12 lutego 2016

Rozdział trzeci

- Jak było?! - zaatakowała mnie pytaniem Marie, kiedy tylko weszłam do dormitorium.
Po chwili zauważyła stan mojego makijażu i włosów, otworzyła szerzej oczy i spytała:
- O MÓJ BOŻE, CO SIĘ STAŁO?!
Podbiegła do mnie i złapała mnie za ramiona. Postanowiłam dać upust mojej dowcipnej naturze i trochę wkręcić Marie. Zrobiłam smutną minę i oznajmiłam dramatycznym tonem:
- To była porażka, Maxwell!
- Co się stało?! - powtórzyła.
- On… po prostu… jest okropny…
Poczułam, że zaczynam się śmiać, więc ukryłam twarz w dłoniach i udałam głośny szloch. Marie za dobrze mnie znała, żeby dać się na to nabrać.
- Ty podstępna krowo, mów prawdę!
Ujawniłam swój dobry humor i spojrzałam na nią z wielkim uśmiechem.
- Wrzucił mnie w śnieg. Siadaj, opowiem ci wszystko.
Streściłam jej mniej więcej przebieg spotkania. Dotarło do mnie, że trochę zachowuję się jak typowa nastolatka, ale nawet to mi specjalnie nie przeszkodziło. Kiedy skończyłam moją opowieść, Marie zadała mi kilka pytań; „A jak wyglądał?”, „Złapał cię za rękę?”, „Umówiliście się na kolejne spotkanie?”. Początkowo starałam się być powściągliwa w odpowiedziach, ale za bardzo cieszyłam się z tego spotkania, żeby trzymać tę radość w sobie.
- Mam nadzieję, że nie natknęłaś się w Hogsmeade na tego twojego… księcia z bajki? - spytała w którymś momencie niepewnie.
- Nie… z nim to już chyba sprawa zamknięta.
Marie złapała mnie w ramiona i mocno uściskała.
- I dobrze. Jesteś za stara na takie zabawy, musisz zacząć rozglądać się za kimś poważnym.
- Maxwell… nie wiem, co ty ukrywasz, ale ja mam siedemnaście lat, co nie czyni mnie za starą na zabawę.
- Och, wiesz, co miałam na myśli! Kończymy szkołę, zaczynamy dorosłe życie… trzeba zmienić parę rzeczy.
Przyznałam jej rację i długo zastanawiałam się nad tym co powiedziała. Leżąc w łóżku rozmyślałam na temat mojego pseudozwiązku z Severusem… Czułam się tak, jakby ten miniony rok był tylko filmem, jakbym na wszystko patrzyła z perspektywy widza. Miałam wrażenie, że to nie moje życie, że moje prawdziwe życie zaczyna się dopiero teraz. Brakowało mi adrenaliny związanej z nocnym wymykaniem się z dormitorium, to fakt, brakowało mi też kontaktu fizycznego, to przecież ludzka potrzeba… ale chyba dobrze, że to się skończyło.
Chyba.
Kiedy zasypiałam, z głębi mojej świadomości wypłynął obraz dłoni Seva, błądzących po moim ciele.

