3 maja 2016

Rozdział siódmy

Ile sił w nogach popędziłam do swojego pokoju. List leżał na biurku dokładnie tam, gdzie go zostawiłam. Rzeczywiście był zaczarowany; zadrżał delikatnie, kiedy wzięłam go w dłonie. Adres na kopercie zapisany był wielkimi literami i nie sposób było rozpoznać czyje to pismo.
Poznałam je od razu, jak odpakowałam list. Tylko jeden człowiek na ziemi miał tak zgrabne, pochyłe pismo.

Skraj Zakazanego Lasu, przy drodze do Hogsmeade, piątek, kwadrans po północy. Nie spóźnij się.
S.

Jakim cudem?!
W mojej głowie zapanował mętlik. Nie, mętlik to za mało – to była burza, burza zabójczej ilości myśli, pytań i wątpliwości. Skąd Sev wiedział, gdzie mieszkam? Czemu chciał się ze mną spotkać? Dlaczego w jednej sekundzie zniszczył to, nad czym tak bardzo pracowałam przez poprzedni miesiąc?! Chciałam zapomnieć, cholera jasna!
Dlaczego?! Jak?!
Opadłam na krzesło. Odłożyłam list; miałam ochotę go zniszczyć. Sprawić, żebym myślała, że nigdy nie istniał. A gdybym nie pojawiła się na tym spotkaniu? Załóżmy, że list by do mnie nie dotarł, w końcu Sev nie znał mojego adresu, istniała opcja, że…
Na Merlina, jaka jestem głupia.
Sev go nie znał, ale w szkole na pewno istniały kartoteki, w których były wszystkie dane uczniów. Przecież i dyrektor, i McGonagall wysyłali listy do uczniów, musieli więc mieć gdzieś zapisane ich adresy.
Opadłam na łóżko bez sił. W jednej sekundzie cały mój entuzjazm i dobry humor spowodowany miło spędzonym czasem u White’ów wyparował. Zapomniałam o Deanie; burza w mojej głowie – ta sprzed zniknięcia Seva – rozpoczęła się ponownie.

*

Przez cały dzień nie mogłam skupić się na niczym. Wszystko leciało mi z rąk; nie umknęło to uwadze ojca, który dwa razy zapytał, czy wszystko ze mną w porządku.
Wieczorem spakowałam moje rzeczy do kufra. List wrzuciłam na samo dno, chociaż zanim to zrobiłam, przeczytałam go jeszcze z trzydzieści razy. Dotarło do mnie, że siedząc na krześle i trzymając w dłoniach ten skrawek papieru czuję coś dziwnego… poza tym, że był zabezpieczony potężnymi, pewnie czarnomagicznymi zaklęciami i to mogło być tego przyczyną, to jeszcze świadomość, że jakiś czas temu trzymał go w dłoniach Sev powodowała u mnie dreszcze… Ale to nie były dreszcze grozy. To były dreszcze kobiety stęsknionej za dotykiem mężczyzny, który…
Boże, Chevron. Oszalałaś, oszalałaś całkowicie, w każdym kawałku.
Mimo, że rozważałam niepojawienie się na spotkaniu, to w głębi duszy pragnęłam zobaczyć Seva. Nie miałam pojęcia dlaczego; trudno powiedzieć, żebym się do niego przywiązała albo martwiła o niego. Było mi dobrze z nim w łóżku, nocne wymykanie się z dormitorium dawało mi mnóstwo emocji, poza tym która małolata nie chciałaby spróbować romansu z dojrzałym mężczyzną… Okej, może nie każda, ale ja byłam trochę nienormalna.
Właśnie – nie mogłabym być taka zwyczajna jak Maxwell? Zakochuje się w chłopaku w swoim wieku, jest z nim, snuje plany na przyszłość… czemu ja szukałam na siłę wrażeń? Mogłam być z Deanem już od dawna, a tymczasem ja wymyśliłam sobie zabawy w jakieś romanse z nauczycielami.
Trudno było mi znów myśleć o Sevie w kategorii „facet, z którym sypiam” kiedy już znałam rodzinę Deana. Byli wspaniałymi ludźmi, mieli w sobie tyle ciepła; to po nich Dean odziedziczył ten uśmiech i pozytywne nastawienie. Z kimś takim byłabym szczęśliwa. Snułabym utopijne życie… Ale każda utopia się kiedyś nudzi.
Zasypiałam z myślą, że jestem bezduszna.

