z Deanem, ale bezskutecznie; za to Potter zebrał więcej pochwał naraz niż ja przez dwa lata. 
Kiedy White skończył swoje kazanie odwróciłam się na pięcie i poszłam do szatni. Przebrałam się najszybciej jak mogłam i ruszyłam przez błonia w stronę zamku. Mniej więcej w połowie drogi Dean mnie dogonił. 
- Czekaj! - krzyknął zdyszany. - Możesz iść wolniej?
Oczywiście, że nie mogłam. Przyspieszyłam. 
- Triss, błagam cię. Zbierz się w sobie, musimy wygrać ten mecz.
Prychnęłam. 
- Zajmij się sobą. Ciebie nie ma kto opieprzyć. Wcale za dobrze dzisiaj nie broniłeś.
- Chevron, ja przynajmniej widzę swoje błędy.
Weszliśmy na dziedziniec. Pogoda nie była zbyt przyjemna, więc był pusty, ale po przekroczeniu bram zamku wpadliśmy na tłum ludzi, zmierzających do głównej sali na obiad. 
- Triss – Dean położył mi rękę na ramieniu, żeby nie zgubić mnie w tłumie. - Tylko się nie gniewaj. Zależy mi na wygranej.
Strąciłam jego dłoń z ramienia i popędziłam do wieży Gryffindoru. 
Wzięłam szybki prysznic, ubrałam się i zeszłam schodami w dół, do wielkiej sali. White już siedział przy stole i posłał mi przepraszające spojrzenie, więc usiadłam obok niego i rzuciłam: 
- Nie gniewam się, ale nadal uważam, że jesteś palantem.
Uśmiechnął się i poczochrał mnie po włosach. 
Spojrzałam w stronę stołu nauczycieli. Sev na nas patrzył, ale odwrócił wzrok jak tylko nasze spojrzenia się spotkały. 
- A ty jesteś wredna i arogancka – odparł White. - Więc skoro wyrzuciliśmy już z siebie co nam na sercu leży może zaczniemy od nowa?
Nie odpowiedziałam mu, ale obdarzyłam go krótkim spojrzeniem. Uśmiechnął się i zabrał za posiłek. 
Walczyłam, żeby nie patrzeć w stronę stołu nauczycieli. 
Ale czułam na sobie spojrzenie Snape'a. 