Przez cały listopad śnieg padał jak oszalały, w związku z czym zawiesiliśmy treningi Quidditcha. Severusa nadal nie było; do końca miesiąca co tydzień na tablicy ogłoszeń pojawiał się nowy skrawek pergaminu z informacją, że profesor Snape jest nieobecny. Pierwszego grudnia pojawiło się ogłoszenie mówiące, że do końca semestru lekcje eliksirów prowadzone będą przez profesora Cowhorna.
- Przecież to jest najlepsze, co mogło nas spotkać przed świętami! - wykrzyknął uradowany Dean, kiedy staliśmy przed tablicą ogłoszeń.
Spędzałam z nim sporo czasu. Prawie w każdą sobotę wychodziliśmy do Hogsmeade; czasem we dwoje, a czasem większą ekipą. Z każdym dniem coraz mniej myślałam o Snapie – głównie dlatego, że w ogóle go nie widywałam, ale też dlatego, że sporą część mojego umysłu zajmował Dean. Naprawdę go polubiłam; potrafił rozśmieszyć mnie w każdej sytuacji i był pierwszy, żeby mi pomóc jeśli tylko tego potrzebowałam. Często miewaliśmy spięcia, bo oboje byliśmy osobami konfliktowymi, ale zwykle to on wyciągał rękę na zgodę jako pierwszy.
Przyłożyłam się również do nauki. Byłam zdeterminowana w chęci zostania aurorem, mimo braku akceptacji ze strony mojej rodziny, w związku z czym doskonaliłam praktyczne umiejętności przede wszystkim z zakresu obrony przed czarną magią, transmutacji i zaklęć. McGonagall prowadziła specjalne zajęcia dodatkowe dla osób, które chciały zostać aurorami. Uczęszczałam na nie co tydzień wraz z Deanem i kilkoma osobami z naszego roku. Marie kompletnie nie rajcowało uganianie się za czarnoksiężnikami, w związku z czym po szkole chciała zostać uzdrowicielem albo smokologiem.
Zajęcia dodatkowe z McGonagall były niesamowicie ciekawe. Co tydzień w piątek zbieraliśmy się pod jej gabinetem, a ona zabierała nas w różne miejsca zamku lub poza nim, żeby wymyślać nam coraz to bardziej skomplikowane i wymagające zadania. Często się na nas denerwowała, ale czasem miałam wrażenie, że tylko udaje, żeby przygotować nas do pracy pod presją. Nauczyła nas większości zaklęć obronnych. Na jednych zajęciach uczyliśmy się zaklęcia Expecto Patronum. Już przy czwartej próbie mój patronus przybrał postać srebrzystego kota o smukłej sylwetce, a krótko po tym okazało się, że patronusem Deana jest wielki, masywny owczarek niemiecki – chyba nic lepiej nie opisywało naszych często konfliktowych relacji.
W ostatni piątek przed świętami McGonagall zabrała nas do opuszczonej sali w podziemiach zamku. Kiedy otworzyła przed nami drzwi pomieszczenia, jak zwykle spodziewaliśmy się toru przeszkód albo armii boginów, jednak tym razem zastaliśmy w środku kilka zwykłych ławek szkolnych, ustawionych w równych rzędach. Sala wyglądała jak najzwyklejsze pomieszczenie do zajęć szkolnych, tylko takie zapomniane przed laty, surowe, zimne i ponure. Panowała tam idealna cisza, wszystkie zewnętrzne dźwięki były wytłumione. Niezbyt zadowoleni zajęliśmy miejsca przed tablicą.
Wtedy nie miałam pojęcia, że to będzie jedna z najcenniejszych lekcji w moim życiu.
McGonagall stanęła przed nami i machnęła różdżką w kierunku tablicy. Pojawiły się na niej dwa kompletnie niezrozumiałe i nieznane mi słowa.
- Legilimencja i Oklumencja – przemówiła nauczycielka. - Czy ktoś kiedykolwiek słyszał te terminy?
Dziewczyna siedząca za mną odpowiedziała niepewnie:
- To jest coś związanego z odczytywaniem myśli.
- Świetnie, panno Mirigan. Legilimencja to umiejętność magiczna, dzięki której możemy wedrzeć się do umysłu drugiej osoby i poznać jej emocje oraz wspomnienia. Niektórzy wielcy czarodzieje, którzy opanowali Legilimencję perfekcyjnie, byli w stanie określić czy ktoś kłamie, a nawet szczegółowo poznać czyjeś myśli.
Nie od razu pomyślałam o Sevie. Spędziłam w ostatnich tygodniach wiele godzin na usuwaniu go z mojego umysłu, w związku z czym rzadko kojarzył mi się z czymkolwiek. Słuchałam dalej wykładu McGonagall:
- Oczywiście nie nauczę was tej umiejętności. Na świecie jest niewielu czarodziejów, którzy w ogóle opanowali ją w choćby najmniejszym stopniu. W trakcie szkoleń aurorskich z pewnością będziecie mieli kontakt z Legilimencją, dlatego przygotujcie się na to, że ktoś być może będzie chciał wedrzeć się do waszego umysłu.
Wtedy coś mi zaświtało. Sev przecież notorycznie czytał mi w myślach; czułam to niemal fizycznie. Nie zdążyłam dobrze przeanalizować tej myśli, kiedy McGonagall jej zaprzeczyła:
- To, co według mnie jest najstraszniejsze w Legilimencji, to fakt, że przeciętny czarodziej nie jest w stanie zauważyć, że ktoś odczytuje jego myśli. Oczywiście tylko w przypadku kontaktu z mistrzem Legilimencji, bo ktoś, kto ma o tym mniejsze pojęcie będzie potrzebował różdżki i zaklęcia.