*

Pierwszy tydzień szkoły po feriach jak zwykle był ciężki. Trudno było znów przestawić się na tryb „nauka i obowiązki”, brakowało mi popołudniowego lenistwa i wysypiania się we własnym łóżku. Nauczyciele nie dawali nam ani chwili luzu; wszyscy byliśmy zajęci nauką od rana do wieczora. Nie miałam nawet za bardzo czasu zastanawiać się ani nad tym, co mógł chcieć ode mnie Sev, ani nad Deanem, który chyba cierpiał z powodu mojej nieczułości. Może byłoby inaczej, gdyby nie nadchodzące spotkanie z Sevem… może zachowywalibyśmy się jak pełnoprawna para, ale w tamtej sytuacji nie potrafiłam całować White’a, myśląc o Sevie.
W piątek po lekcjach poszliśmy na kolejne zajęcia z McGonagall. Ćwiczyliśmy do upadłego zaklęcia obezwładniające; wszystkie, jakie istniały. Przemknęło mi przez myśl, że być może przydadzą mi się one przy spotkaniu z Sevem. Może się to różnie skończyć, jeśli nie odpowie na pytania, które zaczęłam układać sobie w głowie. 
Kiedy zajęcia się skończyły, wróciłam do dormitorium. Dopiero wtedy poczułam jakie emocje mną targają. Można powiedzieć, że byłam zestresowana – siedziałam na łóżku i mimo, że przykryłam się kocem, drżałam na całym ciele i było mi nienaturalnie zimno. W głowie miałam przygotowane pytania; chciałam zapytać Seva, dlaczego zniknął – to przede wszystkim. Później chciałam dowiedzieć się dlaczego chciał spotkać się ze mną na takim uboczu, zamiast w gabinecie. Na koniec, jeśli starczyłoby mi odwagi, chciałam zapytać go co będzie dalej z nami. I czym było dla niego to, co trwało przez cały rok.
Czas wlókł się niesamowicie. Próbowałam poczytać książkę, ale na niczym nie mogłam się skupić, więc skuliłam się na łóżku i opatuliłam szczelnie kocem. Przymknęłam oczy i próbowałam chociaż trochę uspokoić myśli, ale przeszkodziła mi w tym Marie.
- Triss, Dean cię szuka – powiedziała, wpadłszy do dormitorium. – Wygląda na wkurzonego.
- Powiedz mu, że źle się czuję.
- Nie, Chevron – była bardzo stanowcza. – Nie wydurniaj się. Pogadaj z nim.
Jęknęłam i zwlekłam się z łóżka. Dean rzeczywiście wyglądał na wkurzonego – stał pod drzwiami naszego pokoju z rękami skrzyżowanymi na piersi i niezadowoloną miną.
- Co jest? – spytałam nieco nieprzytomnie.
- Myślałem, że jesteśmy umówieni na dzisiaj.
- Słucham?
Zaczęłam w myślach przerzucać wspomnienia ostatnich rozmów z nim. Niemożliwe, żebym umówiła się z White’m na piątek. Na pewno planowałam z nim spędzić sobotę, ale wiedziałam, że w piątek moje myśli będą za bardzo skupione na Snapie, żebym mogła przebywać z Deanem.
- Myślałem, że spędzimy dzisiaj wieczorem chwilę.
- White, umawialiśmy się na jutro…
- Wiem na kiedy się umawialiśmy, Triss. Po prostu myślałem, że… - urwał. Miał dziwne spojrzenie; już nie był naburmuszony, raczej zawiedziony.
- Że co?
- Że nic. Nie wiem, co ja sobie myślałem.
Odwrócił się na pięcie i myślałam, że sobie pójdzie, ale po dwóch krokach zawrócił i powiedział:
- Myślałem, że skoro sypiamy ze sobą, poznałaś moich rodziców i w ogóle dobrze się dogadujemy to zaczniesz traktować mnie trochę bardziej poważnie. Ale widzę, że nadal jestem kumplem. Albo zmieniasz zdanie co chwila, albo nigdy nie planowałaś, że… będziemy… zresztą nieważne. Cześć.
Ruszył przed siebie, ale zatrzymałam go, łapiąc za rękę.
- Czekaj, Dean. To nie tak.
- A jak? – wyrwał się z mojego uścisku. – Bawiłaś się dobrze, nie? Albo poznałaś moich rodziców mugoli i uznałaś, że jednak nie chcesz zadawać się z mugolakiem? Fajnie, Chevron. Ja też się dobrze bawiłem.
- Boże, Dean, to kompletnie nie tak…
Ręce mi opadły. Nawet nie byłam zła; czułam się bezsilna i było mi przykro. Widziałam, że cokolwiek bym nie powiedziała, Dean obróci to przeciwko sobie.
Zresztą… miał rację. Zmieniałam zdanie co chwila. Gdyby nie Sev, wszystko układałoby się dobrze. Uznałam, że muszę mu o tym powiedzieć… to znaczy, nie dosłownie – nie powiem mu przecież „słuchaj, kochanie, sypiałam ze Snapem i teraz muszę powiedzieć mu, żeby spieprzał z mojego życia” - ale muszę poprosić go o czas.
I podjąć decyzję. Zgodzić się, albo odrzucić utopię, którą oferowało życie z Deanem.
- Ja… - zaczęłam. – Muszę zamknąć pewne sprawy. Potrzebuję na to czasu. To nie tak, że robiłam ci bezpodstawne nadzieje.
Patrzyłam mu w oczy i wiedziałam, że wyglądam jak zbity pies. Czułam się, jakbym prosiła go o drugą szansę, a ja nienawidziłam prosić się o jakąkolwiek szansę. Byłam przyzwyczajona, że zawsze dostaję to, czego chcę, nie prosząc się o nic. Czułam się upokorzona faktem, że muszę schować moją dumę do kieszeni i dać sercu pokierować moimi czynami.
To było takie idiotyczne i żenujące.
- Rób co chcesz, Triss. Pamiętaj tylko, że ja nie będę czekał w nieskończoność.
I poszedł. Zostałam sam na sam z mętlikiem w głowie.
Wróciłam do pokoju i ułożyłam się w tej samej pozycji co wcześniej. Właściwie… dlaczego czułam się upokorzona? Wszystko było moją winą. Krzywdziłam White’a; przez cały tydzień traktowałam go jak przypadkowego kolegę, a jeszcze kilka dni wcześniej byliśmy uroczą parką. Czułam się upokorzona, bo Dean mnie rozgryzł; zauważył, że zmieniam zdanie co chwila i że nigdy tak naprawdę nie planowałam, że będziemy razem. Zostałam zdemaskowana. A właściwie… uświadomiona. Przecież nie chciałam go skrzywdzić, a on pokazał mi, że przez cały czas to robiłam, tylko nie z premedytacją. Nie przemknęło mi nawet przez myśl, że te wszystkie beztroskie chwile mogą dla niego aż tyle znaczyć… oczywiście dla mnie też znaczyły wiele, ale z tyłu głowy wciąż miałam Seva, a Dean był, można powiedzieć, wypełniaczem. Zajmował moje myśli, kiedy Snape’a nie było. Teraz, kiedy znów się pojawił, White zszedł na boczny plan. Brakowało mi słów, żeby określić za jak złą osobę uważałam się w tamtym momencie.
Poczułam, że pojedyncza łza spływa po moim policzku. Skąd się wzięła? To łza smutku? Upokorzenia? Bezsilności? Złości?
Łzo, wynoś się stąd. Nikt cię tu nie zapraszał.