Punktualnie o północy Sev uchylał drzwi swojego gabinetu i siadał za biurkiem. Zawsze zastawałam go w tej samej pozycji; wpatrzony w nieokreślony punkt w ścianie stukał palcami o blat stołu. Jakby czegoś wyczekiwał w napięciu, jakby jakieś emocje weszły mu tylko w tę drżącą dłoń na biurku, bo twarz i ciało były nieruchome. 
Ja czasem się spóźniałam. Czasem byłam za wcześnie i stałam chwilę pod drzwiami. Trudno jest być punktualnym kiedy czekasz, aż twoja współlokatorka w końcu zaśnie. 
Starałam się wchodzić do jego gabinetu bezszelestnie. Kilka razy nawet chciałam wejść i go zaskoczyć, stanąć gdzieś w kącie i czekać, aż stanę się widzialna, ale on zawsze wyczuwał moją obecność zanim mnie zobaczył. Wchodziłam, a on siedział jeszcze nieruchomo przez sekundę, po czym wstawał, zamykał drzwi gabinetu i nadal patrzył przed siebie, w jakiś nieokreślony, odległy punkt. 
Jego wzrok robił się bardziej obecny dopiero, jak stawałam się widzialna. Czasem staliśmy naprzeciwko siebie nieruchomo do czasu, aż mnie zobaczy, a czasem wyciągał w moją stronę rękę jak niewidomy. Łapałam go wtedy za dłoń i czekałam. 
Teraz patrzyłam na niego w lekkim napięciu. Oczy miał nadal nieobecne. Czas wlókł się niemiłosiernie. Panowała cisza, przerywana trzaskaniem ognia w kominku i ledwo słyszalnym tykaniem zegara.
Nagle spojrzał mi głęboko w oczy. Było w tym coś z uderzenia pioruna. Jego spojrzenie było jak najbardziej obecne, pewne, skupione na mnie. Uwielbiałam ten moment każdego spotkania. 
Potem zmierzył mnie wzrokiem. Od twarzy, przez całe ciało, do stóp. 
- Co by się stało, gdybym teraz odjął ci punkty za bycie nieprzyzwoicie seksowną? 
- Wreszcie zrobiłbyś coś sprawiedliwie. 
Uśmiechnęłam się. Nie odwzajemnił tego, on nigdy nie odwzajemniał uśmiechów. Czasem rozbawiało go to co mówię, ale nie śmiał się ustami czy głosem, śmiał się oczami. Potrzebowałam długich obserwacji, żeby to wreszcie zauważyć. Mogłam przyznać, że po roku wpatrywania się w jego oczy zaczynałam po nich rozpoznawać emocje, chociaż nadal nie szło mi to najlepiej. Było jeden-zero dla Seva – on potrafił czytać mi w myślach i manipulować moimi emocjami, a ja ledwo rozróżniałam, czy jest wściekły czy zrelaksowany. 
Zbliżył się do mnie i krótko pocałował w usta. To było czymś w rodzaju powitania, chociaż bardziej potwierdzenia, że akceptuje moją obecność i pozwala mi zostać. Jakbym miała ubrać to w słowa, stwierdziłabym, że to takie „możesz usiąść i się zrelaksować. Spędzimy razem kolejną noc”. 
Usiadłam więc w fotelu, a Sev wyjął z szafki pod biurkiem dwie szklanki i rozlał do nich whisky z karafki. Podał mi jedną z nich i przysunął swój fotel bliżej mojego. Położył mi dłoń na udzie i patrzył gdzieś przed siebie, popijając whisky. Zwykle wtedy miałam idiotyczne skojarzenie: byłam kobietą wracająca po ciężkim dniu z pracy i mającą wreszcie chwilę spokoju w towarzystwie swojego mężczyzny. Dziękowałam w duchu, że Sev nie dobierał się w takich momentach do moich myśli. 
Zaczęłam opowiadać o tym, jak spędziłam dzień. Kolejna rutyna, wypełniana sumiennie przy każdym spotkaniu. Uważałam, że to co mówię jest niesamowicie nudne, ale Sev zawsze słuchał i wiedziałam, że lubi tego słuchać. Żył trochę moim życiem, bo nie miał swojego. 
Doszłam do momentu opowiadania o treningu; ja w przeciwieństwie do Snape'a nie miałam problemu z mówieniem o emocjach, więc powiedziałam mu, jak bardzo byłam wściekła, że nic mi nie wychodzi. 
- Dlaczego White cię dotykał? - spytał.
- Skończyliśmy trening o… Słucham?
