Ile sił w nogach popędziłam do swojego
pokoju. List leżał na biurku dokładnie tam, gdzie go zostawiłam. Rzeczywiście
był zaczarowany; zadrżał delikatnie, kiedy wzięłam go w dłonie. Adres na
kopercie zapisany był wielkimi literami i nie sposób było rozpoznać czyje to
pismo.
Poznałam je od razu, jak odpakowałam list.
Tylko jeden człowiek na ziemi miał tak zgrabne, pochyłe pismo.
Skraj
Zakazanego Lasu, przy drodze do Hogsmeade, piątek, kwadrans po północy. Nie
spóźnij się.
S.
Jakim
cudem?!
W
mojej głowie zapanował mętlik. Nie, mętlik to za mało – to była burza, burza
zabójczej ilości myśli, pytań i wątpliwości. Skąd Sev wiedział, gdzie mieszkam?
Czemu chciał się ze mną spotkać? Dlaczego w jednej sekundzie zniszczył to, nad
czym tak bardzo pracowałam przez poprzedni miesiąc?! Chciałam zapomnieć,
cholera jasna!
Dlaczego?!
Jak?!
Opadłam
na krzesło. Odłożyłam list; miałam ochotę go zniszczyć. Sprawić, żebym myślała,
że nigdy nie istniał. A gdybym nie pojawiła się na tym spotkaniu? Załóżmy, że
list by do mnie nie dotarł, w końcu Sev nie znał mojego adresu, istniała opcja,
że…
Na
Merlina, jaka jestem głupia.
Sev
go nie znał, ale w szkole na pewno istniały kartoteki, w których były wszystkie
dane uczniów. Przecież i dyrektor, i McGonagall wysyłali listy do uczniów,
musieli więc mieć gdzieś zapisane ich adresy.
Opadłam
na łóżko bez sił. W jednej sekundzie cały mój entuzjazm i dobry humor
spowodowany miło spędzonym czasem u White’ów wyparował. Zapomniałam o Deanie;
burza w mojej głowie – ta sprzed zniknięcia Seva – rozpoczęła się ponownie.
*
Przez
cały dzień nie mogłam skupić się na niczym. Wszystko leciało mi z rąk; nie
umknęło to uwadze ojca, który dwa razy zapytał, czy wszystko ze mną w porządku.
Wieczorem
spakowałam moje rzeczy do kufra. List wrzuciłam na samo dno, chociaż zanim to
zrobiłam, przeczytałam go jeszcze z trzydzieści razy. Dotarło do mnie, że
siedząc na krześle i trzymając w dłoniach ten skrawek papieru czuję coś
dziwnego… poza tym, że był zabezpieczony potężnymi, pewnie czarnomagicznymi
zaklęciami i to mogło być tego przyczyną, to jeszcze świadomość, że jakiś czas
temu trzymał go w dłoniach Sev powodowała u mnie dreszcze… Ale to nie były
dreszcze grozy. To były dreszcze kobiety stęsknionej za dotykiem mężczyzny,
który…
Boże,
Chevron. Oszalałaś, oszalałaś całkowicie, w każdym kawałku.
Mimo,
że rozważałam niepojawienie się na spotkaniu, to w głębi duszy pragnęłam
zobaczyć Seva. Nie miałam pojęcia dlaczego; trudno powiedzieć, żebym się do
niego przywiązała albo martwiła o niego. Było mi dobrze z nim w łóżku, nocne
wymykanie się z dormitorium dawało mi mnóstwo emocji, poza tym która małolata
nie chciałaby spróbować romansu z dojrzałym mężczyzną… Okej, może nie każda,
ale ja byłam trochę nienormalna.
Właśnie
– nie mogłabym być taka zwyczajna jak Maxwell? Zakochuje się w chłopaku w swoim
wieku, jest z nim, snuje plany na przyszłość… czemu ja szukałam na siłę wrażeń?
Mogłam być z Deanem już od dawna, a tymczasem ja wymyśliłam sobie zabawy w
jakieś romanse z nauczycielami.
Trudno
było mi znów myśleć o Sevie w kategorii „facet, z którym sypiam” kiedy już
znałam rodzinę Deana. Byli wspaniałymi ludźmi, mieli w sobie tyle ciepła; to po
nich Dean odziedziczył ten uśmiech i pozytywne nastawienie. Z kimś takim
byłabym szczęśliwa. Snułabym utopijne życie… Ale każda utopia się kiedyś nudzi.
Zasypiałam
z myślą, że jestem bezduszna.
*
Pierwszy
tydzień szkoły po feriach jak zwykle był ciężki. Trudno było znów przestawić
się na tryb „nauka i obowiązki”, brakowało mi popołudniowego lenistwa i
wysypiania się we własnym łóżku. Nauczyciele nie dawali nam ani chwili luzu;
wszyscy byliśmy zajęci nauką od rana do wieczora. Nie miałam nawet za bardzo
czasu zastanawiać się ani nad tym, co mógł chcieć ode mnie Sev, ani nad Deanem,
który chyba cierpiał z powodu mojej nieczułości. Może byłoby inaczej, gdyby nie
nadchodzące spotkanie z Sevem… może zachowywalibyśmy się jak pełnoprawna para,
ale w tamtej sytuacji nie potrafiłam całować White’a, myśląc o Sevie.
W
piątek po lekcjach poszliśmy na kolejne zajęcia z McGonagall. Ćwiczyliśmy do
upadłego zaklęcia obezwładniające; wszystkie, jakie istniały. Przemknęło mi
przez myśl, że być może przydadzą mi się one przy spotkaniu z Sevem. Może się
to różnie skończyć, jeśli nie odpowie na pytania, które zaczęłam układać sobie
w głowie.
Kiedy
zajęcia się skończyły, wróciłam do dormitorium. Dopiero wtedy poczułam jakie
emocje mną targają. Można powiedzieć, że byłam zestresowana – siedziałam na
łóżku i mimo, że przykryłam się kocem, drżałam na całym ciele i było mi
nienaturalnie zimno. W głowie miałam przygotowane pytania; chciałam zapytać
Seva, dlaczego zniknął – to przede wszystkim. Później chciałam dowiedzieć się
dlaczego chciał spotkać się ze mną na takim uboczu, zamiast w gabinecie. Na
koniec, jeśli starczyłoby mi odwagi, chciałam zapytać go co będzie dalej z
nami. I czym było dla niego to, co trwało przez cały rok.
Czas
wlókł się niesamowicie. Próbowałam poczytać książkę, ale na niczym nie mogłam
się skupić, więc skuliłam się na łóżku i opatuliłam szczelnie kocem.
Przymknęłam oczy i próbowałam chociaż trochę uspokoić myśli, ale przeszkodziła
mi w tym Marie.
-
Triss, Dean cię szuka – powiedziała, wpadłszy do dormitorium. – Wygląda na
wkurzonego.