*

Przemierzając nocą korytarz zastanawiałam się, czy to niezabezpieczone wyjście z Hogwartu celowo jest tak łatwodostępne. Nikt nigdy tak naprawdę nie przypilnował, żeby je ukryć. Wchodziło się do opuszczonej sali w jednej z wież, wystukiwało kształt gwiazdy w ścianie i otwierało się ukryte przejście. Następnie schodziło się po drabinie – to było dość ryzykowne, ale czymże jest złamany kręgosłup wobec możliwości spotkania z Profesorem Pieprzonym Snape’m – aż do podziemi. Potem szło się kawałek nieoświetlonym korytarzem do schodów za starymi, skrzypiącymi drzwiami i już – jesteś na błoniach.
Kiedy wychodziłam, Marie chyba nie spała, ale nawet nie zapytała, gdzie wychodzę. Podejrzewam, że posłuchała moją rozmowę z Deanem i pomyślała, że sprawy, które muszę ułożyć, to te związane z tajemniczym panem z Hogsmeade, który nie istniał. Nie zadawała pytań, w zasadzie, to wyglądała, jakby była na mnie zła.
Kiedy wyszłam na błonia, w twarz uderzyło mnie lodowate powietrze. Owinęłam się ciaśniej płaszczem, ale mimo to drżałam z zimna i stresu. Brnęłam przed siebie w śniegu i czułam, jak narasta we mnie niepokój. Jednocześnie wiedziałam, że jeżeli zaraz mam się spotkać z Sevem, muszę zamknąć wszystkie emocje i myśli w szkatułce i ukryć je bardzo, bardzo głęboko.
Kiedy byłam już blisko wyznaczonego miejsca spotkania, serce tłukło mi się jak szalone. Stanęłam jakieś dwadzieścia metrów od skraju lasu i czekałam.
Pięć po północy. Sześć. Osiem, dziesięć.
Czas wlókł się niesamowicie. Drżałam na całym ciele; było mi coraz zimniej i byłam coraz bardziej zdenerwowana.
Dwanaście po północy. Błagam, tylko się nie spóźnij…
Kiedy po raz setny w przeciągu minuty spojrzałam na zegarek, kątem oka ujrzałam światło i jakieś zwierzę na jego tle. Uniosłam wzrok.
To była łania. Zwierzę było osnute łagodną, niebieskawą poświatą. Spoglądało wprost na mnie i było najpiękniejszym zwierzęciem, jakie kiedykolwiek widziałam w życiu.
Łania podeszła jeszcze bliżej mnie; właściwie miałam wrażenie, że snuje się, delikatnie lewitując nad ziemią. Im bliżej mnie była, tym mniejszy niepokój odczuwałam. Promieniowało od niej ciepło, a mimo, że jej światło było chłodne, roztaczało wręcz słoneczną aurę.
Mimowolnie ruszyłam za łanią, która jeszcze raz do mnie mrugnęła, po czym odwróciła się i zaczęła prowadzić mnie w stronę Zakazanego Lasu. Szłam za nią, prowadzona światłem i ciepłem, wymijając drzewa i zarośla. Nie wiem ile to trwało; być może trzydzieści sekund, a może godzinę? Czas wtedy nie istniał. Byłam zahipnotyzowana zwierzęciem, które miało ludzkie, pełne miłości i ciepła oczy…
Niemożliwe, żeby Patronus Snape’a miał w sobie miłość i ciepło. To nierealne.
Kiedy dotarłam do niewielkiej polany, łania wyskoczyła wysoko w górę i rozpłynęła się w powietrzu. Znów poczułam stres… nie, to nie był stres. To już nie był niepokój. To był przeszywający strach.
Co ja właśnie zrobiłam?! Weszłam w głąb lasu za jakimś surrealistycznym zwierzęciem, które mogło w ogóle nie istnieć… Kiedy stałam na tej pogrążonej w mroku polanie, miałam wrażenie, że wszystko mi się przyśniło. Albo, co gorsza – zaczynam świrować. Wyimaginowane zwierzęta, wyimaginowane ciepło… może Sev też był wyimaginowany? Może to wszystko objawy choroby psychicznej?
Chciałam biec. Uciekać, wyjść z tego lasu. Obróciłam się dwa razy w kółko i kompletnie zatraciłam orientację w terenie. Skąd przyszłam?! Oddech mi przyśpieszył, serce snów zaczęło tłuc się w piersi, jakby chciało z niej wyskoczyć. Spokojnie, Chevron, spokojnie… Ślady w śniegu, musiałaś zostawić w śniegu śla…
- Dziękuję, że przyszłaś.
Sparaliżowało mnie. Gdybym oglądała to z boku, pomyślałabym, że ludzie w takich momentach krzyczą… a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca.
Sev mówił szeptem. Stał tuż obok mnie, po mojej prawej stronie. Wzięłam głęboki wdech i powoli obróciłam głowę w jego stronę.
Wyglądał… inaczej. Nie był Sevem, którego widziałam ostatni raz. Nie miał nic wspólnego ze Snape’m, z którym sypiałam.
- Sev… - próbowałam coś powiedzieć, ale z mojego gardła wydobył się jakiś chrapiący syk.
Próbowałam przełknąć ślinę albo odchrząknąć, ale miałam wrażenie, że wszystko wewnątrz mnie odmawia mi posłuszeństwa. Szeroko otwartymi oczami obserwowałam mężczyznę, który stał obok mnie. Wyraz jego twarzy był kamienny, jak zwykle, ale…
Dobry Merlinie.
Sev miał dużo krótsze włosy niż zwykle. Były lekko zaczesane do tyłu; przedziałek zniknął. Miał co najmniej czterodniowy zarost. Wyglądał jeszcze dojrzalej i poważniej niż zwykle. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, ale nie odczytywał moich myśli, nie manipulował też moimi emocjami.
Byłam na skraju świadomości i omdlenia. Z jednej strony nadal chciałam uciec, a z drugiej rozpaczliwie pragnęłam rzucić się na Seva i mocno do niego przylgnąć. Było mi słabo i niedobrze. Kręciło mi się w głowie.
- Pozwól – powiedział Sev i złapał mnie za ramię.
Ciemność zaczęła napierać na mnie ze wszystkich stron. Byłam pewna, że mdleję.