Sev nigdy nie potrzebował różdżki i zaklęcia, a ja jestem przeciętną czarodziejką, więc nie mogłabym czuć, że czyta mi w myślach.
Nic mi w tym wszystkim nie pasowało.
- Na szczęście istnieje także Oklumencja – kontynuowała McGonagall. - Czyli magiczna obrona umysłu przez zewnętrzną ingerencją. Równie trudna do opanowania, jej nauka polega na całkowitym oczyszczeniu umysłu ze wspomnień, myśli, emocji i wymaga wielogodzinnych ćwiczeń.
Kolejna nieścisłość – przecież w czasie ostatniego spotkania „odbiłam” Snape'a od moich myśli, a w życiu nie słyszałam o Oklumencji. Ze słów McGonagall wynikało, że nie można urodzić się z tą umiejętnością. Albo Minerwa miała złe informacje, albo Snape stosował na mnie jakąś całkiem inną, być może czarną magię. Bardziej skłaniałam się ku tej drugiej opcji.
- Ważne jest też odłączenie w tym przypadku zmysłów od myśli. Dzisiaj spróbuję nauczyć was kilku podstaw nie tyle samej Oklumencji, co umiejętności kontroli odruchów przy – McGonagall postukała palcem w skroń – ciszy w głowie.
Słuchałam uważnie; chłonęłam każde słowo kobiety.
- Zabrałam was dzisiaj do tej odludnej sali, ponieważ waszym zadaniem będzie całkowite wyciszenie się i oczyszczenie umysłu – oznajmiła McGonagall. - Schowajcie różdżki, nie będą wam potrzebne. Skupcie się na sobie, możecie zamknąć oczy. Daję wam pięć minut na oczyszczenie myśli, a następnie zacznę rozpraszać was różnymi czynnikami. Waszym zadaniem jest zachować spokój umysłu. Nie będę was sprawdzać; wyniki są tylko dla was. Po dzisiejszej lekcji to wy musicie wiedzieć, jak działa wasz umysł i jak długo potraficie utrzymać go w całkowitym wyciszeniu.
Zapadła cisza. Dean odchylił się na krześle i zamknął oczy. McGonagall usiadła za biurkiem i leniwie przenosiła wzrok z jednej osoby na drugą.
Miałam kompletny mętlik w głowie.
To, co robił ze mną Sev nie zgadzało się z tym, co mówiła McGonagall. Ustaliłam sobie w myślach, że po prostu nie używał Legilimencji, a jakiejś innej sztuki magicznej, ale z drugiej strony wiedziałam, że Snape jest potężnym czarodziejem i mógł opanować umiejętności, o których nie uczą w szkole. Miałam ochotę zapytać o to wszystko McGonagall, ale uznałam, że to nie byłoby za mądre. Postanowiłam, że następnego dnia spędzę kilka godzin w bibliotece w poszukiwaniu odpowiedzi na moje wątpliwości.
Za cholerę nie mogłam uspokoić myśli. Szalały w mojej w głowie jak chciały. Zamknęłam oczy i spróbowałam chociaż skupić się na czymś niewzbudzającym emocji, ale McGonagall chwilę później przeszła do kolejnej części zadania. Wysypała na biurko garść kamyków; wydały z siebie nieprzyjemny odgłos, który odbił się echem w ponurej sali. Kilka osób spojrzało na nią, ale ja nadal walczyłam z oczyszczaniem umysłu.
Nauczycielka wzięła kilka kamyków do ręki i rzuciła je na podłogę; kolejny odgłos, który rozproszył kolejne osoby. Następnie zakreśliła różdżką kilka kółek nad kamykami, które zaczęły podskakiwać i opadać, wywołując całą falę irytujących odgłosów.
Przypomniałam sobie, jak przy ostatnim spotkaniu z Sevem zamknęłam moje myśli w wyimaginowanej szkatułce, którą otoczyłam murem. Podjęłam próbę powtórzenia tego procesu i zakończyłam go z zaskakująco dobrym skutkiem. W mojej głowie zapanowała cisza; zamknięte myśli były spokojne i nie podrzucały wieka szkatułki. Odgłos kamyków przestał mi przeszkadzać. Rozluźniłam mięśnie i osunęłam się minimalnie na krześle.
McGonagall wypowiedziała jakieś zaklęcie i nagle zapanował potężny zamęt w sali. Kilka osób krzyknęło, usłyszałam odgłos wywracanych krzeseł, a Dean złapał mnie za ramię, boleśnie wbijając w nie palce. Otworzyłam oczy.
Stado rozwścieczonych, jadowitych pająków pędziło w naszą stronę; McGonagall musiała transmutować kamyki w te paskudne, włochate stworzenia na ośmiu nogach. Myśli gwałtownie wyrwały mi się ze szkatułki i zanim zdążyłam pomyśleć co robię, wyciągnęłam różdżkę i wrzasnęłam:
- Protego!
Między pająkami a uczniami powstała niewidzialna tarcza, od której stworzenia odbiły się z głuchym stukiem. McGonagall zerwała się z krzesła i unieruchomiła pająki zaklęciem, po czym zawiesiła na mnie spojrzenie pełne niedowierzania.
W sali zapanowała cisza. Ludzie za mną w osłupieniu nie wydawali z siebie dźwięków, a Dean patrzył na mnie blady jak ściana. Dopiero po chwili usłyszałam za sobą odgłosy ustawiania krzeseł na miejsce i zajmowania miejsc. McGonagall posprzątała pająki z ziemi, a White zaczął odzyskiwać kolory.
- Panno Chevron, to było doskonałe – powiedziała Minerwa, kiedy skończyła porządki.
Uśmiechnęła się, a z tyłu dało się słyszeć westchnienia ulgi. Ktoś poklepał mnie po ramieniu, Dean ścisnął moją dłoń, a ja nie mogłam zrozumieć skąd to całe zamieszanie. Nie zrobiłam nic, co nie byłoby naturalnym odruchem w sytuacji zagrożenia.