-
Powiedz mu, że źle się czuję.
-
Nie, Chevron – była bardzo stanowcza. – Nie wydurniaj się. Pogadaj z nim.
Jęknęłam
i zwlekłam się z łóżka. Dean rzeczywiście wyglądał na wkurzonego – stał pod
drzwiami naszego pokoju z rękami skrzyżowanymi na piersi i niezadowoloną miną.
- Co
jest? – spytałam nieco nieprzytomnie.
-
Myślałem, że jesteśmy umówieni na dzisiaj.
-
Słucham?
Zaczęłam
w myślach przerzucać wspomnienia ostatnich rozmów z nim. Niemożliwe, żebym
umówiła się z White’m na piątek. Na pewno planowałam z nim spędzić sobotę, ale
wiedziałam, że w piątek moje myśli będą za bardzo skupione na Snapie, żebym
mogła przebywać z Deanem.
-
Myślałem, że spędzimy dzisiaj wieczorem chwilę.
-
White, umawialiśmy się na jutro…
-
Wiem na kiedy się umawialiśmy, Triss. Po prostu myślałem, że… - urwał. Miał
dziwne spojrzenie; już nie był naburmuszony, raczej zawiedziony.
- Że
co?
- Że
nic. Nie wiem, co ja sobie myślałem.
Odwrócił
się na pięcie i myślałam, że sobie pójdzie, ale po dwóch krokach zawrócił i
powiedział:
-
Myślałem, że skoro sypiamy ze sobą, poznałaś moich rodziców i w ogóle dobrze
się dogadujemy to zaczniesz traktować mnie trochę bardziej poważnie. Ale widzę,
że nadal jestem kumplem. Albo zmieniasz zdanie co chwila, albo nigdy nie
planowałaś, że… będziemy… zresztą nieważne. Cześć.
Ruszył
przed siebie, ale zatrzymałam go, łapiąc za rękę.
-
Czekaj, Dean. To nie tak.
- A
jak? – wyrwał się z mojego uścisku. – Bawiłaś się dobrze, nie? Albo poznałaś
moich rodziców mugoli i uznałaś, że jednak nie chcesz zadawać się z mugolakiem?
Fajnie, Chevron. Ja też się dobrze bawiłem.
-
Boże, Dean, to kompletnie nie tak…
Ręce
mi opadły. Nawet nie byłam zła; czułam się bezsilna i było mi przykro.
Widziałam, że cokolwiek bym nie powiedziała, Dean obróci to przeciwko sobie.
Zresztą…
miał rację. Zmieniałam zdanie co chwila. Gdyby nie Sev, wszystko układałoby się
dobrze. Uznałam, że muszę mu o tym powiedzieć… to znaczy, nie dosłownie – nie
powiem mu przecież „słuchaj, kochanie, sypiałam ze Snapem i teraz muszę
powiedzieć mu, żeby spieprzał z mojego życia” - ale muszę poprosić go o czas.
I
podjąć decyzję. Zgodzić się, albo odrzucić utopię, którą oferowało życie z
Deanem.
- Ja…
- zaczęłam. – Muszę zamknąć pewne sprawy. Potrzebuję na to czasu. To nie tak,
że robiłam ci bezpodstawne nadzieje.
Patrzyłam
mu w oczy i wiedziałam, że wyglądam jak zbity pies. Czułam się, jakbym prosiła
go o drugą szansę, a ja nienawidziłam prosić się o jakąkolwiek szansę. Byłam
przyzwyczajona, że zawsze dostaję to, czego chcę, nie prosząc się o nic. Czułam
się upokorzona faktem, że muszę schować moją dumę do kieszeni i dać sercu
pokierować moimi czynami.
To
było takie idiotyczne i żenujące.
- Rób
co chcesz, Triss. Pamiętaj tylko, że ja nie będę czekał w nieskończoność.
I
poszedł. Zostałam sam na sam z mętlikiem w głowie.
Wróciłam
do pokoju i ułożyłam się w tej samej pozycji co wcześniej. Właściwie… dlaczego
czułam się upokorzona? Wszystko było moją winą. Krzywdziłam White’a; przez cały
tydzień traktowałam go jak przypadkowego kolegę, a jeszcze kilka dni wcześniej
byliśmy uroczą parką. Czułam się upokorzona, bo Dean mnie rozgryzł; zauważył,
że zmieniam zdanie co chwila i że nigdy tak naprawdę nie planowałam, że
będziemy razem. Zostałam zdemaskowana. A właściwie… uświadomiona. Przecież nie
chciałam go skrzywdzić, a on pokazał mi, że przez cały czas to robiłam, tylko
nie z premedytacją. Nie przemknęło mi nawet przez myśl, że te wszystkie
beztroskie chwile mogą dla niego aż tyle znaczyć… oczywiście dla mnie też
znaczyły wiele, ale z tyłu głowy wciąż miałam Seva, a Dean był, można
powiedzieć, wypełniaczem. Zajmował moje myśli, kiedy Snape’a nie było. Teraz,
kiedy znów się pojawił, White zszedł na boczny plan. Brakowało mi słów, żeby
określić za jak złą osobę uważałam się w tamtym momencie.
Poczułam,
że pojedyncza łza spływa po moim policzku. Skąd się wzięła? To łza smutku?
Upokorzenia? Bezsilności? Złości?
Łzo,
wynoś się stąd. Nikt cię tu nie zapraszał.
*
Przemierzając
nocą korytarz zastanawiałam się, czy to niezabezpieczone wyjście z Hogwartu
celowo jest tak łatwodostępne. Nikt nigdy tak naprawdę nie przypilnował, żeby
je ukryć. Wchodziło się do opuszczonej sali w jednej z wież, wystukiwało
kształt gwiazdy w ścianie i otwierało się ukryte przejście. Następnie schodziło
się po drabinie – to było dość ryzykowne, ale czymże jest złamany kręgosłup
wobec możliwości spotkania z Profesorem Pieprzonym Snape’m – aż do podziemi.
Potem szło się kawałek nieoświetlonym korytarzem do schodów za starymi,
skrzypiącymi drzwiami i już – jesteś na błoniach.
Kiedy
wychodziłam, Marie chyba nie spała, ale nawet nie zapytała, gdzie wychodzę.
Podejrzewam, że posłuchała moją rozmowę z Deanem i pomyślała, że sprawy, które
muszę ułożyć, to te związane z tajemniczym panem z Hogsmeade, który nie
istniał. Nie zadawała pytań, w zasadzie, to wyglądała, jakby była na mnie zła.
Kiedy
wyszłam na błonia, w twarz uderzyło mnie lodowate powietrze. Owinęłam się
ciaśniej płaszczem, ale mimo to drżałam z zimna i stresu. Brnęłam przed siebie
w śniegu i czułam, jak narasta we mnie niepokój. Jednocześnie wiedziałam, że
jeżeli zaraz mam się spotkać z Sevem, muszę zamknąć wszystkie emocje i myśli w
szkatułce i ukryć je bardzo, bardzo głęboko.