Zachwiałam się na nogach, kiedy z cichym pyknięciem aportowaliśmy się w rozjaśnionym płomieniami z kominka pomieszczeniu. Sev przytrzymał mnie mocno za oba ramiona i poprowadził w stronę kanapy przed paleniskiem. Posadził mnie na niej; byłam sparaliżowana, ale już nie strachem. Nie do końca wiedziałam, czym. Nie potrafię opisać uczuć, które tłukły się wtedy w mojej głowie.
Sev uklęknął przede mną i ujął moje dłonie w swoje. Przyglądałam się jego zmienionej twarzy i w świetle płomieni zaczynałam dostrzegać coraz więcej szczegółów. W jego oczach malowało się okropne zmęczenie; były przekrwione i załzawione. Był szczuplejszy na twarzy, może nie wychudzony, ale nie wyglądał zdrowo.
Ale prawdziwy wstrząs przeżyłam, kiedy zauważyłam świeżą, lekko zaróżowioną bliznę przecinającą jego lewą brew. Na pewno wcześniej jej tu nie było.
Próbowałam sobie przypomnieć jak szłam przez błonia na to spotkanie; miałam bojownicze nastawienie i obiecywałam sobie, że w razie potrzeby będę miotać zaklęciami na lewo i prawo. Spodziewałam się, że rozmowa z Sevem nie będzie przyjemna, a ja muszę przygotować się na każdy scenariusz. Byłam pewna swego i silna.
Miałam wrażenie, że od tamtego momentu minęły wieki.
Teraz siedziałam roztrzęsiona, wpatrzona w Severusa, bezbronna, słaba i pozbawiona umiejętności myślenia. Krew odpłynęła mi z kończyn i gdzieś wyparowała.
- Nie chcę tego robić wbrew tobie - oznajmił Sev prawie szeptem – ale muszę.
Przyłożył dłoń do mojego policzka i poczułam, jak przez całe moje ciało przelewa się kojące ciepło. Osunęłam się na kanapie, odchyliłam głowę w tył i odetchnęłam. Mięśnie rozluźniły się, a serce znów zaczęło bić normalnie. Odzyskałam krążenie w rękach, poczułam, że dłonie stają się cieplejsze, a pod nogami mam grunt. Przestało mi się kręcić w głowie i zniknęły mdłości.
Kiedy Sev zabrał dłoń z mojego policzka na ułamek sekundy znów poczułam przeszywający chłód i paraliż, ale szybko go opanowałam i moje emocje i ciało znalazły się w stanie pośrednim między odprężeniem, a łagodnym napięciem.
Myśli wróciły na swoje miejsce. Znów spojrzałam na Snape’a i próbowałam sobie przypomnieć, jakie pytania chciałam mu zadać, ale odniosłam wrażenie, że one już nie mają żadnego znaczenia. Zanim zdążyłam się zastanowić, co mówię, spytałam:
- Co ci się stało?
- Po kolei – Sev wstał, zauważając moją wyraźną poprawę. – Jesteś głodna? Napijesz się czegoś?
Zniknął gdzieś za moimi plecami, a ja nie chciałam obracać się za nim, pamiętając o tym, że nie mogę wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, bo jeszcze przed chwilą byłam na granicy omdlenia.
- Obawiam się, że nic nie przełknę – powiedziałam i zaczęłam powoli zdejmować płaszcz i szalik.
W tamtym momencie wydawało mi się to tak ogromnym wysiłkiem, że kiedy skończyłam, opadłam na poduszki, starając się uspokoić oddech. Severus krzątał się za moimi plecami – słyszałam odgłos nalewania czegoś do filiżanek – ale nadal nie chciałam na niego patrzeć.
- Gdzie jesteśmy? – spytałam, omiatając wzrokiem wnętrze.
Albo było bardzo stare, albo urządzone w tym stylu; po chwili zastanowienia uznałam, że raczej bardzo stare. Meble miały co najmniej sto lat i wyglądały, jakby zaraz miały się rozsypać. Tapeta odchodziła ze ścian płatami, a podłoga reagowała rozpaczliwym skrzypnięciem na każdy krok.
- We Wrzeszczącej Chacie – odparł Sev.
- Co?! Przecież tu straszy!
Wolę nawet nie myśleć, jak idiotycznie to musiało zabrzmieć.
- Nie wierz w bajki.
Mimo wszystko w pomieszczeniu było czysto, schludnie i przytulnie, do tego płomienie z kominka dawały przyjemnie ciepło. Wyciągnęłam dłonie w ich stronę, starając się ogrzać. Sev po chwili usiadł obok mnie i podsunął mi filiżankę z herbatą. Pachniała imbirem i ognistą whisky. Wzięłam ją w dłonie i upiłam mały łyk – herbata z prądem jeszcze nigdy aż tak mi nie smakowała, a fala ciepła, która rozlała się po moim gardle była jak zstąpienie anioła.
Sev milczał; wpatrywał się w ogień i także trzymał w dłoniach filiżankę z herbatą. Spojrzałam na niego ukradkiem. Był przygarbiony i wyglądał, jakby całkowicie opadł z sił, jakby postarzał się o co najmniej dziesięć lat w ostatnim czasie.
Mimo to w jego wyglądzie było coś, co niesamowicie mnie hipnotyzowało. Może ta całkiem inna fryzura, może zarost… coś dodawało mu uroku, którego przenigdy w nim nie dostrzegałam. Przesunęłam się w jego stronę minimalnie i wciągnęłam powietrze nosem. Jego zapach nadal działał na mnie tak, że mogłabym stracić zmysły.
Pamiętałam jednak, że zanim stracę z nim zmysły, muszę zadać dużo pytań.
- Powiedz to – oznajmił, przerywając ciszę. Mówił łagodnym, spokojnym głosem, który do niego nie pasował. – Powiedz, jak złym człowiekiem jestem, Trinity. Chcesz to powiedzieć.
- Jesteś najgorszym człowiekiem, jakiego znam – odparłam bez zawahania.
Brzmiałam pewnie; aż sama się zdziwiłam, że nie mam już roztrzęsionego, płaczliwego głosu.
- Teraz mi powiedz, gdzie byłeś – dodałam po chwili i przeniosłam spojrzenie na niego.
Nadal wpatrywał się w dal i miałam wrażenie, że rozmawiam z całkiem innym człowiekiem, że to nie jest Sev, którego znałam.
Po chwili z trwogą zauważyłam, że ma na sobie szarą koszulę. Szarą, nie czarną. Człowiek-pogrzeb miał na sobie szarą koszulę.
Z jeszcze większą trwogą zauważyłam, że spod podwiniętego rękawa wystaje fragment tatuażu; takiego samego, jak ten Lucjusza.
- Nie mogę powiedzieć ci, gdzie byłem – oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała nutka typowego dla niego chłodu; poczułam coś na kształt ulgi. – Ale muszę przygotować cię na to, że niedługo ludzie, po których byś się tego nie spodziewała, będą zadawać ci wiele pytań i składać ci propozycje, których nie będziesz mogła odrzucić.
- Co to ma znaczyć?
- Zobaczysz, Triss. Przed tobą są trudne wybory i bolesne nakazy. Nie wiem jak na to zareagujesz, ale powinnaś się spodziewać.
- Czy ty właśnie powiedziałeś do mnie „Triss”? Nigdy nie mówisz do mnie „Triss”.
Przemilczał to. Zaczynał irytować mnie brak kontaktu wzrokowego. Poza tym niepokoił mnie fakt, że Sev jest jakby… przygaszony. Jakby… czuł przede mną malutki, malusieńki respekt.
- Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać, skoro nawet nie chcesz mi powiedzieć co tak naprawdę mnie czeka? – ciągnęłam. – Rzucasz jakieś hasła, w zasadzie mogłabym pomyśleć, że mi grozisz. Mogłabym wyjść stąd i pójść prosto do Dumbledore’a. Mogłabym powiedzieć o tym, że sypialiśmy ze sobą, że mnie uwiodłeś. Albo lepiej, że zmuszałeś mnie do tego, że teraz jesteś w pobliżu, chociaż nie ma cię w Hogwarcie, mogłabym cię zniszczyć, jakbym tylko chciała. Dumbledore posłuchałby mnie. Byłabym ofiarą.
Przez jego twarz przemknął cień szyderczego uśmiechu.
- Mylisz się.
- Sev, sypiałeś z uczennicą. Mogłabym z tego zrobić ogromną aferę. Dumbledore wylałby cię i…
- Dumbledore wie.
Po raz kolejny tego wieczora byłam sparaliżowała. Zamrugałam oczami i przez chwilę myślałam, że mam zawał serca.
- Dumbledore wie? – powtórzyłam bezwiednie.
- Nie zna wszystkich szczegółów – odparł. – Ale wie o tym, że łączy nas… bardziej ścisła zażyłość.
- Jak to odkrył?
- Powiedziałem mu.
Przeżywałam kolejny paraliż.
- To… to dlatego musiałeś się ukryć na jakiś czas?
Parsknął pogardliwie.
- Nie schlebiaj sobie, Chevron – rzucił nieprzyjemnym tonem, ale po chwili znów zaczął mówić cicho i łagodnie. - Powiedziałem mu o twoich zdolnościach. Wie o wszystkim i będzie chciał złożyć ci propozycję. Prawdopodobnie będziesz musiała się na nią zgodzić.
- O moich zdolnościach? – wychrypiałam.
Dopiero wtedy Sev spojrzał mi w oczy. Patrzył długo, świdrował mnie wzrokiem, ale nadal nie wkradał się do mojego umysłu.
- Wiesz, kiedy czytam ci w myślach – zaczął – tego nikt nie wie ot tak. Żeby to wyczuć trzeba lat praktyk, morderczych ćwiczeń, od których może się poprzewracać w głowie. Potrafisz odepchnąć moje emocje. Potrafisz sprawić, że… nie czuję żadnych twoich uczuć. A innym razem przedstawiasz mi celowo i bardzo wyraźnie określone wspomnienia. Nikomu się to nie udaje. Najpotężniejsi czarodzieje tego świata są dla mnie otwartą księgą, jeśli tylko tego chcę. Ty się zamykasz. Potrafisz się odizolować.
Zamilkł. Patrzyliśmy sobie w oczy przez długą chwilę, aż wbrew własnej woli wymsknęło mi się:
- Co ty pieprzysz?
Nie odpowiedział, ale przeniósł wzrok z powrotem na płomienie.
- Sev… jak nie mam ochoty, żebyś czytał mi w myślach, to się odcinam. To nie jest nic trudnego. Jestem pewna, że każdy potrafi to zrobić.
Pokręcił głową.
- Każdy może próbować to wyćwiczyć, ale nikt nie ma tak wyczulonej bariery umysłowej, żeby wiedzieć, kiedy ktoś czyta mu w myślach.
- Bariery umysłowej?
Nie byłam w stanie uwierzyć w jego słowa.
- Niektórzy nazywają to aurą. Coś, co cię otacza i zapobiega przedostaniu się nieproszonych wiązek energii do twojego umysłu. Istnieje razem z tobą i pomimo ciebie. Nie masz na nią wpływu, chyba, że jesteś mną albo tobą.
- To brzmi jak bełkot jakiejś wróżki.
- Pewnie ktoś przedstawi ci to znacznie lepiej, nigdy nie interesowała mnie teoria.
Milczeliśmy przez chwilę. W mojej głowie szalały myśli i pytania.
- Nie wierzysz? – spytał Sev.
Miałam ochotę krzyknąć „spójrz na mnie!”. Nie patrzył mi w oczy, wpatrywał się w płomienie, jakby odbywało się tam jakieś wciągające przedstawienie. Przecież Sev był osobą, która nie zrywa kontaktu wzrokowego w rozmowie; a już na pewno nie w ważnej rozmowie. Zawsze świdrował mnie spojrzeniem do tego stopnia, że na myśl przychodziła mi ogromna igła wbijająca się w oczy.
- Nie wierzę, że mam jakieś zdolności. Albo… nie wierzę, że to co robię, to jest jakaś specjalna zdolność.
- Co poczułaś przed chwilą?
- Słucham?
- Co sobie przed chwilą pomyślałaś, patrząc na mnie?
Zamyśliłam się. Głównie snułam intensywne rozważania nad przyczyną tego, że Sev nie patrzy mi w oczy; to zajmowało mi większość myśli. Przyjrzałam mu się jeszcze raz i przypomniałam sobie, jak chwilę wcześniej wydał mi się przygaszony. Pomyślałam wtedy, że czuje przede mną malutki…
- Respekt, prawda? – spytał. – Miałaś wrażenie, że czuję przed tobą respekt.
Nie wiem który raz z rzędu byłam na pograniczu paraliżu i zawału serca.
- Jak… przecież… - wykrztusiłam. – Odczytałeś to z moich myśli?
Wreszcie spojrzał mi w oczy. Odstawił filiżankę na stolik, obrócił się w moją stronę i przysunął do mnie. Złapał mnie za dłoń i nie miało to nic wspólnego z przyjaznym gestem, a ja zadrżałam, czując dotyk jego lodowatej skóry. Kiedy zaczął mówić, miał chrapliwy, nienaturalny głos, który nie był głosem Severusa Snape’a.
- Nie. Czuję przed tobą respekt, bo to, co robisz, potrafią zrobić cztery osoby na świecie. Dwójka z nich to najpotężniejsi czarodzieje naszego stulecia. Trzeci jestem ja. Czwarta jesteś ty.