Zrozumiałam to dopiero, kiedy McGonagall przemówiła do nas ponownie:
- To zadanie miało sprawdzić was na wielu płaszczyznach. Kazałam wam schować różdżki, uspokoić się, wyciszyć i rozluźnić. Pretekstem do ćwiczeń uczyniłam Oklumencję, która owszem miała trochę wspólnego z zadaniem, ale w małym stopniu. Zbudowałam wokół was atmosferę bezpieczeństwa i spokoju; później zwodziłam was rozpraszaczami dźwiękowymi, które mieliście potraktować jako zerowe zagrożenie. Natarcie pająków miało za zadanie sprawdzić, kto z was będzie bronić się ucieczką, a kto atakiem, a także odpowiedzieć na pytanie, jak szybko jesteście w stanie zareagować na niebezpieczeństwo. Oczywiście te stworzenia nie zrobiłyby wam krzywdy, były magicznym tworem, widmem, które mogło zareagować tylko na inny magiczny twór, czyli tarczę panny Chevron.
Spojrzała na mnie, uśmiechnęła się i mówiła dalej:
- Z dzisiejszych zajęć zapamiętajcie jedną rzecz: Legilimencja to atak na wasz umysł, przed którym możecie obronić się oczyszczając go z myśli i emocji, jednak wasze zmysły muszą pozostać na swoim miejscu. Nie wiem, na ile umysł panny Chevron był oczyszczony, ale jeżeli panował w nim spokój, to ogromnym osiągnięciem jest fakt, że jej ciało zareagowało tak, jak powinno. Jeśli odcięła pani myśli od zmysłów, to znaczy, że osiągnęła pani cel.
Zrobiła krótką przerwę.
- Faktem jest, że znów rzuciłam was na głęboką wodę, ale to i tak mały kawałek tego, co może spotkać was jako aurorów. Czarnoksiężnicy posiadają umiejętności, o których wam się nawet nie śniło. Musicie umieć walczyć zarówno fizycznie, jak i psychicznie. No, dzisiaj trochę krócej niż zwykle. Wyciągnijcie odpowiednie wnioski. Zmykajcie! Reszta wieczoru jest dla was.
Kiedy skończyła, jeszcze przez chwilę nikt nie ruszał się z miejsca. Obróciłam się przez ramię i zobaczyłam siedem bladych twarzy, wszyscy wpatrzeni w McGonagall, jakby nie mogli uwierzyć w to, co mówiła. Dopiero po wyjściu z sali dowiedziałam się skąd ten szok:
- Nie spodziewałam się tego po McGonagall – powiedziała jedna z dziewczyn. - Nawet jak kazała nam walczyć z boginami, to pilnowała, żeby mieć wszystko pod kontrolą…
- Już prędzej Dumbledore by nas tak zaskoczył…
- Niesamowite…
- Taka niepozorna…
- Te pająki były straszne…
Poczułam, że Dean idący obok mnie wzdrygnął się na wspomnienie o stadzie jadowitych stawonogów, więc spytałam:
- Boisz się pająków?
- Nie. Ale chyba zacznę.
Dyskusjom na temat tego, jak bardzo McGonagall wszystkich zaskoczyła nie było końca i nawet w Pokoju Wspólnym cała grupa usiadła razem i dalej rozmawiała o wydarzeniach z zajęć. Ja usiadłam w fotelu przed kominkiem z książką od obrony przed czarną magią i przeglądałam ją w nadziei, że natknę się na informację o innych niż Legilimencja sposobach odczytywania myśli. Nie znalazłam nic interesującego, a w dodatku po chwili czytanie przerwał mi Dean. Usiadł naprzeciwko i wpatrywał się w ogień trzaskający w kominku; nadal wyglądał trochę słabo.
- Idziemy jutro do Hogsmeade? - spytałam, żeby jakoś ocieplić atmosferę.
- Taa… - odparł i znów zamilkł.
Westchnęłam. Umiejętności socjalne były u mnie na słabym poziomie. Umiałam rozmawiać z ludźmi, ale poprawianie im humoru już mnie przerastało. Wzruszyłam nieznacznie ramionami i wróciłam do lektury.
- Jak to zrobiłaś? - spytał po chwili White.
- Co?
- No… to na zajęciach. Nikt z nas nigdy tak naprawdę nie walczył. Byliśmy w powijakach w czasie wojny czarodziejów. Dobrze sobie radziliśmy dotychczas na zajęciach z McGonagall, bo wiedzieliśmy co nas czeka – spojrzał mi w oczy i powtórzył:
- Jak to zrobiłaś?
Po raz kolejny wzruszyłam ramionami.
- Odruchowo – odparłam.
- Tak, Triss, wiem, że odruchowo. Chodzi mi o to, że nie mamy prawa mieć takich odruchów.
Nie wiedziałam co mu na to odpowiedzieć. Niezbadana jest natura ludzka, skąd mogłam wiedzieć jak to się stało, że mój odruch był taki, a nie inny. Pewnie sporo mi dało wymykanie się w nocy do Seva, w końcu wtedy moje uszy reagowały na każdy, nawet najbardziej cichy dźwięk. Świadomość, że nie mogę zostać złapana wzbudzała we mnie stałą czujność.
- Czuję ujmę na mojej męskości – powiedział Dean szybko, jakby chciał to z siebie wyrzucić. - Chciałem cię wtedy obronić przed tymi pająkami, wiesz o co chodzi. Ale nie mogłem, byłem sparaliżowany, kiedy ty obroniłaś nas wszystkich.
Uśmiechnęłam się półgębkiem i szturchnęłam go palcem w ramię.
- To tylko o to chodzi? Twoja męskość jest nadwyrężona?
- Nie do końca tylko o to. Ale po części.
- Daj spokój, nikt nie jest idealny – rozejrzałam się wokoło. - Zmywamy się stąd. Mam zbunkrowaną butelkę ognistej pod łóżkiem. Trzeba ją wypić, zanim się przeterminuje.
Dean uśmiechnął się mimo woli.