Spojrzałam mu w oczy całkowicie zszokowana jego pytaniem. 
- Dlaczego White cię dotykał? - powtórzył, jak gdyby nigdy nic.
- Dlaczego o to pytasz?
Nie odpowiadał. 
- Sev?
Cisza. 
Nawet nie wiedziałam co mogłabym odpowiedzieć mu na to pytanie. Chodziło o sytuację z obiadu, kiedy Dean poczochrał mnie po włosach. Sytuację, o której zdążyłam dawno zapomnieć; która nie miała prawa mieć jakiegokolwiek znaczenia.
- Jesteś zazdrosny? - spytałam i było to jedno z najgłupszych pytań, jakie mogłam zadać.
Rzadko kiedy widziałam w jego oczach emocje tak wyraźnie jak teraz. Miał rozszerzone źrenice. Płonęły żywą wściekłością.
Ale on całkiem spokojnym, acz lodowatym tonem oznajmił: 
- Nie lubię, kiedy ktoś mi coś odbiera.
- Nie jestem twoją własnością – odparłam.
Kolejny błąd. 
Zesztywniał. Palce jego dłoni na moim udzie wywarły minimalnie większy nacisk na ciało, ale kiedy przemówił, nadal słychać było spokój: 
- Oczywiście, że nie jesteś.
Odwrócił wzrok. Milczeliśmy bardzo długo, zanim zauważyłam, że się uspokoił. Przebywanie z nim było trudne; odczytywanie jego uczuć jeszcze trudniejsze. 
- Masz jakieś złe doświadczenia związane z odbieraniem ci czegoś? - spytałam niepewnie.
Nawet nie oczekiwałam odpowiedzi. Nie liczyłam na nią. On nie miał w zwyczaju odpowiadać na takie pytania. Istniało coś, co nazywałam w głowie Sferą Tajemnic Seva, których nigdy nie poznam. Nie miałam wstępu to dej sfery; prawdopodobnie nigdy nie miałam go uzyskać.
Prawie podskoczyłam, kiedy powiedział cicho: 
- Tak.
- Jakie?
Na to już nie odpowiedział. Sfera wypuściła jedno krótkie słowo i z powrotem stała się sferą zamkniętą.
Przestrzeń między nami wypełniło milczenie. Mijały długie minuty w ciszy. Nie chciałam jej przerywać. Wyobraziłam sobie sytuację, w której mówię „Sev, nigdy się nie dogadamy, jeśli nie zaczniesz ze mną rozmawiać”, a on wstaje, otwiera drzwi gabinetu i każe mi wyjść. Odpędziłam od siebie tę myśl. 
Dotarło do mnie, że Severus znów manipuluje moimi emocjami. Mimo, że gdzieś głęboko w podświadomości byłam zszokowana i lekko zdenerwowana, siedziałam całkiem zrelaksowana i spokojna. 
To było dziwne. Sam był na pewno mocno poirytowany moimi pytaniami, a mi przekazywał tę dobrą energię. Może chciał zapobiec kolejnym pytaniom… Myślał o sobie, a ja sobie za dużo wyobrażałam. 
Może. 
Zabrał dłoń z mojego uda i ujął w nią mój podbródek. Zmusił mnie do spojrzenia mu w oczy. Patrzył tak przez chwilę, ale nie grzebał w moich myślach. Po prostu patrzył. 
Potem znów odwrócił wzrok i ułożył ramię na oparciu mojego fotela. Zaczął gładzić mnie delikatnie po ramieniu; czasem przeplatał końcówki moich włosów między palcami.
- Czemu tu przyszłaś? - spytał, zabijając ciszę. 
- Bo rano dałeś mi eliksir na wieczór - odparłam. 
- Nie o to pytam. Czemu tu przychodzisz? Co ty we mnie widzisz? 
- Jesteś lodowatym sukinsynem, ale cię lubię. 
- Lubisz mnie? - w jego głosie zabrzmiała drwina. 
- Tak, Sev. Lubię. 
- Za co? 
Zaczynało się. Typowy Severus. Podaj mi powód, a ja pokażę, jak bardzo się mylisz. Podaj mi przyczyny, a ja opowiem ci o bolesnych skutkach. 
- Muszę ci to mówić? - spytałam, chociaż wiedziałam, że ta walka jest bezcelowa. 
Milczał. Milczenie oznaczało przytaknięcie. W jego wypadku milczenie oznaczało więcej niż słowa. 
- Chcesz, żebym to mówiła, bo lubisz słuchać o sobie? 
Milczał nadal, więc zaczęłam: to co zwykle. "Lubię z tobą sypiać, Sev", "lubię tylko te owoce, które są zakazane", "lubię adrenalinę w życiu". 
- Uważam, że jesteś żałosna i naiwna - wszedł mi w pół zdania. 