Potrzebowałam chwili, żeby opanować kolejny paraliż ciała. Sev w tym czasie dolał nam herbaty i dorzucił drewna do kominka. Siedziałam wyprostowana, z dłońmi na kolanach. Kiedy odrętwienie zaczęło ustępować, poczułam, że drżę na całym ciele. Przechodziły mnie dreszcze, kiedy coraz bardziej wierzyłam w słowa Seva. Przez umysł przelatywały mi chaotyczne myśli. Nie wiedzieć skąd przyszły mgliste wspomnienia; będąc małym dzieckiem zawsze wiedziałam, kiedy rodzice są na mnie źli, a kiedy tylko udają, żeby zrobić na mnie wrażenie. Byłam najlepszym kłamcą wśród rodziny i znajomych, a także zawsze wiedziałam, kiedy ktoś inny kłamie. Uznawałam to za normalne, że ludzie wokół mnie mają dobry nastrój tylko wtedy, kiedy i ja mam dobry, i zły, kiedy ja mam zły. Bolało mnie przypuszczenie, że przez całe życie mogłam brutalnie manipulować emocjami innych, nie będąc tego świadomą.
Sev usiadł obok i otoczył mnie ramieniem. Kilkaset lat świetlnych wstecz, kiedy szłam na to spotkanie, obiecywałam sobie, że jeśli spróbuje mnie dotknąć, rzucę na niego jakieś bolesne zaklęcie. Teraz nie protestowałam, nie przyszła mi do głowy nawet taka opcja.
- Przypomnij sobie zajęcia dla przyszłych aurorów u McGonagall sprzed świąt – zaczął Sev, a w jego głosie z powrotem zawitała nutka chłodu. – Miałaś wyłączoną czujność i myślenie, nie spodziewałaś się tego, co się wydarzy, a zareagowałaś tak, jakbyś była na to w pełni przygotowana. Nie wydało ci się to dziwne?
- Skąd o tym wiesz? – spytałam.
Milczał.
- Sev? To ty kazałeś zrobić McGonagall te zajęcia? Żeby sprawdzić, czy się nie mylisz?
- Tylko podsunąłem jej pomysł.
- Więc to co robię, to Oklumencja, tak? Obrona przed ingerencją z zewnątrz?
- To najwyższy poziom zaawansowania Oklumencji. Nie masz świadomości swoich umiejętności, więc trzeba będzie je oszlifować. Nauczyć cię panować nad nimi.
Wolałam nawet nie pytać w jaki sposób przebiega taka nauka. Ale nie byłam zdziwiona faktem, że to Sev stał za tematem tamtych zajęć. Od początku wydawały mi się jakieś dziwne… całkiem inne, niż te, które odbywały się wcześniej.
- Dlaczego uważasz, że te umiejętności są przydatne? – spytałam. – Czemu ktoś miałby mi coś proponować w związku z tym?
- Nie mogę ci tego powiedzieć teraz.
- To po co mnie tu ściągnąłeś? Nie możesz powiedzieć mi nic teraz, ale twierdzisz, że wkrótce się dowiem. Nie mogłam poczekać do tego „wkrótce”?
- Chciałem cię zobaczyć – odparł, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
- Słucham? Chciałeś mnie zobaczyć? Sev, przecież ty nic nie chcesz. Na pewno nie chcesz mnie zobaczyć, niby dlaczego? Czym ja dla ciebie jestem? Przecież ty nie masz żadnych uczuć. Nie różnisz się niczym od bezemocjonalnego socjopaty.
- Mam… uczucia – wycedził jakby z trudem, jakby nie mogło przejść mu to przez gardło. – Przecież je wyczuwasz.
- Nie wyczuwam ich.
- Wyczuwasz, tylko o tym nie wiesz.
- Przestań.
- Tak będzie ci prościej – warknął, po czym złapał mój nadgarstek, szarpnął go w swoją stronę i przycisnął mocno moją dłoń do jego piersi na wysokości mostka.
Setki razy wsłuchiwałam się w bicie jego serca; zawsze było spokojne i miarowe. Teraz wyczuwałam, jak nieregularnie tłukło się, mimo, że ciało Seva zdawało się być całkowicie rozluźnione.
Początkowo czułam tylko bicie serca i nie za bardzo wiedziałam o co dokładnie chodziło Snape’owi. Uważał, że bijące serce świadczy o uczuciach? Może chodziło mu o ten nienaturalnie przyspieszony puls?
Po chwili poczułam, jak z dłoni, przez ramię, bark, aż do mojego serca przepływa dziwna fala ciepła. Jednocześnie w umyśle widziałam przeplatające się, różnokolorowe obłoki dymu, jakby mieszająca się mgła, która jednak nie łączy się w jedno – cały czas dawała się odróżnić czerń, zieleń, biel, odrobina szkarłatnej czerwieni i pojedyncze błyski srebra. Przywodziła na myśl lekki, lejący, różnokolorowy materiał przepleciony połyskującą nitką.
Poczułam też emocje… ale one nie były moje. Były, owszem, w moim umyśle, ale miałam wrażenie, że są gdzieś całkiem osobno, obok, odizolowane od moich uczuć. Czułam tam respekt, podszyty lekkim lękiem. Ten respekt miał kolor zielony. Nie wiem jak, po prostu wiedziałam, że jest zielony. Lęk wywodził się z połączenia czarnego i białego obłoku i był szary, stwarzał prawie niezauważalną poświatę wokół zielonego respektu. Szkarłatna czerwień była złością i było jej najwięcej. Miałam wrażenie, że momentami czerwona mgła skrapla się i tworzy cienkie strumienie, przypominające krew. Czarny przedstawiał cierpienie tak głębokie, że w zasadzie był mroczną, pustą otchłanią, a nie wyraźnie rozróżnialną mgłą. Wraz z białym i srebrnym tworzył gdzieniegdzie lekkie, szare obłoki, które były…
Osłabiającym przywiązaniem, które powodowało strach przed stratą.
Zabrałam dłoń z serca Seva; uczucia wyparowały, obłoki zniknęły. Pojawił się mój własny obezwładniający niepokój i szok.
Z początku chciałam zapytać, jakim cudem jest to możliwe, ale dotarło do mnie, że kompletnie mnie to nie interesuje. Zamiast tego spytałam:
- Skąd w tobie tyle złości i cierpienia?
Nie odpowiedział, ale nagle dotarło do mnie, że w ten sposób znika Strefa Tajemnic Seva, których nigdy nie poznam. Wszystko, co tak skrupulatnie ukrywał, będę kiedyś w stanie poznać. A on sam panicznie boi się momentu, w którym brutalnie wkroczę do Strefy już-nie-tajemnic Seva.