Kiedy
byłam już blisko wyznaczonego miejsca spotkania, serce tłukło mi się jak
szalone. Stanęłam jakieś dwadzieścia metrów od skraju lasu i czekałam.
Pięć
po północy. Sześć. Osiem, dziesięć.
Czas
wlókł się niesamowicie. Drżałam na całym ciele; było mi coraz zimniej i byłam
coraz bardziej zdenerwowana.
Dwanaście
po północy. Błagam, tylko się nie spóźnij…
Kiedy
po raz setny w przeciągu minuty spojrzałam na zegarek, kątem oka ujrzałam
światło i jakieś zwierzę na jego tle. Uniosłam wzrok.
To
była łania. Zwierzę było osnute łagodną, niebieskawą poświatą. Spoglądało
wprost na mnie i było najpiękniejszym zwierzęciem, jakie kiedykolwiek widziałam
w życiu.
Łania
podeszła jeszcze bliżej mnie; właściwie miałam wrażenie, że snuje się,
delikatnie lewitując nad ziemią. Im bliżej mnie była, tym mniejszy niepokój
odczuwałam. Promieniowało od niej ciepło, a mimo, że jej światło było chłodne,
roztaczało wręcz słoneczną aurę.
Mimowolnie
ruszyłam za łanią, która jeszcze raz do mnie mrugnęła, po czym odwróciła się i
zaczęła prowadzić mnie w stronę Zakazanego Lasu. Szłam za nią, prowadzona
światłem i ciepłem, wymijając drzewa i zarośla. Nie wiem ile to trwało; być
może trzydzieści sekund, a może godzinę? Czas wtedy nie istniał. Byłam
zahipnotyzowana zwierzęciem, które miało ludzkie, pełne miłości i ciepła oczy…
Niemożliwe,
żeby Patronus Snape’a miał w sobie miłość i ciepło. To nierealne.
Kiedy
dotarłam do niewielkiej polany, łania wyskoczyła wysoko w górę i rozpłynęła się
w powietrzu. Znów poczułam stres… nie, to nie był stres. To już nie był
niepokój. To był przeszywający strach.
Co ja
właśnie zrobiłam?! Weszłam w głąb lasu za jakimś surrealistycznym zwierzęciem,
które mogło w ogóle nie istnieć… Kiedy stałam na tej pogrążonej w mroku
polanie, miałam wrażenie, że wszystko mi się przyśniło. Albo, co gorsza –
zaczynam świrować. Wyimaginowane zwierzęta, wyimaginowane ciepło… może Sev też
był wyimaginowany? Może to wszystko objawy choroby psychicznej?
Chciałam
biec. Uciekać, wyjść z tego lasu. Obróciłam się dwa razy w kółko i kompletnie
zatraciłam orientację w terenie. Skąd przyszłam?! Oddech mi przyśpieszył, serce
snów zaczęło tłuc się w piersi, jakby chciało z niej wyskoczyć. Spokojnie,
Chevron, spokojnie… Ślady w śniegu, musiałaś zostawić w śniegu śla…
-
Dziękuję, że przyszłaś.
Sparaliżowało
mnie. Gdybym oglądała to z boku, pomyślałabym, że ludzie w takich momentach
krzyczą… a ja nie mogłam ruszyć się z miejsca.
Sev
mówił szeptem. Stał tuż obok mnie, po mojej prawej stronie. Wzięłam głęboki
wdech i powoli obróciłam głowę w jego stronę.
Wyglądał…
inaczej. Nie był Sevem, którego widziałam ostatni raz. Nie miał nic wspólnego
ze Snape’m, z którym sypiałam.
-
Sev… - próbowałam coś powiedzieć, ale z mojego gardła wydobył się jakiś
chrapiący syk.
Próbowałam
przełknąć ślinę albo odchrząknąć, ale miałam wrażenie, że wszystko wewnątrz
mnie odmawia mi posłuszeństwa. Szeroko otwartymi oczami obserwowałam mężczyznę,
który stał obok mnie. Wyraz jego twarzy był kamienny, jak zwykle, ale…
Dobry
Merlinie.
Sev
miał dużo krótsze włosy niż zwykle. Były lekko zaczesane do tyłu; przedziałek
zniknął. Miał co najmniej czterodniowy zarost. Wyglądał jeszcze dojrzalej i poważniej
niż zwykle. Jego spojrzenie przeszywało mnie na wylot, ale nie odczytywał moich
myśli, nie manipulował też moimi emocjami.
Byłam
na skraju świadomości i omdlenia. Z jednej strony nadal chciałam uciec, a z
drugiej rozpaczliwie pragnęłam rzucić się na Seva i mocno do niego przylgnąć.
Było mi słabo i niedobrze. Kręciło mi się w głowie.
-
Pozwól – powiedział Sev i złapał mnie za ramię.
Ciemność
zaczęła napierać na mnie ze wszystkich stron. Byłam pewna, że mdleję.
Zachwiałam
się na nogach, kiedy z cichym pyknięciem aportowaliśmy się w rozjaśnionym
płomieniami z kominka pomieszczeniu. Sev przytrzymał mnie mocno za oba ramiona
i poprowadził w stronę kanapy przed paleniskiem. Posadził mnie na niej; byłam
sparaliżowana, ale już nie strachem. Nie do końca wiedziałam, czym. Nie
potrafię opisać uczuć, które tłukły się wtedy w mojej głowie.
Sev
uklęknął przede mną i ujął moje dłonie w swoje. Przyglądałam się jego
zmienionej twarzy i w świetle płomieni zaczynałam dostrzegać coraz więcej
szczegółów. W jego oczach malowało się okropne zmęczenie; były przekrwione i
załzawione. Był szczuplejszy na twarzy, może nie wychudzony, ale nie wyglądał
zdrowo.
Ale
prawdziwy wstrząs przeżyłam, kiedy zauważyłam świeżą, lekko zaróżowioną bliznę
przecinającą jego lewą brew. Na pewno wcześniej jej tu nie było.
Próbowałam
sobie przypomnieć jak szłam przez błonia na to spotkanie; miałam bojownicze
nastawienie i obiecywałam sobie, że w razie potrzeby będę miotać zaklęciami na
lewo i prawo. Spodziewałam się, że rozmowa z Sevem nie będzie przyjemna, a ja
muszę przygotować się na każdy scenariusz. Byłam pewna swego i silna.
Miałam
wrażenie, że od tamtego momentu minęły wieki.
Teraz
siedziałam roztrzęsiona, wpatrzona w Severusa, bezbronna, słaba i pozbawiona
umiejętności myślenia. Krew odpłynęła mi z kończyn i gdzieś wyparowała.
- Nie
chcę tego robić wbrew tobie - oznajmił Sev prawie szeptem – ale muszę.