O-ho, postęp. Zwykle milczał kiedy kończyłam mówić o tym, co do niego czuję, jakby przyjmował to beznamiętnie do wiadomości. Kiedy chciał zadać pytanie cierpliwie czekał, aż skończę; teraz mi przerwał, a robił to bardzo rzadko. 
- To całkiem miłe z twojej strony - odparłam ironicznie. 
- Może nie żałosna. Może po prostu młoda i naiwna. 
Oto przed nami Severus Snape, żywa alegoria samozaprzeczenia. Nadal gładził mnie po ramieniu, mówiąc te słowa. Robił to niemalże czule, kiedy to, co mówił nic z czułością wspólnego nie miało. 
Mogłabym mu się postawić, ale nadal manipulował moimi emocjami. 
Zaczęłam się zastanawiać, czy to wszystko aby na pewno jest moją świadomą decyzją. Czy ja w ogóle nadal myślę samodzielnie. Skoro potrafił manipulować uczuciami teraz, to może zrobił to rok temu, tylko na większą skalę? Wywołał we mnie pożądanie, żeby mieć prawie na własność młodą dziewczynę, która zjawiała się w jego łóżku, kiedy miał na to ochotę?
Sev przestał mnie dotykać i natychmiast poczułam bardzo silne uderzenie wszystkich emocji naraz. Dotarło do mnie, jaka jestem wściekła. Poczułam się bezsilna. Wykorzystana. Poczułam coś na kształt obrzydzenia do Snape'a, ale w tym samym czasie czułam jakieś przedziwne pożądanie. Jednocześnie chciałam i nie chciałam znów poczuć jego dotyk na moim ciele. Serce waliło mi jak młotem, a ręce drżały. 
Zerwałam się z fotela i odeszłam kawałek, kładąc dłoń na czole. Po chwili odwróciłam się w stronę Seva i spytałam:
- Jak to, do cholery, zrobiłeś?
- Jesteś tu z własnej woli – odparł. - Nie miałem w tym udziału.
- Ale jak to zrobiłeś?! Wcześniej patrzyłeś mi w oczy, żeby grzebać mi w myślach, a teraz…
Pociemniało mi w oczach od nadmiaru emocji. Pochyliłam się i oparłam dłonie na kolanach. Oddychałam ciężko i nie mogłam uspokoić burzy w mojej głowie. Walczyłam, żeby nie stracić przytomności; chciałam wybiec stamtąd, zostawić ponury gabinet daleko za sobą. Próbowałam nie osunąć się w ciemność. Skupiłam się na złości. Chciałam się nią ocucić. Kurczowo uczepiłam się myśli o ucieczce, zapomnieniu o tym, co miało miejsce przed chwilą, co wciąż powtarzało się od roku. 
Zaczęłam odzyskiwać ostrość widzenia. Czułam wyraźnie narastającą wściekłość; docierałam do celu. Moja złość uderzyła mnie w twarz, żebym odzyskała trzeźwość umysłu.  Byłam już  jeden krok od przeniesienia planów w czyny, kiedy poczułam lodowatą dłoń na karku i nagle wszystko ustąpiło. 
Spojrzałam na Seva; nie zabierał dłoni z mojej szyi. Przyglądał mi się bez wyrazu. Nie widziałam nic w jego oczach. Czułam tylko, jak moje myśli i ciało się uspokajają. Wściekłość stała się bardzo odległym widmem znikającym w odmętach świadomości. 
- Przestań – wyszeptałam.
Nie robię tego dla siebie.
Głos w mojej głowie był tak wyraźny, że przez chwilę byłam pewna, iż Sev to powiedział. 
Tak nie było. To brzmiało w mojej głowie. Snape nadal przyglądał mi się bez emocji. 
- Co teraz? - wychrypiałam. - Będziesz mi odpowiadał w myślach?
Odsunęłam się od niego. Byłam przygotowana na kolejny atak emocji, ale tym razem był lżejszy. Byłam zła, ale nie wściekła. Nadal chciałam stamtąd wyjść. Obrzydzenie względem Seva nie ustępowało, ale przemknęło mi przez myśl, że mogłabym spróbować z nim to wyjaśnić. Postawić warunki. 
A to dobre. Postawić warunki Severusowi. Najbardziej absurdalna rzecz o jakiej kiedykolwiek pomyślałam. 
Rzuciłam mu ostatnie spojrzenie i odwróciłam się plecami. Łapałam za klamkę, kiedy zatrzymał mnie w najbardziej nieoczekiwany sposób, jaki mogłabym sobie wyobrazić. 
Najbardziej brutalny sposób. 