Milczeliśmy bardzo długo. Spojrzałam na zegarek; było wpół do drugiej. Dziwne, wydawało mi się, że siedzimy tam już kilka godzin i zaraz będzie świtać.
Miałam nieco mniejszy mętlik w głowie i zaczęłam akceptować fakt, że te całe moje „umiejętności” są prawdziwe. Siedziałam wpatrzona w ogień, a Sev krzątał się w kuchni za moimi plecami. Myślałam intensywnie, ale spokojnie. Analizowałam wiele wspomnień i pomysłów, starałam się ocenić prawdopodobieństwo, że to wszystko jest tylko kolejną manipulacją Seva i uznałam, że taka możliwość raczej nie istnieje. Bardzo starałam się w to wierzyć; wątpliwości postanowiłam odłożyć na później, a teraz przyglądałam się nowym faktom.
- Na pewno nie jesteś głodna? – spytał Sev, przerywając ciszę.
- Nie, ale nie pogardziłabym herbatą.
Po chwili ustaliłam kolejny wniosek. Skoro Sev traktował mnie inaczej, musiał wiele rzeczy wcześniej sprawdzić i przemyśleć. Zaczął czuć przede mną respekt i bać się, że poznam jego tajemnice. Jednoznacznie świadczyło to o tym, że przestał być panem i władcą tej relacji. Czułam, że od teraz będę w stanie wywrzeć na niego jakiś minimalny wpływ. To uczucie powodowało we mnie chorą ekscytację.
Sev wrócił; usiadł obok mnie i podał mi filiżankę z parującą herbatą.
- Co ci się stało? – spytałam. – Wyglądasz inaczej. Masz bliznę, jesteś chudy. Masz krótsze włosy i nawet jesteś inaczej ubrany. I powiedziałeś do mnie dzisiaj „Triss”. Zmieniłeś się. Przywodzisz na myśl szpiega, który zmienia tożsamość na potrzeby zadania.
Kącik jego ust drgnął nieznacznie w szyderczym uśmiechu. Sev odstawił filiżankę na stół, zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule i bez pośpiechu w bardzo czuły punkt poniżej ucha.
- Możesz mnie tak nazywać, jeśli chcesz – wyszeptał.
Znów przywołałam wspomnienie, w którym obiecywałam sobie, że będę miotać w niego zaklęciami, jeśli mnie dotknie.
Teraz uznałam, że to odpowiedni moment, żeby stracić zmysły.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