Przyłożył
dłoń do mojego policzka i poczułam, jak przez całe moje ciało przelewa się
kojące ciepło. Osunęłam się na kanapie, odchyliłam głowę w tył i odetchnęłam.
Mięśnie rozluźniły się, a serce znów zaczęło bić normalnie. Odzyskałam krążenie
w rękach, poczułam, że dłonie stają się cieplejsze, a pod nogami mam grunt.
Przestało mi się kręcić w głowie i zniknęły mdłości.
Kiedy
Sev zabrał dłoń z mojego policzka na ułamek sekundy znów poczułam przeszywający
chłód i paraliż, ale szybko go opanowałam i moje emocje i ciało znalazły się w
stanie pośrednim między odprężeniem, a łagodnym napięciem.
Myśli
wróciły na swoje miejsce. Znów spojrzałam na Snape’a i próbowałam sobie
przypomnieć, jakie pytania chciałam mu zadać, ale odniosłam wrażenie, że one
już nie mają żadnego znaczenia. Zanim zdążyłam się zastanowić, co mówię,
spytałam:
- Co
ci się stało?
- Po
kolei – Sev wstał, zauważając moją wyraźną poprawę. – Jesteś głodna? Napijesz
się czegoś?
Zniknął
gdzieś za moimi plecami, a ja nie chciałam obracać się za nim, pamiętając o
tym, że nie mogę wykonywać zbyt gwałtownych ruchów, bo jeszcze przed chwilą
byłam na granicy omdlenia.
-
Obawiam się, że nic nie przełknę – powiedziałam i zaczęłam powoli zdejmować
płaszcz i szalik.
W
tamtym momencie wydawało mi się to tak ogromnym wysiłkiem, że kiedy skończyłam,
opadłam na poduszki, starając się uspokoić oddech. Severus krzątał się za moimi
plecami – słyszałam odgłos nalewania czegoś do filiżanek – ale nadal nie
chciałam na niego patrzeć.
-
Gdzie jesteśmy? – spytałam, omiatając wzrokiem wnętrze.
Albo
było bardzo stare, albo urządzone w tym stylu; po chwili zastanowienia uznałam,
że raczej bardzo stare. Meble miały co najmniej sto lat i wyglądały, jakby
zaraz miały się rozsypać. Tapeta odchodziła ze ścian płatami, a podłoga
reagowała rozpaczliwym skrzypnięciem na każdy krok.
- We
Wrzeszczącej Chacie – odparł Sev.
-
Co?! Przecież tu straszy!
Wolę
nawet nie myśleć, jak idiotycznie to musiało zabrzmieć.
- Nie
wierz w bajki.
Mimo
wszystko w pomieszczeniu było czysto, schludnie i przytulnie, do tego płomienie
z kominka dawały przyjemnie ciepło. Wyciągnęłam dłonie w ich stronę, starając
się ogrzać. Sev po chwili usiadł obok mnie i podsunął mi filiżankę z herbatą.
Pachniała imbirem i ognistą whisky. Wzięłam ją w dłonie i upiłam mały łyk –
herbata z prądem jeszcze nigdy aż tak mi nie smakowała, a fala ciepła, która
rozlała się po moim gardle była jak zstąpienie anioła.
Sev
milczał; wpatrywał się w ogień i także trzymał w dłoniach filiżankę z herbatą.
Spojrzałam na niego ukradkiem. Był przygarbiony i wyglądał, jakby całkowicie
opadł z sił, jakby postarzał się o co najmniej dziesięć lat w ostatnim czasie.
Mimo
to w jego wyglądzie było coś, co niesamowicie mnie hipnotyzowało. Może ta
całkiem inna fryzura, może zarost… coś dodawało mu uroku, którego przenigdy w
nim nie dostrzegałam. Przesunęłam się w jego stronę minimalnie i wciągnęłam
powietrze nosem. Jego zapach nadal działał na mnie tak, że mogłabym stracić
zmysły.
Pamiętałam
jednak, że zanim stracę z nim zmysły, muszę zadać dużo pytań.
-
Powiedz to – oznajmił, przerywając ciszę. Mówił łagodnym, spokojnym głosem,
który do niego nie pasował. – Powiedz, jak złym człowiekiem jestem, Trinity.
Chcesz to powiedzieć.
-
Jesteś najgorszym człowiekiem, jakiego znam – odparłam bez zawahania.
Brzmiałam
pewnie; aż sama się zdziwiłam, że nie mam już roztrzęsionego, płaczliwego
głosu.
-
Teraz mi powiedz, gdzie byłeś – dodałam po chwili i przeniosłam spojrzenie na
niego.
Nadal
wpatrywał się w dal i miałam wrażenie, że rozmawiam z całkiem innym
człowiekiem, że to nie jest Sev, którego znałam.
Po
chwili z trwogą zauważyłam, że ma na sobie szarą koszulę. Szarą, nie czarną.
Człowiek-pogrzeb miał na sobie szarą koszulę.
Z
jeszcze większą trwogą zauważyłam, że spod podwiniętego rękawa wystaje fragment
tatuażu; takiego samego, jak ten Lucjusza.
- Nie
mogę powiedzieć ci, gdzie byłem – oznajmił, a w jego głosie zabrzmiała nutka
typowego dla niego chłodu; poczułam coś na kształt ulgi. – Ale muszę
przygotować cię na to, że niedługo ludzie, po których byś się tego nie
spodziewała, będą zadawać ci wiele pytań i składać ci propozycje, których nie
będziesz mogła odrzucić.
- Co
to ma znaczyć?
-
Zobaczysz, Triss. Przed tobą są trudne wybory i bolesne nakazy. Nie wiem jak na
to zareagujesz, ale powinnaś się spodziewać.
- Czy
ty właśnie powiedziałeś do mnie „Triss”? Nigdy nie mówisz do mnie „Triss”.
Przemilczał
to. Zaczynał irytować mnie brak kontaktu wzrokowego. Poza tym niepokoił mnie
fakt, że Sev jest jakby… przygaszony. Jakby… czuł przede mną malutki,
malusieńki respekt.
-
Dlaczego chciałeś się ze mną spotkać, skoro nawet nie chcesz mi powiedzieć co
tak naprawdę mnie czeka? – ciągnęłam. – Rzucasz jakieś hasła, w zasadzie
mogłabym pomyśleć, że mi grozisz. Mogłabym wyjść stąd i pójść prosto do
Dumbledore’a. Mogłabym powiedzieć o tym, że sypialiśmy ze sobą, że mnie
uwiodłeś. Albo lepiej, że zmuszałeś mnie do tego, że teraz jesteś w pobliżu,
chociaż nie ma cię w Hogwarcie, mogłabym cię zniszczyć, jakbym tylko chciała.
Dumbledore posłuchałby mnie. Byłabym ofiarą.
Przez
jego twarz przemknął cień szyderczego uśmiechu.