Dziesięć minut później siedzieliśmy na szerokim parapecie we wnęce okiennej w korytarzu piętro niżej. O tej porze mało kto tu zaglądał, a po rzuceniu zaklęcia wyciszającego nawet pijackie piosenki nie były w stanie zbudzić nauczycieli; to miejsce było też bardzo oddalone od ich gabinetów, które w większości znajdowały się po drugiej stronie zamku. Piliśmy ognistą wprost z butelki i rozmawialiśmy na jeden z coraz częściej poruszanych przez nas tematów – temat naszej przyszłości w biurze aurorów.
- Myślę, że będę najlepszy – stwierdził Dean. - i po maksymalnie pięciu latach zostanę szefem biura.
Prychnęłam i pociągnęłam łyk whisky.
- Chciałbyś, White!
Stykaliśmy się ramionami. Czułam, jak alkohol rozgrzewa mnie od środka i jak sprawia, że mam ochotę jeszcze bardziej przysunąć się do Deana. I go dotknąć. Albo, o zgrozo, pocałować. Cokolwiek. Brakowało mi kontaktu fizycznego z facetem. Rok sypiania z Seven rozbudził we mnie wiele żądzy, których wcześniej nie znałam.
- A ty co być chciała, Chevron?
- Nie mam aż tak wysokich ambicji. Chciałabym po prostu być dobrym aurorem i…
- A poza życiem zawodowym?
Obdarzyłam go pytającym spojrzeniem. Siedział tak blisko, że oczy pewnie trochę mi zezowały.
- Poza życiem zawodowym mogłabym hobbystycznie trenować dzieciaki w quidditchu albo…
- Nie o to pytam, Triss. Życie rodzinne. O to pytam.
- O życie rodzinne? - pociągnęłam łyk whisky, nadal zezując w jego stronę. - Wiesz, moi rodzice są…
- Na gacie Merlina, ty jesteś taka głupia?! Pytam o to, czy chciałabyś mieć męża, dzieci, dom z ogrodem i dwa psy?!
Wypiłam jeszcze jeden łyk whisky, żeby dać sobie więcej czasu na odpowiedź. Musiałam wyglądać idiotycznie, taka z zezem, wpatrzona w niego jakbym zobaczyła UFO.
Za dobrze wiedziałam, jaką odpowiedź chce usłyszeć.
- Nie – oznajmiłam. - Chciałabym być silną i niezależną kobietą z małym stadem kotów w moim apartamencie w centrum Londynu oraz mieć wielu przelotnych kochanków.
Zaśmiał się, chociaż wyraz jego twarzy mało miał wspólnego z wesołością.
Tak strasznie mnie kusił. Chciałam zobaczyć, jak wygląda bez koszulki. I spodni. I bielizny. I skarpetek.
- I co, tak chcesz przeżyć swoje życie? - spytał.
Odwróciłam wzrok. Mięśnie wokół gałek ocznych mi się rozluźniły po długim zezowaniu na jego przystojną twarz.
- Nie do końca – odparłam. - Ale żyjemy w innych czasach niż nasi rodzice. Wtedy trzeba było szybko brać ślub i robić dzieci, teraz nie. Nie czuję potrzeby myślenia o rodzinie. Póki co.
- Mhm – mruknął, zabrał mi z dłoni butelkę ognistej, pociągnął łyk i oparł głowę o ścianę.
Milczeliśmy przez dłuższą chwilę. Przypomniały mi się wieczory u Seva, kiedy milczeliśmy w zasadzie przez cały czas i odgoniłam tę myśl szybko. Cisza nagle zaczęła mi dokuczać, ciążyć, obrzydzać mnie; chciałam ją przerwać jak najszybciej, więc spytałam:
- A ty? Jak sobie wyobrażasz życie po szkole?
- Wyobrażam je sobie z piękną kobietą u mojego boku. Tylko tak.
- Masz już jakąś na oku? - spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się półgębkiem.
Odwzajemnił uśmiech i odparł:
- Kilka. Ale jeszcze na żadną się nie zdecydowałem.
- Powiedz mi. Pomogę ci wybrać.
Zaśmiał się krótko.
- Myślałem o tobie, ale przed chwilą uświadomiłaś mnie, że gdybym się z tobą ożenił to zdradzałabyś mnie ze stadem przelotnych kochanków, więc skreślam cię z listy.
Nie odpowiedziałam. Dean nagle zeskoczył z parapetu, pochylił się i wyciągając dłoń w moją stronę, zapytał z zagadkowym uśmiechem:
- Zatańczysz, piękna?
Uniosłam w górę brwi i spytałam:
- Oszalałeś?
- Nie daj się prosić. Umiem tańczyć tango – wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
Odstawiłam butelkę na bok i zeskoczyłam z parapetu. Zachwiałam się na nogach, ale Dean natychmiast złapał mnie w objęcia. Wyprostował się jak struna, złączył swoją dłoń z moją i wyciągnął je daleko w bok. Drugą dłoń ułożył poniżej mojej łopatki i skierował twarz w stronę naszych wyciągniętych rąk. Ugiął kolana, przeszedł trzy kroki prowadząc mnie mimo mojej woli, po czym obrócił się i wygiął mnie do tyłu przytrzymując ramieniem, żebym nie upadła.
Parsknęłam śmiechem czując, jak moje włosy dotykają podłogi. Dean zachował dostojny wyraz twarzy, przyciągnął mnie do siebie i przeszedł kolejne kilka metrów.
- Chevron, wczuj się w klimat – wyszeptał wprost do mojego ucha.
Zadrżałam, czując jego zarost drapiący mnie w szyję. Zastanawiając się, czy tu wyczuł, odchyliłam lekko głowę w tył i zmrużyłam oczy.
Wyczuł.
Zatrzymał się. Ułożył dłonie na moich biodrach i przyciągnął mocno do siebie; poczułam pulsujące ciepło poniżej paska jego spodni. Uśmiechnęłam się pod nosem i zarzuciłam mu ręce na szyję. Chciałam go pocałować, ale odsunął minimalnie twarz, drażniąc się ze mną. Też się uśmiechnął i zaczął powoli iść do przodu, a ja wraz z nim. Zatrzymaliśmy się dopiero po napotkaniu przeszkody w postaci ściany. Dean przyparł mnie do niej i wsunął ręce pod moją koszulkę, jednocześnie przygryzając skórę na mojej szyi. Syknęłam i wydukałam:
- Tutaj?
Korytarz szkolny nie był, bądź co bądź, najlepszym miejscem na seks.
- Nie lubisz życia na krawędzi? - wychrypiał do mojego ucha.
Lubiłam.