~*~

W ten oto sposób kończymy pierwszą część opowiadania! Ale bez łez i rozpaczy, ciąg dalszy oczywiście nastąpi :D Tak jak mówiłam na samym początku – część pierwsza to tylko taki rozbieg, rozpęd, bo akcja zacznie się w drugiej części – a w każdym razie ta akcja, na którą ja sama osobiście najbardziej czekam i którą układam sobie w wyobraźni już od prologu :D

Rozdział miał być wczoraj, ale, kurczeblaszka, nie ukrywam, że stresowałam się przed dodaniem go. Zawsze się martwię, jak ocenicie sceny z Sevem, bo one są dla mnie (i dla fabuły!) zawsze ogromnie ważne, a wczoraj, zamiast dodać trzykrotnie sprawdzony już rozdział, postanowiłam sprawdzić go jeszcze czwarty raz i co nieco pozmieniać tu i tam. Także tak. No, ale jest. 

Muszę chyba w końcu zrobić coś, czego za często nie robię, a powinnam – to znaczy z całego serca podziękować moim najwspanialszym na świecie czytelnikom <3
Dajecie mi mnóstwo pozytywnej energii, weny i chęci do tworzenia. Czuję, że piszę nie tylko dla własnej satysfakcji, ale też daję Wam odrobinę rozrywki, a chyba każdy lubi się dzielić pozytywnymi uczuciami. Powinnam podziękować każdemu z osobna, jednak wtedy bałabym się, że kogoś przypadkiem pominę, a każdy czytelnik jest dla mnie wyrocznią i inspiracją.
Niemniej jednak muszę tutaj wspomnieć i specjalnie podziękować paru wyjątkowym osobom z imienia.
Wspaniałej Sophie Casterwill, która przecierpiała ból tłustych włosów Seva i mimo niechęci do niego, przeczytała moje opowiadanie (gwarantuję, że z okazji ostatniego rozdziału tej części i nowej fryzury Sev umył włosy!). Nie wiem czy wiecie, ale to właśnie Sophie zainspirowała mnie jednym komentarzem do powrotu do pisania po latach. Ogromne dzięki, misiek <3
Dziękuję mamie i tacie XD Nie no, żartuję. Nie, nie żartuję. Serio dziękuję, są najlepsi na świecie.
Dziękuję Szczęśliwej Trzynastce, która jest ze mną od początku i która pokazała mi, że nie taki Snape zły, jak go malują. Dziękuję Arcanum Felis, która dzielnie komentuje każdy rozdział :D Dziękuję Emily Jones, Nil Krokusy i Lamii, które również są tutaj od początku. Dziękuję Camille Blue, (halo, halo, jesteś tam gdzieś jeszcze? :D) która czytała mnie jeszcze ohohoho lat temu, w czasach utopijnych opowiadań o Syriuszu. Z pewnością jest jeszcze więcej osób, które czytają mnie od początku i to właśnie Wam jestem najbardziej wdzięczna, bo to Wy pokazaliście, że jest sens to pisać dalej, bo osoby czytają i zostają na stałe, a nie tylko przelotnie oglądają i wychodzą.
Dziękuję Krzysztofowi Kolumbowi za to, że odkrył Amerykę XD
Dziękuję za wszystkie komentarze – każdy z nich jest dla mnie ogromną inspiracją, każdy czytam i nawet jeśli nie na każdy odpisuję, to po każdym zostaje mi troszkę ciepełka w sercu.
Dziękuję J. K. Rowling!

Dobra, już, bo rzygam tęczą XD

Ze spraw organizacyjnych:
W pierwotnej wersji miałam plan, żeby sobie wszystko poukładać i ustalić dobry plan na drugą część, ale w sumie plan jest już ustalony i sporo do przodu napisane, w związku z czym nie będę Was torturować i rozdział kolejny pojawi się za tydzień :D
Być może wpadnie jakieś Drabble albo Sevmind w międzyczasie – zależy od czasu i weny.

To tyle. Jeszcze raz ogromnie dziękuję <3 <3 <3


I’ll be back! 

PS W zakładce "bohaterowie & o opowiadaniu" pojawiło się parę nowości. Potraktujcie je jako małą zapowiedź kolejnej części :D

11 komentarzy:

  1. Na szare gatki nastoletniego Seva! Dziękuję za wspomnienie o mnie <3
    Czekałam, czekałam i wreszcie się doczekałam, jest! Rozdział cudowny, czytałam go z niesamowitą przyjemnością, a mój wewnętrzny "Team Sev" piał z zachwytu. Wspaniale ukazujesz emocje Triss - są takie prawdziwe, jej wątpliwości, smutek, strach... No i zrobiłaś z Seva takiego faceta, że... no wiesz co bym z nim zrobiła bez wahania :P.
    Nie przejmuj się tak bardzo nami, pisz tak abyś Ty była zadowolona :D. Twoja historia jest naprawdę bardzo wciągająca! Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
    Pozdrawiam i weny życzę :*

    P.s. - jeden-cztery-dziewięć-dwa, Kolumb Amerykę zna! Taki wierszyk aby zapamiętać datę :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak "robiłam" Seva z tego rozdziału, to parę razy musiałam sama się walnąć w twarz, żeby sobie przypomnieć, że haaalohalo, to nadal jej człowiek-pogrzeb, nie rób z niego szarmanckiego ruchacza XD

      Dziękuję ślicznie za komentarz! Jakże mogłabym Ciebie nie wspomnieć :D <3

      Usuń
    2. Szarmancki ruchacz xP
      Błagam, pozwól mi kiedyś to określenie wykorzystać! Musze je włożyć komuś w usta w którymś z moich fanfików :D