-
Mylisz się.
-
Sev, sypiałeś z uczennicą. Mogłabym z tego zrobić ogromną aferę. Dumbledore
wylałby cię i…
-
Dumbledore wie.
Po
raz kolejny tego wieczora byłam sparaliżowała. Zamrugałam oczami i przez chwilę
myślałam, że mam zawał serca.
-
Dumbledore wie? – powtórzyłam bezwiednie.
- Nie
zna wszystkich szczegółów – odparł. – Ale wie o tym, że łączy nas… bardziej
ścisła zażyłość.
- Jak
to odkrył?
-
Powiedziałem mu.
Przeżywałam
kolejny paraliż.
- To…
to dlatego musiałeś się ukryć na jakiś czas?
Parsknął
pogardliwie.
- Nie
schlebiaj sobie, Chevron – rzucił nieprzyjemnym tonem, ale po chwili znów
zaczął mówić cicho i łagodnie. - Powiedziałem mu o twoich zdolnościach. Wie o
wszystkim i będzie chciał złożyć ci propozycję. Prawdopodobnie będziesz musiała
się na nią zgodzić.
- O
moich zdolnościach? – wychrypiałam.
Dopiero
wtedy Sev spojrzał mi w oczy. Patrzył długo, świdrował mnie wzrokiem, ale nadal
nie wkradał się do mojego umysłu.
-
Wiesz, kiedy czytam ci w myślach – zaczął – tego nikt nie wie ot tak. Żeby to
wyczuć trzeba lat praktyk, morderczych ćwiczeń, od których może się poprzewracać
w głowie. Potrafisz odepchnąć moje emocje. Potrafisz sprawić, że… nie czuję
żadnych twoich uczuć. A innym razem przedstawiasz mi celowo i bardzo wyraźnie
określone wspomnienia. Nikomu się to nie udaje. Najpotężniejsi czarodzieje tego
świata są dla mnie otwartą księgą, jeśli tylko tego chcę. Ty się zamykasz.
Potrafisz się odizolować.
Zamilkł.
Patrzyliśmy sobie w oczy przez długą chwilę, aż wbrew własnej woli wymsknęło mi
się:
- Co
ty pieprzysz?
Nie
odpowiedział, ale przeniósł wzrok z powrotem na płomienie.
-
Sev… jak nie mam ochoty, żebyś czytał mi w myślach, to się odcinam. To nie jest
nic trudnego. Jestem pewna, że każdy potrafi to zrobić.
Pokręcił
głową.
-
Każdy może próbować to wyćwiczyć, ale nikt nie ma tak wyczulonej bariery
umysłowej, żeby wiedzieć, kiedy ktoś czyta mu w myślach.
-
Bariery umysłowej?
Nie
byłam w stanie uwierzyć w jego słowa.
-
Niektórzy nazywają to aurą. Coś, co cię otacza i zapobiega przedostaniu się
nieproszonych wiązek energii do twojego umysłu. Istnieje razem z tobą i pomimo
ciebie. Nie masz na nią wpływu, chyba, że jesteś mną albo tobą.
- To
brzmi jak bełkot jakiejś wróżki.
-
Pewnie ktoś przedstawi ci to znacznie lepiej, nigdy nie interesowała mnie
teoria.
Milczeliśmy
przez chwilę. W mojej głowie szalały myśli i pytania.
- Nie
wierzysz? – spytał Sev.
Miałam
ochotę krzyknąć „spójrz na mnie!”. Nie patrzył mi w oczy, wpatrywał się w
płomienie, jakby odbywało się tam jakieś wciągające przedstawienie. Przecież
Sev był osobą, która nie zrywa kontaktu wzrokowego w rozmowie; a już na pewno
nie w ważnej rozmowie. Zawsze świdrował mnie spojrzeniem do tego stopnia, że na
myśl przychodziła mi ogromna igła wbijająca się w oczy.
- Nie
wierzę, że mam jakieś zdolności. Albo… nie wierzę, że to co robię, to jest
jakaś specjalna zdolność.
- Co
poczułaś przed chwilą?
-
Słucham?
- Co
sobie przed chwilą pomyślałaś, patrząc na mnie?
Zamyśliłam
się. Głównie snułam intensywne rozważania nad przyczyną tego, że Sev nie patrzy
mi w oczy; to zajmowało mi większość myśli. Przyjrzałam mu się jeszcze raz i
przypomniałam sobie, jak chwilę wcześniej wydał mi się przygaszony. Pomyślałam
wtedy, że czuje przede mną malutki…
-
Respekt, prawda? – spytał. – Miałaś wrażenie, że czuję przed tobą respekt.
Nie
wiem który raz z rzędu byłam na pograniczu paraliżu i zawału serca.
-
Jak… przecież… - wykrztusiłam. – Odczytałeś to z moich myśli?
Wreszcie
spojrzał mi w oczy. Odstawił filiżankę na stolik, obrócił się w moją stronę i
przysunął do mnie. Złapał mnie za dłoń i nie miało to nic wspólnego z przyjaznym
gestem, a ja zadrżałam, czując dotyk jego lodowatej skóry. Kiedy zaczął mówić,
miał chrapliwy, nienaturalny głos, który nie był głosem Severusa Snape’a.
-
Nie. Czuję przed tobą respekt, bo to, co robisz, potrafią zrobić cztery osoby
na świecie. Dwójka z nich to najpotężniejsi czarodzieje naszego stulecia.
Trzeci jestem ja. Czwarta jesteś ty.
Potrzebowałam
chwili, żeby opanować kolejny paraliż ciała. Sev w tym czasie dolał nam herbaty
i dorzucił drewna do kominka. Siedziałam wyprostowana, z dłońmi na kolanach.
Kiedy odrętwienie zaczęło ustępować, poczułam, że drżę na całym ciele.
Przechodziły mnie dreszcze, kiedy coraz bardziej wierzyłam w słowa Seva. Przez
umysł przelatywały mi chaotyczne myśli. Nie wiedzieć skąd przyszły mgliste
wspomnienia; będąc małym dzieckiem zawsze wiedziałam, kiedy rodzice są na mnie
źli, a kiedy tylko udają, żeby zrobić na mnie wrażenie. Byłam najlepszym kłamcą
wśród rodziny i znajomych, a także zawsze wiedziałam, kiedy ktoś inny kłamie.
Uznawałam to za normalne, że ludzie wokół mnie mają dobry nastrój tylko wtedy,
kiedy i ja mam dobry, i zły, kiedy ja mam zły. Bolało mnie przypuszczenie, że
przez całe życie mogłam brutalnie manipulować emocjami innych, nie będąc tego
świadomą.
Sev
usiadł obok i otoczył mnie ramieniem. Kilkaset lat świetlnych wstecz, kiedy
szłam na to spotkanie, obiecywałam sobie, że jeśli spróbuje mnie dotknąć, rzucę
na niego jakieś bolesne zaklęcie. Teraz nie protestowałam, nie przyszła mi do
głowy nawet taka opcja.