~*~

Hej!
W komentarzach pod poprzednim rozdziałem spotkałam się z taką opinią, że jesteśmy tutaj rzuceni na głęboką wodę; nie ma opisanego procesu zbliżania się do siebie bohaterów, oni już ze sobą są i widzimy ich losy bez wstępu. 
Hmm… jakby Wam to powiedzieć… Proces zbliżania się do siebie Seva i Triss nie jest kluczowy w tym opowiadaniu, nie na tym chciałam się skupiać. Wątek ich związku jest, owszem, baaardzo istotny, ale to nie będzie temat przewodni. Zresztą, przekonacie się sami już wkrótce, huehuehue *szatański śmiech* XD
Opowiadanie będzie podzielone na części, każda po mniej więcej pięć – sześć rozdziałów i część pierwsza jest w zasadzie tylko takim wstępem do głównej akcji, która zacznie się w kolejnych częściach :)
Mam dużo pomysłów na to opowiadanie, mam pomysł na każdą część i zarys całej fabuły, przede mną tylko ubranie tego wszystkiego w słowa :)
Dziękuję za ciepłe przyjęcie i wszystkie komentarze! <3 
Pozdrawiam :*

17 komentarzy:

  1. Nie lubię pisać długich, wylewnych komentarzy, może nawet nie umiem. Napiszę tylko, że mi się podobało i czekam na więcej.
    Zapraszam też do siebie.
    Pozdrawiam SS
    http://samarastory.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Idealne *-* Czekam na więcej :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak ja lubię takie długie rozdziały!
    Fajny pomysł, naprawdę. Ciekawią mnie ich stosunki oraz umiejętności Severusa w przekazywaniu różnych rzeczy dotykiem. Czekam na kolejną część i odpowiedzi na moje pytania! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko będzie się powoli wyjaśniać w kolejnych rozdziałach :D
      Pytania wraz z odpowiedziami dodam chyba w czwartek albo środę ;)

      Usuń
  4. Sev musi ją tak traktować, to oczywiste. No może TROSZECZKĘ przesadził z tym odejmowaniem punktów:)
    Dobre pytania: „Dlaczego tu przyszłaś?", „Co ty we mnie widzisz?" Wydaje mi się, że Triss jest w jakiś sposób od niego uzależniona, że on działa na nią jak narkotyk, jednym dotknięciem potrafi poskromić jej gniew i inne negatywne emocje. Przy nim jest tak spokojna, że... mogłaby spróbować stawiać mu warunki. Warunki – Sevowi, błahahahahaha
    Cudowny rozdział. Coraz bardziej się wciągam i czekam na więcej.
    Pozdrawiam cieplutko i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sev zdecydowanie działa jak narkotyk :D
      Dziękuję! :*

      Usuń
  5. Ogólnie miałam Ci powiedzieć już wcześniej, że masz piękny szablon. Bardzo ładny obrazek i super stonowane kolory. Tylko rozmiar czcionki w tekście jest mały, ciężko się czyta. :/

    I jestem załamana śmiercią Alana Rickmana. Pisanie opowiadań o Sevie już nigdy nie będzie takie samo...