      Usuń
    3. "Szarmancki ruchacz" i "przeżegnać się stopą" to klasyczne cytaty z Wełny XD
      Wkładaj je komu tylko chcesz! Będę zaszczycona :D

      Usuń
  2. W pierwszej kolejności, chciałabym podziękować, że umieściłaś mnie w swojej tęczy. :D
    Większość z tego, co chciałabym ci powiedzieć, napisała już Szczęśliwa Trzynastka; chodzi o pokazanie uczuć Triss i o to, jak przedstawiasz Seva. Pewnie wszystkie chciałybyśmy widzieć go właśnie jako szarmanckiego ruchacza pod przykrywka tajemniczego człowieka – pogrzebu, i dlatego pewne zabiegi, mające na celu pokazanie jego ludzkiej twarzy są konieczne. Właśnie dlatego, jak dla mnie jest super i jeśli Szczęśliwa się zgodzi, to chętnie dołączę do tego, co ma zamiar zrobić z naczelnym ruchaczem Hogwartu. ;) błahahahahaha
    Ważne jest również to, że akcja toczy się w momencie, gdy Czarny Pan wraca i pewne wydarzenia mające wpływ na bohaterów jeszcze nie miały miejsca.
    A teraz przejdźmy do rozterek Triss; z jednej strony „normalny”, zakochany, młody chłopak, a z drugiej... no właśnie. Ciężki orzech do zgryzienia. Oprócz tego dziewczyna wyczuwa, że coś wisi w powietrzu, a do tego dowiaduje się, że posiada jakieś nadprzyrodzone zdolności, o których wcześniej nie miała pojęcia i będzie miała do odegrania w najbliższym czasie jakąś rolę. Nie zazdroszczę jej i niecierpliwie czekam, jak pociągniesz to dalej i jak będzie wyglądała „właściwa akcja”.
    Podsumowując, to co robisz – robisz cholernie dobrze! Podoba mi się!
    Pozdrawiam serdecznie, weniska życzę i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Triss nie ma lekko - to prawda, ostatnio trochę jej kłód pod nogi rzucam xd
      Rozdział pojawi się chyba jeszcze dziś!
      Dziękuję! <3

      Usuń
  3. Witaj kochana :)
    Po pierwsze: dziękuję za wyróżnienie mojej skromnej osoby :D dobrze wiesz, że lubię komentować, więc to dla mnie sama przyjemność ;)
    Po drugie: Rozdział bardzo mi się podobał. Pomimo tego, że team Dean chyba się kończy :( Sev mnie zaintrygował i to mnie bardzo dziwi, bo niezbyt lubię tą postać. W takiej odsłonie jest mega tajemniczy i hmmm interesujący :) Tak myślałam, że Triss ma wyróżniające ją zdolności. Ktoś tu musi być tym super hero :D
    Oczywiście czekam na ciąg dalszy i życzę morza weny <3
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowości
    http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/ rozdział 16
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/ 1 rozdział nowej historii

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zaległości mam u Ciebie, bo tworzysz w takim tempie, że nie nadążam! XD
      Dzięki! <3

      Usuń
  4. Hej, bejbs.
    Z tej strony Twoja najzajebistsza Zośka Kasterwill. Chwilowo mogę pisać z anonima, bo sytuacja mnie do tego zmusza. Ale wróćmy do rozdziału (do cytowania, w zasadzie).
    ,,Zapomniałam o Deanie; burza w mojej głowie – ta sprzed zniknięcia Seva – rozpoczęła się ponownie." Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.
    NAAAAJNNNNNN! *ach ten mój niemiecki <3*
    ,,Okej, może nie każda, ale ja byłam trochę nienormalna."
    Trochę, Rybko? Trochę? XD
    ,,- Triss, Dean cię szuka" *-*
    Najprostszy sposób, żeby na mej ślicznej mordce pojawił się wyszczerz od uch do ucha.
    ,,- Wiem na kiedy się umawialiśmy, Triss. Po prostu myślałem, że… - urwał. Miał dziwne spojrzenie; już nie był naburmuszony, raczej zawiedziony.
    - Że co?
    - Że nic. Nie wiem, co ja sobie myślałem."
    Najprostszy sposób, żeby złamać mi serce. Brawo, panno Welniewicz. Brawo. Chyba tylko ty umiesz mnie doprowadzić do tak żałosnego stanu.
    ,,Wyglądał… inaczej." Umył włosy B)
    No to koniec z cytowaniem.
    Ach, doszliśmy (bez podtekstów proszę xD) do końca pierwszej części! Myślę, że to była ta spokojniejsza.
    Teraz to dopiero rozpocznie się akcja! *0*
    Ale wracając do rozdziału.
    Wierz mi lub nie, ale... ja chyba zaczynam lubić Severusa. Ale tylko tego twojego blogowego. Za kanonicznym wciąż nie przepadam. Po tej misji widać, że się zmienił.
    Podoba mi się to jego ocieplenie stosunku względem Rybki. Teraz stał się bardziej... ludzi i myślę, iż mogę go za to polubić. Poza tym... yeah! W końcu zrobił coś z włosami! <3
    Ale i tak ci nie wybaczę tego, co zrobiłaś z Deanem.
    Tak poza tym, jest jakaś szansa, że ich relacje w następnej części się poprawią (nie odpowiadaj, daj mi żyć złudzeniami)? Normalnie to bym się wkurzyła na Trish za takie traktowanie pana Złotookiego (baj de łej. On i Sophie mają taki sam kolor oczu, więc w razie czego... no wiesz, Sophie może go zawsze chętnie pocieszyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)), ale.. nie umiem. Trish-Fish jest zbyt zajebista, żeby się na nią gniewać xD
    Oooł... soł kjat. Dedykacja. Dla mnie... ołł ♥♥♥
    Ja naprawdę nie jestem ich warta, za takie gówniane komentarze, jak ten. Miałam wenę zanim zaczęłam pisać, a teraz... proszę, nie bij. Następny będzie lepszy!
    Życzę ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Zocha Kasterwil

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. FUCK YEAH ZACZYNASZ LUBIĆ SEVKA! O to mi chodziło! Jeden cel życiowy spełniony XD
      Spoczko, może Sophie popociesza Deana... a trochę będzie do pocieszania w następnym czasie :D
      Dzięki! <3

      Usuń
  5. Okej. Tak, jak obiecałam jestem. Może trochę późno - nie wiem. :) Jestem nieźle zaskoczona takim obrotem spraw. I znowu tajemnice, które zostaną zakryte kurtyną na jakiś czas. Świetnie piszesz i masz ciekawy pomysł na fabułę. :)

    Pozdrawiam,
    C.S Fox Potterhead

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdą opinię :)
Zostawiajcie linki do siebie, chętnie zaglądam.