-
Przypomnij sobie zajęcia dla przyszłych aurorów u McGonagall sprzed świąt –
zaczął Sev, a w jego głosie z powrotem zawitała nutka chłodu. – Miałaś
wyłączoną czujność i myślenie, nie spodziewałaś się tego, co się wydarzy, a
zareagowałaś tak, jakbyś była na to w pełni przygotowana. Nie wydało ci się to
dziwne?
-
Skąd o tym wiesz? – spytałam.
Milczał.
-
Sev? To ty kazałeś zrobić McGonagall te zajęcia? Żeby sprawdzić, czy się nie
mylisz?
-
Tylko podsunąłem jej pomysł.
-
Więc to co robię, to Oklumencja, tak? Obrona przed ingerencją z zewnątrz?
- To
najwyższy poziom zaawansowania Oklumencji. Nie masz świadomości swoich
umiejętności, więc trzeba będzie je oszlifować. Nauczyć cię panować nad nimi.
Wolałam
nawet nie pytać w jaki sposób przebiega taka nauka. Ale nie byłam zdziwiona
faktem, że to Sev stał za tematem tamtych zajęć. Od początku wydawały mi się
jakieś dziwne… całkiem inne, niż te, które odbywały się wcześniej.
-
Dlaczego uważasz, że te umiejętności są przydatne? – spytałam. – Czemu ktoś
miałby mi coś proponować w związku z tym?
- Nie
mogę ci tego powiedzieć teraz.
- To
po co mnie tu ściągnąłeś? Nie możesz powiedzieć mi nic teraz, ale twierdzisz,
że wkrótce się dowiem. Nie mogłam poczekać do tego „wkrótce”?
-
Chciałem cię zobaczyć – odparł, a ja miałam ochotę parsknąć śmiechem.
-
Słucham? Chciałeś mnie zobaczyć? Sev,
przecież ty nic nie chcesz. Na pewno nie chcesz mnie zobaczyć, niby dlaczego?
Czym ja dla ciebie jestem? Przecież ty nie masz żadnych uczuć. Nie różnisz się
niczym od bezemocjonalnego socjopaty.
-
Mam… uczucia – wycedził jakby z trudem, jakby nie mogło przejść mu to przez
gardło. – Przecież je wyczuwasz.
- Nie
wyczuwam ich.
-
Wyczuwasz, tylko o tym nie wiesz.
-
Przestań.
- Tak
będzie ci prościej – warknął, po czym złapał mój nadgarstek, szarpnął go w
swoją stronę i przycisnął mocno moją dłoń do jego piersi na wysokości mostka.
Setki
razy wsłuchiwałam się w bicie jego serca; zawsze było spokojne i miarowe. Teraz
wyczuwałam, jak nieregularnie tłukło się, mimo, że ciało Seva zdawało się być
całkowicie rozluźnione.
Początkowo
czułam tylko bicie serca i nie za bardzo wiedziałam o co dokładnie chodziło
Snape’owi. Uważał, że bijące serce świadczy o uczuciach? Może chodziło mu o ten
nienaturalnie przyspieszony puls?
Po
chwili poczułam, jak z dłoni, przez ramię, bark, aż do mojego serca przepływa
dziwna fala ciepła. Jednocześnie w umyśle widziałam przeplatające się,
różnokolorowe obłoki dymu, jakby mieszająca się mgła, która jednak nie łączy
się w jedno – cały czas dawała się odróżnić czerń, zieleń, biel, odrobina
szkarłatnej czerwieni i pojedyncze błyski srebra. Przywodziła na myśl lekki,
lejący, różnokolorowy materiał przepleciony połyskującą nitką.
Poczułam
też emocje… ale one nie były moje. Były, owszem, w moim umyśle, ale miałam
wrażenie, że są gdzieś całkiem osobno, obok, odizolowane od moich uczuć. Czułam
tam respekt, podszyty lekkim lękiem. Ten respekt miał kolor zielony. Nie wiem
jak, po prostu wiedziałam, że jest zielony. Lęk wywodził się z połączenia
czarnego i białego obłoku i był szary, stwarzał prawie niezauważalną poświatę
wokół zielonego respektu. Szkarłatna czerwień była złością i było jej
najwięcej. Miałam wrażenie, że momentami czerwona mgła skrapla się i tworzy
cienkie strumienie, przypominające krew. Czarny przedstawiał cierpienie tak
głębokie, że w zasadzie był mroczną, pustą otchłanią, a nie wyraźnie
rozróżnialną mgłą. Wraz z białym i srebrnym tworzył gdzieniegdzie lekkie, szare
obłoki, które były…
Osłabiającym
przywiązaniem, które powodowało strach przed stratą.
Zabrałam
dłoń z serca Seva; uczucia wyparowały, obłoki zniknęły. Pojawił się mój własny
obezwładniający niepokój i szok.
Z
początku chciałam zapytać, jakim cudem jest to możliwe, ale dotarło do mnie, że
kompletnie mnie to nie interesuje. Zamiast tego spytałam:
-
Skąd w tobie tyle złości i cierpienia?
Nie
odpowiedział, ale nagle dotarło do mnie, że w ten sposób znika Strefa Tajemnic Seva, których nigdy nie
poznam. Wszystko, co tak skrupulatnie ukrywał, będę kiedyś w stanie poznać.
A on sam panicznie boi się momentu, w którym brutalnie wkroczę do Strefy już-nie-tajemnic Seva.
Milczeliśmy
bardzo długo. Spojrzałam na zegarek; było wpół do drugiej. Dziwne, wydawało mi
się, że siedzimy tam już kilka godzin i zaraz będzie świtać.
Miałam
nieco mniejszy mętlik w głowie i zaczęłam akceptować fakt, że te całe moje
„umiejętności” są prawdziwe. Siedziałam wpatrzona w ogień, a Sev krzątał się w
kuchni za moimi plecami. Myślałam intensywnie, ale spokojnie. Analizowałam
wiele wspomnień i pomysłów, starałam się ocenić prawdopodobieństwo, że to
wszystko jest tylko kolejną manipulacją Seva i uznałam, że taka możliwość
raczej nie istnieje. Bardzo starałam się w to wierzyć; wątpliwości postanowiłam
odłożyć na później, a teraz przyglądałam się nowym faktom.
- Na
pewno nie jesteś głodna? – spytał Sev, przerywając ciszę.
-
Nie, ale nie pogardziłabym herbatą.
Po
chwili ustaliłam kolejny wniosek. Skoro Sev traktował mnie inaczej, musiał
wiele rzeczy wcześniej sprawdzić i przemyśleć. Zaczął czuć przede mną respekt i
bać się, że poznam jego tajemnice. Jednoznacznie świadczyło to o tym, że
przestał być panem i władcą tej relacji. Czułam, że od teraz będę w stanie
wywrzeć na niego jakiś minimalny wpływ. To uczucie powodowało we mnie chorą
ekscytację.