    No, a teraz zabieram się za czytanie i komentarz. :)

    Niesamowicie podoba mi się to, jaki Severus jest stanowczy i porywczy w Twoim opowiadaniu. Jest taki kanoniczny. Tak właśnie go sobie wyobrażałam w takim związku. :D I, wow, już od roku ze sobą sypiają? Nieźle. Nie spodziewałam się, że znajdziemy się w środku akcji, ale to bardzo ciekawe.
    Wow, Severus wydaje się taki odległy i chłodny. Nawet jeśli faktycznie tylko udaje te uczucia, to mam wrażenie, że w jakiś sposób mu na Triss zależy. Ale końcówka po prostu sprawiła, że czułam się, jakbym jechała kolejką górską. Co to za brutalny sposób? Magia? :o o matko, nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału!

    Pozdrawiam, Vimo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To fakt... dziwnie mi się pisze o Sevie, jak w wyobraźni widzę i słyszę Alana...

      A dziękuję, szablon robiłam w sama, w zasadzie jest bardzo prosty, żadne arcydzieło, ale ja takie lubię najbardziej ;) A z czcionką mam cholerny problem, bo kolumna z tekstem jest dość wąska i większa czcionka gorzej wygląda, ale jeśli jest bardzo źle, to polecam sobie powiększyć stronę, ctrl i + ;)

      Dziękuję za komentarz! <3

      Usuń
  6. Omiotłam wzrokiem początek, przeczytałam parę fragmentów. I wiem, że jak znajdę czas, to muszę tutaj jeszcze raz zajrzeć i wszytko przeczytać. Ale już nie dzisiaj. Za późno.
    Pa pa.

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdział bardzo mi się podobał ;) zazdrosny Sev to coś nowego zaciekawiłaś mnie :) Nie umiem pisać długich komentarzy więc napiszę, że czekam na dalszą część
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis

    OdpowiedzUsuń
  8. Początek rozdziału to kontynuacja prologu. I cieszę się z tego, bo już prowadziłaś nas w opowiadanie, w ogóle ostatnio stwierdziłam, że tak właśnie powinien wyglądać prolog. Jak widać człowiek uczy się na swoich błędach. Mniejsza.
    Gdy Triss (to imię kojarzy mi się z dziewczyną, która grała m.in główną rolę w "Niezgodnej". Nie wiem dlaczego tak jest. To moja wina) nakładała makijaż i stwierdziła, że jest ładna, czegoś mi brakowało. Jakiegoś jej opisu. Niby zostawiłaś nam wielkie pole do imaginacji w tej sposób, ale ja nadal widzę... *googluje* Shailene Woodley.
    Kolejną rzeczą, na co zwróciłam uwagę to myśli Triss, takie dosadne, ironiczne. Powinny być jakoś wyróżnione, podkreśleniem, albo kursywą, bo są naprawdę świetne.
    Umieściłaś czas akcji w innym momencie co zwykle. Znaczy wiesz, zawsze opisuje się czasy Pottera, nowego pokolenia, albo Huncwotów. Tutaj jest inaczej, czasy trochę przed Potterem. Nie wiem dlaczego zwróciłam na to aż taką uwagę, ale to jest kapitalne i pomysłowe. W każdym razie ja się jeszcze z czymś takim nie spotkałam.
    Niech się Triss tak nie denerwuje, Harry złapie znicz, wtedy wygrają. ;)
    BTW, Sevmind to świetny pomysł. Osobiście takie coś wepchnęłabym w rozdział, ale tutaj idealnie to pasuje, jako osobny post.
    Powoli poznaję tego "twojego" Severusa i jest on naprawdę oryginalne. Kurcze, tutaj wszystko jest takie inne, nowe, nie powtarzalne. Snape podoba mi się taki. Taki... oschły, zimny, ze swoimi motywami, jakie tylko on zna.
    Czekam na następny.
    Pozdrawiam. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie przejrzałam zakładkę bohaterowie.
      Triss spokrewniona z Malfoyami? Na dokładkę Gryfonka. Tego jeszcze nie było...