~*~

Triss nimfomanka XD

Dziękuuuuuję za wszystkie komentarze, dają ogromnego kopa <3
Jak się podoba póki co? :D

Rozdział jej krótszy niż zwykle, właściwie jest tylko takim wypełniaczem i małym rozbiegiem przed akcją, która nadchodzi ;)


12 komentarzy:

  1. Czytam, czytam i czytam sobie, to co piszesz i zastanawiam się, jak ty to robisz, że to wszystko jest takie spójne i jak dla mnie genialne. Twoje opowiadanie słania do myślenia, tu nic nie jest podane na tacy. Teraz właśnie zastanawiam się nad tajemniczymi zdolnościami Triss, które Severus najwyraźniej wyczuł, a o których ona sama nie ma pojęcia. Lekcja z McGonagall dała jej do myślenia. Ciekawe, jak potoczy się jej związek z Deanem i czy rzeczywiście uważa, że z Sevem to skończona sprawa. Nawet jeśli tak uważa, to przecież my dobrze wiemy, że jest zupełnie inaczej :D
    Dzisiaj u mnie rozdział 9 i taka smutna niespodzianka :(
    Pozdrawiam serdecznie :*

    OdpowiedzUsuń
  2. Hello, honey!
    Z tej strony, ja. Chciałabym Cię poinformować, że zostałaś nominowana do LBA (więcej o tym, na moim blogu w zakładce "Liebster Blog Award"), ale mam jeszcze dwie sprawy.
    Pierwsza i najważniejsza. Dlaczego, kurde, nie mogę wejść na human-strain?! Kobieto! Ja prawie zawału przez Ciebie dostałam! Wyjaśnisz mi to?
    Sprawa druga. Za Sevciem nie przepadam, ale postanowiłam zrobić coś dla Ciebie. Ufam w pełni Twoim zdolnościom pisarskim, więc postanawiam przeczytać Twoje opowiadanie. Byłaś dla mnie niejednokrotnie taka miła, że... postanowię przełamać swoją niechęć względem Severusa. Ale tylko dla Ciebie. W nadchodzącym tygodniu postaram się skomentować najnowszy rozdział!
    Z poważaniem,
    Sophie Casterwill

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten rozdział jest moim ulubionym :) Lubię Tris w takim wydaniu: normalna roześmiana nastolatka. Dean pasuje do niej idealnie! Ostatnia scena najbardziej mi się podobała, nie wiem może to jakaś schiza na koniec tygodnia :D
    Oczywiście czekam na dalsze rozdziały. Życzę weny :)
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na 5 rozdział
    http://ingis-at-glacies-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Powracam z komentarzem! Naprawdę warto czytać Twojego bloga. Podoba mi się tu wszytko, począwszy od szablonu, poprzez styl aż po bohaterów. Jesteś dla mnie niesamowitą inspiracją i moim zdaniem na luzie możesz już w tym momencie wydać książkę. Jako, że dzielimy pasję jesteś dla mnie nie tylko blogerką, a motywacją, by pisać dalej i chociaż trochę zbliżyć się do Twojego poziomu.
    Jak się pewnie domyślasz rozdział bardzo mi się spodobał. Triss jest trochę podobna do mnie, więc tym bardziej ją lubię ;D Jej relacja z Deanem to marzenie każdej dziewczyny! Chłopak jest cudny. Chevron do bólu kojarzy mi się z moją bohaterką (to oczywiście nic złego). Dziewczyna ma moc o której nie miała pojęcia i którą jeszcze nie do końca rozumie. Nawet charaktery mają do siebie zbliżone, choć moja jest mniej dojrzała (bo młodsza i to o wiele xd). Kolejny powód by czytać :3 Już teraz jest super, a co będzie kiedy wejdzie główna akcja? ^^ Tego elemmentu brakuje u mnie: na początku mało akcji i razi w oczy styl, dopiero potem widać progress, a tutaj od razu BUM! Wszystko dopięte na ostatni guzik!
    Końcówka rozdziału mnie urzekła :3 Nie mogę się doczekać następnej noty, choć obawiam się złości Seva, jeśli się dowie co zaszło ;-; Życzę dużo, dużo czasu i weny na pisanie! Pozdrawiam :)
    Dziewczyna z Hogwartu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jejku, usłyszeć, że jest się dla kogoś inspiracją to jest chyba jedną z najpiękniejszych rzeczy, jakie można usłyszeć! Dosłownie się rozpływam XD Chwalicie mnie tak, że w samozachwyt kiedyś przez Was popadnę!
      Najważniejsze jest dla mnie, żeby chociaż troszkę rozrywki dostarczyć czytelnikom, mam nadzieję, że mi się to udaje ;)
      Dzieeeeeeeekuuuuuję! Takie komentarze to zastrzyk weny <3