Sev
wrócił; usiadł obok mnie i podał mi filiżankę z parującą herbatą.
- Co
ci się stało? – spytałam. – Wyglądasz inaczej. Masz bliznę, jesteś chudy. Masz
krótsze włosy i nawet jesteś inaczej ubrany. I powiedziałeś do mnie dzisiaj
„Triss”. Zmieniłeś się. Przywodzisz na myśl szpiega, który zmienia tożsamość na
potrzeby zadania.
Kącik
jego ust drgnął nieznacznie w szyderczym uśmiechu. Sev odstawił filiżankę na
stół, zbliżył się do mnie i pocałował mnie czule i bez pośpiechu w bardzo czuły
punkt poniżej ucha.
-
Możesz mnie tak nazywać, jeśli chcesz – wyszeptał.
Znów
przywołałam wspomnienie, w którym obiecywałam sobie, że będę miotać w niego
zaklęciami, jeśli mnie dotknie.
Teraz
uznałam, że to odpowiedni moment, żeby stracić zmysły.
KONIEC CZĘŚCI
PIERWSZEJ
~*~
W ten oto sposób
kończymy pierwszą część opowiadania! Ale bez łez i rozpaczy, ciąg dalszy
oczywiście nastąpi :D Tak jak mówiłam na samym początku – część pierwsza to
tylko taki rozbieg, rozpęd, bo akcja zacznie się w drugiej części – a w każdym
razie ta akcja, na którą ja sama osobiście najbardziej czekam i którą układam
sobie w wyobraźni już od prologu :D
Rozdział miał być
wczoraj, ale, kurczeblaszka, nie ukrywam, że stresowałam się przed dodaniem go.
Zawsze się martwię, jak ocenicie sceny z Sevem, bo one są dla mnie (i dla
fabuły!) zawsze ogromnie ważne, a wczoraj, zamiast dodać trzykrotnie sprawdzony
już rozdział, postanowiłam sprawdzić go jeszcze czwarty raz i co nieco
pozmieniać tu i tam. Także tak. No, ale jest.
Muszę chyba w końcu
zrobić coś, czego za często nie robię, a powinnam – to znaczy z całego serca
podziękować moim najwspanialszym na świecie czytelnikom <3
Dajecie mi mnóstwo
pozytywnej energii, weny i chęci do tworzenia. Czuję, że piszę nie tylko dla
własnej satysfakcji, ale też daję Wam odrobinę rozrywki, a chyba każdy lubi się
dzielić pozytywnymi uczuciami. Powinnam podziękować każdemu z osobna, jednak
wtedy bałabym się, że kogoś przypadkiem pominę, a każdy czytelnik jest dla mnie
wyrocznią i inspiracją.
Niemniej jednak muszę
tutaj wspomnieć i specjalnie podziękować paru wyjątkowym osobom z imienia.
Wspaniałej Sophie Casterwill, która przecierpiała
ból tłustych włosów Seva i mimo niechęci do niego, przeczytała moje opowiadanie
(gwarantuję, że z okazji ostatniego rozdziału tej części i nowej fryzury Sev
umył włosy!). Nie wiem czy wiecie, ale to właśnie Sophie zainspirowała mnie
jednym komentarzem do powrotu do pisania po latach. Ogromne dzięki, misiek
<3
Dziękuję mamie i tacie
XD Nie no, żartuję. Nie, nie żartuję. Serio dziękuję, są najlepsi na świecie.
Dziękuję Szczęśliwej Trzynastce, która jest ze
mną od początku i która pokazała mi, że nie taki Snape zły, jak go malują.
Dziękuję Arcanum Felis, która
dzielnie komentuje każdy rozdział :D Dziękuję Emily Jones, Nil Krokusy i Lamii, które również są tutaj od
początku. Dziękuję Camille Blue,
(halo, halo, jesteś tam gdzieś jeszcze? :D) która czytała mnie jeszcze ohohoho
lat temu, w czasach utopijnych opowiadań o Syriuszu. Z pewnością jest jeszcze
więcej osób, które czytają mnie od początku i to właśnie Wam jestem najbardziej
wdzięczna, bo to Wy pokazaliście, że jest sens to pisać dalej, bo osoby czytają
i zostają na stałe, a nie tylko przelotnie oglądają i wychodzą.
Dziękuję Krzysztofowi
Kolumbowi za to, że odkrył Amerykę XD
Dziękuję za wszystkie
komentarze – każdy z nich jest dla mnie ogromną inspiracją, każdy czytam i
nawet jeśli nie na każdy odpisuję, to po każdym zostaje mi troszkę ciepełka w
sercu.
Dziękuję J. K.
Rowling!
Dobra, już, bo rzygam
tęczą XD
Ze spraw
organizacyjnych:
W pierwotnej wersji
miałam plan, żeby sobie wszystko poukładać i ustalić dobry plan na drugą część,
ale w sumie plan jest już ustalony i sporo do przodu napisane, w związku z czym
nie będę Was torturować i rozdział kolejny pojawi się za tydzień :D
Być może wpadnie jakieś
Drabble albo Sevmind w międzyczasie – zależy od czasu i weny.
To tyle. Jeszcze raz
ogromnie dziękuję <3 <3 <3
I’ll be back!
PS W zakładce "bohaterowie & o opowiadaniu" pojawiło się parę nowości. Potraktujcie je jako małą zapowiedź kolejnej części :D
PS W zakładce "bohaterowie & o opowiadaniu" pojawiło się parę nowości. Potraktujcie je jako małą zapowiedź kolejnej części :D
Na szare gatki nastoletniego Seva! Dziękuję za wspomnienie o mnie <3
OdpowiedzUsuńCzekałam, czekałam i wreszcie się doczekałam, jest! Rozdział cudowny, czytałam go z niesamowitą przyjemnością, a mój wewnętrzny "Team Sev" piał z zachwytu. Wspaniale ukazujesz emocje Triss - są takie prawdziwe, jej wątpliwości, smutek, strach... No i zrobiłaś z Seva takiego faceta, że... no wiesz co bym z nim zrobiła bez wahania :P.