      Usuń
    2. Obronię się tym, że nie cierpię opisu własnej postaci w narracji pierwszoosobowej. Po prostu nie wyobrażam sobie, że Triss miałaby stanąć przed lustrem i sobie myśleć "no tutaj mam zgrabny nosek, pełne usta, blebleble" :P
      Podkreślenie nie przeszłoby mi przez palce na klawiaturze, mam zboczenie typograficzne przez moje studia :P I ogólnie kursywą wyróżniam wszelkie wstawki od Seva, więc byłaby lekka niekonsekwencja. Myślę, że sposób, w jaki je przedstawiam jest dopuszczalny w narracji pierwszoosobowej ;)
      No czas akcji był przeze mnie bardzo wnikliwie przemyślany, ale to wychodzi dopiero w kolejnych rozdziałach (mam napisane już sześć do przodu, bo wpadłam w morze weny ostatnio XD).
      Właśnie ciągle mam z tym problem. Bo w zasadzie moje opowiadanie opiera się na odkrywaniu przez Triss pewnych faktów, które nam, miłośnikom HP są dobrze znane... no, ale mam nadzieje, że moje trzy grosze, które dodaję są wystarczająco ciekawe, żeby dało się to czytać ;)
      Cieszę się, że tak odbierasz Seva, bo właśnie taki miał być :D
      Spokrewnienie z Malfoyami też jest przemyślane... i też wyjdzie w kolejnych rozdziałach :D

      Dzięęęękuuuuję Ci niesamowicie za taki długi komentarz, to daje ogromnego kopa! <3

      Usuń
  9. Dopiero teraz znalazłam chwilę czasu, żeby przeczytać. Przepraszam, że tak długo. Zła ja! :P
    Co do Twojej wypowiedzi; rozumiem, że początki ich znajomości nie są kluczowe i w sumie w tym rozdziale nie przeszkadzało mi, że ich nie znałam, a wręcz przeciwnie, w pewien sposób pobudza to ciekawość! Podobają mi się relację jakie są pomiędzy nimi. Każdy czerpie z niej garściami, egoistycznie i może nawet brutalnie, ale dzięki temu zyskuje chwilowe zapomnienie. Końcówka mnie zaintrygowała i oczywiście nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału!

    Życzę weny i zapraszam do mnie na 2 rozdział,
    http://dark-side-of-life-hermiona-granger.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  10. Jak się cieszę, że znalazłam tą perełkę na samym początku jej istnienia i nie muszę czytać miliona rozdziałów żeby nadgonić xD Zakochałam się w tym opowiadaniu od samego prologu! Jest tajemnicze, jest dziwne, ciekawe, porządne i oryginalne - wszystko, czego ostatnio szukałam. Wspaniałe charaktery. Niesamowicie opisujesz relacje, emocje i zdarzenia. Zwaliło mnie to z nóg, naprawdę szacun :) Końcówka mnie zaskoczyła... Boję się wysuwać hipotezy, ale one tworzą się same ;-; Czekam na więcej i dodaję do obserwowanych :D Weny życzę!
    Gdybyś miała czas i ochotę, wpadnij do mnie :)
    http://hogwart-another-story.blogspot.com
    Pozdrawiam!!
    Dziewczyna z Hogwartu

    OdpowiedzUsuń
  11. Jej. Nie wiem co napisać.
    Podoba mi się imię - tak bardzo kojarzy mi się z moją ukochaną Kriss de Valnor 😍
    Rozdział wspaniały - twoja opowieść naprawdę zaczyna mnie wciągać. Podoba mi się twój Snape - taki z niego bed boj hehe. Dobra Lecę czytać dalej!
    Buziaczki.

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdą opinię :)
Zostawiajcie linki do siebie, chętnie zaglądam.