      Usuń
  5. Bardzo, ale to bardzo podobają mi się te ćwiczenia u McGonagall. Fajnie to przedstawiłaś, przypomina mi to trochę ćwiczenia Zen :)
    Relacje Triss i Deana się rozwijają, ciekawe co z tego wyjdzie ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem zaskoczona, że one aż tak Wam się spodobały, bo jak przed dodaniem rozdziału robiłam ostatnie poprawki to wydawało mi się, że są strasznie słabe :o Dziękuję! :)

      Usuń
  6. Hej, hej, witam!
    Jestem, przepraszam, że tak późno, ale siła wyższa... bo gdyby to ode mnie zależało byłabym tutaj już wcześniej. Bo to sevfiction i na to się czeka.
    Nie będę sie rozwodzić nad tym, że to opowiadanie jest świetnie napisane, bo chyba zrobiłam to ciut wcześniej i tak w istocie jest. Widać pomysł. I Chevron ma moc (właśnie aż chce mi się zaśpiewać piosenkę z "Kariny Lodu") Jest na swój sposób wybrańcem i to jest ciekawe. Bardzo intrygujące. Zajęcia u McGonagall takie klimatyczne, że aż słyszałam jej głos. Świetne, bardzo mi się podobało. Przeskoki czasowe, jak to nazywam, przypomniało mi moje dawne pisanie o HP, bo wyglądało to mniej więcej podobnie. I to też było takie klimatyczne, jak na blogach o HP, które kiedyś czytywałam z zapartym tchem. Wielka nostalgia mnie złapała.
    Triss i Dean. Ale ja i tak wiem, że ona nie zapomni o Sevie, bo on jeszcze musi wrócić i musi być wielkie bum!
    Ja też tu wrócę. Na następny. Papa

    OdpowiedzUsuń
  7. Witaj mój Misiu!
    Tak, w końcu spięłam poślady i wzięłam się za czytanie Twojego nowszego bloga. Dumna? Bo ja tak. Ale przejdźmy do samego opowiadania. Przyznam szczerze, początkowo byłam trochę negatywnie nastawiona, bo Severus. Znaczy, nie mam nic do romansu nauczyciela z uczennicą w fanfickach (nawet je lubię), ale jak sobie wyobrażam taką młodą, piękną z dziewczynę, z Severusem Tłustowłosym to... ugh. Ja tego zdzierżyć nie potrafię. Chodzi mi tu o tłuste włosy. A jako, że Snape miał od zawsze taką czuprynę, to nie mogę go sobie wyobrazić inaczej. Po prostu mi dziewczyny szkoda i zawsze mam nadzieję, że pójdzie do innego faceta (nie myśl, że u Ciebie będzie inaczej). Takiego, który dba o włosy chociaż w minimalnym stopniu (ekhem, ekhem, Dean, ekhem). Poza tym, podziwiam główną bohaterkę pod pewnym względem. Nie tylko za fakt, że jest w dosyć zażyłej relacji z profesorem, lecz także za to, iż z nim wytrzymuje. Jakby nie było, Sev jest strasznie chłodny i nie wykazuje żadnych pozytywnych emocji. Praktycznie się nie uśmiecha, a co dopiero mówić o beztroskim śmianiu się z byle powodu. Ja bym nie wytrzymała w takim związku, bo wolę się otaczać osobami radosnymi, pełnymi życia, robiącymi głupoty (Dean, na przykład). A Triss... no cóż. Już sama nie wiem, czy ona kocha Snape'a, a on ją. Wszystko mi się pomieszało.
    A propos Severusa.
    Spodobało mi się to, jak dobrze odwzorowałaś jego postać. Wredny, nieprzystępny introwertyk. Nie dopuściłaś się gwałtu na jego charakterze (jak robi wiele aŁtoreczek Sevmione itp.) i nie zamieniłaś go w jakiegoś faceta, który zamiast serca ma różowy puch i cały czas lata za swoją panną. A co do głównej bohaterki. Jest raczej sympatyczna i nie ma żadnych mary suistycznych (to się pisze razem, czy oddzielnie?) cech, nie jest jakąś seks-bombą (jak blogaskowa "Mionka") i... są jeszcze cechy, za które ją lubię, ale o nich później. Poza tym, chyba pierwszy raz spotkałam się z tak niewyżytą seksualnie bohaterką. To masz na plus, bo jesteś oryginalna. Ach, i ostrzegam cię. Ja shippuję ją z Deanem już od pierwszego rozdziału, więc... nie miej mi za złe, że mogę być pod tym względem trochę... upierdliwa i namolna. Inaczej nie potrafię.
    TRIAN OLŁEJS END EFA FOREFA ♥♥♥
    Przejdźmy może do cytowania.
    ,,- Ty podstępna krowo, mów prawdę!" xD
    Już lubię Marie. Jest taka jakaś... nadpobudliwa? Lubię takie postacie. I ludzi zresztą też.
    ,,Z każdym dniem coraz mniej myślałam o Snapie – głównie dlatego, że w ogóle go nie widywałam, ale też dlatego, że sporą część mojego umysłu zajmował Dean." Good job, Dean! Już jest Twoja, stary! Oby tak dalej, to może będą z tego dzieci (po przeczytaniu ostatniego akapitu, jestem tego bardziej niż pewna)! <3
    ,,Dean ścisnął moją dłoń" *-*
    Mrs. Welniewicz, pozwól mi proszę robić sobie złudną nadzieję, że jednak ta dwójka będzie razem. Ich się nie da nie shippować!
    ,,- Czuję ujmę na mojej męskości"... xD
    ...
    Welniewicz, honey. Znasz może jakiegoś dobrego terapeutę? Albo lepiej, psychiatrę? Ze mną jest coś nie tak. Wszędzie widzę dwuznaczność... help me.
    ,,Chciałabym być silną i niezależną kobietą z małym stadem kotów w moim apartamencie w centrum Londynu oraz mieć wielu przelotnych kochanków." Pamiętasz, jak pisałam o zaletach panny Chevron? To w tym fragmencie, ukazałaś jej największą i najpiękniejszą dobrą stronę. To jest po prostu piękne. Tak rzadko spotykam się na różnych opowiadaniach z takimi tekstami, że... kurde, chyba się wzruszyłam. Ale co ja poradzę?! Trinity Chevron to idealny przykład i wzór prawdziwej kobiety. Niezależna, silna, piękna, mądra... kurczę, czuję, jakbym czytała o sobie (#skromnośćtakbardzo) xD
    Rozdział całkiem przyjemny. Bardzo mi się spodobało to jak opisałaś lekcję z Mcgonagall. Była naprawdę... oryginalna i interesująca. Tak, jak Ty, Misiu. Komentarz może krótki oraz trochę chaotyczny, ale to ja, więc... wiesz. Nie spodziewaj się niczego normalnego! xD
    Życzę Ci, abyś utopiła się w morzu weny oraz z niecierpliwością oczekuję nn!
    Sophie Casterwill