Nie przejmuj się tak bardzo nami, pisz tak abyś Ty była zadowolona :D. Twoja historia jest naprawdę bardzo wciągająca! Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału :)
Pozdrawiam i weny życzę :*
P.s. - jeden-cztery-dziewięć-dwa, Kolumb Amerykę zna! Taki wierszyk aby zapamiętać datę :P
Jak "robiłam" Seva z tego rozdziału, to parę razy musiałam sama się walnąć w twarz, żeby sobie przypomnieć, że haaalohalo, to nadal jej człowiek-pogrzeb, nie rób z niego szarmanckiego ruchacza XD
UsuńDziękuję ślicznie za komentarz! Jakże mogłabym Ciebie nie wspomnieć :D <3
Szarmancki ruchacz xP
UsuńBłagam, pozwól mi kiedyś to określenie wykorzystać! Musze je włożyć komuś w usta w którymś z moich fanfików :D
"Szarmancki ruchacz" i "przeżegnać się stopą" to klasyczne cytaty z Wełny XD
UsuńWkładaj je komu tylko chcesz! Będę zaszczycona :D
W pierwszej kolejności, chciałabym podziękować, że umieściłaś mnie w swojej tęczy. :D
OdpowiedzUsuńWiększość z tego, co chciałabym ci powiedzieć, napisała już Szczęśliwa Trzynastka; chodzi o pokazanie uczuć Triss i o to, jak przedstawiasz Seva. Pewnie wszystkie chciałybyśmy widzieć go właśnie jako szarmanckiego ruchacza pod przykrywka tajemniczego człowieka – pogrzebu, i dlatego pewne zabiegi, mające na celu pokazanie jego ludzkiej twarzy są konieczne. Właśnie dlatego, jak dla mnie jest super i jeśli Szczęśliwa się zgodzi, to chętnie dołączę do tego, co ma zamiar zrobić z naczelnym ruchaczem Hogwartu. ;) błahahahahaha
Ważne jest również to, że akcja toczy się w momencie, gdy Czarny Pan wraca i pewne wydarzenia mające wpływ na bohaterów jeszcze nie miały miejsca.
A teraz przejdźmy do rozterek Triss; z jednej strony „normalny”, zakochany, młody chłopak, a z drugiej... no właśnie. Ciężki orzech do zgryzienia. Oprócz tego dziewczyna wyczuwa, że coś wisi w powietrzu, a do tego dowiaduje się, że posiada jakieś nadprzyrodzone zdolności, o których wcześniej nie miała pojęcia i będzie miała do odegrania w najbliższym czasie jakąś rolę. Nie zazdroszczę jej i niecierpliwie czekam, jak pociągniesz to dalej i jak będzie wyglądała „właściwa akcja”.
Podsumowując, to co robisz – robisz cholernie dobrze! Podoba mi się!
Pozdrawiam serdecznie, weniska życzę i niecierpliwie czekam na ciąg dalszy. :*
Triss nie ma lekko - to prawda, ostatnio trochę jej kłód pod nogi rzucam xd
UsuńRozdział pojawi się chyba jeszcze dziś!
Dziękuję! <3
Witaj kochana :)
OdpowiedzUsuńPo pierwsze: dziękuję za wyróżnienie mojej skromnej osoby :D dobrze wiesz, że lubię komentować, więc to dla mnie sama przyjemność ;)
Po drugie: Rozdział bardzo mi się podobał. Pomimo tego, że team Dean chyba się kończy :( Sev mnie zaintrygował i to mnie bardzo dziwi, bo niezbyt lubię tą postać. W takiej odsłonie jest mega tajemniczy i hmmm interesujący :) Tak myślałam, że Triss ma wyróżniające ją zdolności. Ktoś tu musi być tym super hero :D
Oczywiście czekam na ciąg dalszy i życzę morza weny <3
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowości
http://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/ rozdział 16
http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/ 1 rozdział nowej historii
Zaległości mam u Ciebie, bo tworzysz w takim tempie, że nie nadążam! XD
UsuńDzięki! <3
Hej, bejbs.
OdpowiedzUsuńZ tej strony Twoja najzajebistsza Zośka Kasterwill. Chwilowo mogę pisać z anonima, bo sytuacja mnie do tego zmusza. Ale wróćmy do rozdziału (do cytowania, w zasadzie).
,,Zapomniałam o Deanie; burza w mojej głowie – ta sprzed zniknięcia Seva – rozpoczęła się ponownie." Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.
NAAAAJNNNNNN! *ach ten mój niemiecki <3*
,,Okej, może nie każda, ale ja byłam trochę nienormalna."
Trochę, Rybko? Trochę? XD
,,- Triss, Dean cię szuka" *-*
Najprostszy sposób, żeby na mej ślicznej mordce pojawił się wyszczerz od uch do ucha.
,,- Wiem na kiedy się umawialiśmy, Triss. Po prostu myślałem, że… - urwał. Miał dziwne spojrzenie; już nie był naburmuszony, raczej zawiedziony.
- Że co?
- Że nic. Nie wiem, co ja sobie myślałem."
Najprostszy sposób, żeby złamać mi serce. Brawo, panno Welniewicz. Brawo. Chyba tylko ty umiesz mnie doprowadzić do tak żałosnego stanu.
,,Wyglądał… inaczej." Umył włosy B)
No to koniec z cytowaniem.
Ach, doszliśmy (bez podtekstów proszę xD) do końca pierwszej części! Myślę, że to była ta spokojniejsza.
Teraz to dopiero rozpocznie się akcja! *0*
Ale wracając do rozdziału.
Wierz mi lub nie, ale... ja chyba zaczynam lubić Severusa. Ale tylko tego twojego blogowego. Za kanonicznym wciąż nie przepadam. Po tej misji widać, że się zmienił.
Podoba mi się to jego ocieplenie stosunku względem Rybki. Teraz stał się bardziej... ludzi i myślę, iż mogę go za to polubić. Poza tym... yeah! W końcu zrobił coś z włosami! <3
Ale i tak ci nie wybaczę tego, co zrobiłaś z Deanem.
Tak poza tym, jest jakaś szansa, że ich relacje w następnej części się poprawią (nie odpowiadaj, daj mi żyć złudzeniami)? Normalnie to bym się wkurzyła na Trish za takie traktowanie pana Złotookiego (baj de łej. On i Sophie mają taki sam kolor oczu, więc w razie czego... no wiesz, Sophie może go zawsze chętnie pocieszyć ( ͡° ͜ʖ ͡°)), ale.. nie umiem. Trish-Fish jest zbyt zajebista, żeby się na nią gniewać xD
Oooł... soł kjat. Dedykacja. Dla mnie... ołł ♥♥♥
Ja naprawdę nie jestem ich warta, za takie gówniane komentarze, jak ten. Miałam wenę zanim zaczęłam pisać, a teraz... proszę, nie bij. Następny będzie lepszy!
Życzę ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
Zocha Kasterwil
FUCK YEAH ZACZYNASZ LUBIĆ SEVKA! O to mi chodziło! Jeden cel życiowy spełniony XD
UsuńSpoczko, może Sophie popociesza Deana... a trochę będzie do pocieszania w następnym czasie :D
Dzięki! <3
Okej. Tak, jak obiecałam jestem. Może trochę późno - nie wiem. :) Jestem nieźle zaskoczona takim obrotem spraw. I znowu tajemnice, które zostaną zakryte kurtyną na jakiś czas. Świetnie piszesz i masz ciekawy pomysł na fabułę. :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
C.S Fox Potterhead