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ostrzegam, masz odpowiedzieć na mój komentarz.
      Wiesz, jak ja go długo pisałam?! Doceń to, i odpowiedz.

      Usuń
    2. Ależ jakże ja bym śmiała nie odpisać! Po prostu byłam w takim szoku, że potrzebowałam kilku dni na sklecenie odpowiedzi...
      Szok jest, bo:
      1. Poświęciłaś się dla mnie AŻ TAK, że nienawidząc Seva przeczytałaś.... JSAHDAKJSHDJKHDKHASDKJ Chce mi się krzyczeć, skakać, płakać z radości, albo nie z radości, z jakiejś takiej wdzięczności, ehhh, słów mi brak! To tak jakbym ja zmusiła się do czytania na przykład o... hmm. Na przykład o Sevie pięć lat temu :D Ale o tym zaraz.
      Po 2: BOŻE NAJPIĘKNIEJSZY KOMENTARZ EVER <3 W sensie... cieszy mnie nawet jedno słowo typu "spoczko rozdział", ale jak widzę taką wnikliwą analizę to me serce rośnie pod niebiosa!
      No, ale anyway. Ja kiedyś też nienawidziłam Seva :D Początkowo tak z zasady, bo tyrał Harry'ego, potem zaczęłam sobie myśleć, że "kurcze, to jest najbardziej dramatyczna i niedoceniona postać we współczesnej prosie". Potem zaczęłam czyta Sevmiony i inne FF Sevkowe, i go pokochałam. Także wszystko przed Tobą :D
      Sev właśnie taki ma być - wredny, nieprzystępny, zamknięty w sobie. Wiadomo, że ten książkowy był ironiczny i wybuchowy, ja mu troche zabrałam tych cech, ale ja tutaj tworzę charaktery od zera. A przynajmniej staram się nie opierać ani na książce, ani, co gorsza, filmie.
      Tak, Triss jest silną i niezależną kobietą :D Zależy mi, żeby pokazać jej specyficzną, kobiecą dojrzałość mimo tak młodego wieku. I mam dla Ciebie dobrą wiadomoś - gdzieś tak do 6 rozdziału jeszcze będzie o 200% więcej Deana niż Seva :D
      Marie miała być taka trochę... upierdliwa, nadpobudliwa, odrobinę stereotypowa i czasem głupiutka. Nie chce z niej zrobić jakiejś hardo przerysowanej przyjaciółeczki blondyneczki i tutaj granica jest łatwa do przekroczenia, ale no staram się jak mogę :D
      No, ale podsumowując (w ogóle miałam coś jeszcze napisać i uciekło mi z głowy, więc pewnie dopiszę coś jeszcze jak tylko mi się przypomni) nadal jestem zaszczycona, zszokowana i pełna podziwu, że mimo niechęci wobec Sevka przetrwałaś, przeczytałać i w dodatku o dziwo Ci się podobało. Wielkie loffffki for ju za to <3 <3 <3 <3
      Ja wiem. Wiem, że Cię zawiodłam, że nic nie ma na Human Strain... Ale tak jak mówiłam, ciężko mi coś tam jeszcze wymyślić. Nie odnajduję się w tamtym opowiadaniu... ale spokojnie ostatnio noszę się z myślą, żeby zacząć pisać tam od początku i jak tylko obmyślę jakiś dobry plan na to opowiadanie to wrócię na Human Strain i do Syriusza <3
      Dzięęęękuuuuję!
      PS GÓPKÓ, Twój komentarz jest chyba dłuższy od rozdziału XD także nie kłam, że krótki i chaotyczny, bo piękny i tak uporządkowany, że rozważam wydrukowanie go i powieszenie na ścianie! <3

      Usuń
  8. No witam.
    Wiem, że istnieje tu zakładka: "Spam", ale to sprawa życia i śmierci. Zapraszam: http://skazane-na-zapomnienie.blogspot.nl/2016/03/stos-pomienie-i-wieczne-potepienie.html
    Sophie Casterwill

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdą opinię :)
Zostawiajcie linki do siebie, chętnie zaglądam.