Kiedy
punktualnie o szóstej zjawiłam się w gabinecie Moody’ego, ten obrzucił mnie
swoim popisowym ponurym spojrzeniem i burknął:
-
Niezły raport z wczoraj.
Nie
wiedziałam, co mogłabym na to odpowiedzieć, więc wzruszyłam ramionami i
czekałam, co powie dalej.
-
Wedle planu – zaczął – powinnaś mieć dzisiaj pięć godzin teorii z rozpoznawania
Imperiusów, ale w życiu czasem pojawiają się zdarzenia losowe, więc będziesz
miała trochę praktyki.
-
Słucham?
-
Idziesz na pierwszą misję. Łatwą, ale niewykluczone, że szefostwo policzy ci to
jako normalne godziny pracy. A to oznacza – klasnął w dłonie – grube, tłuste
galeony!
Nie
za bardzo wiedziałam, czy się zaśmiać, czy tylko uśmiechnąć i wyszedł mi z tego
jakiś krzywy grymas.
-
Ale zrozumiałaś żart? – wychrypiał, widząc moją minę. – Gówno tu płacą. Nie
myśl, że dorobisz się kokosów.
Zaczął
powoli wstawać z krzesła i widać było, że z całej siły powstrzymuje jęk bólu.
-
Chodź – warknął, mijając mnie. – Muszę zebrać zespół i omówić plan działania.
To
chyba w tamtym momencie poczułam niesamowite podekscytowanie.
Pierwsza
misja! Kto by pomyślał, że przytrafi mi się już drugiego dnia szkoleń. Moody
miał najwyraźniej w planach rzucić mnie na głęboką wodę, a ja, po wczorajszych
porażkach, zaprzysięgłam sobie, że dziś mi się wszystko uda. Ruszyłam za nim
dziarskim krokiem; przeszliśmy przez długi, ciemny korytarz i dotarliśmy do
miejsca, w którym jeszcze nie byłam, ale o którym marzyłam przez lata – do
centrum dowodzenia Biura Aurorów.
Było
to ogromne pomieszczenie, w którym panował harmider, mimo że było tak wcześnie.
Wszędzie latały małe sówki z listami i samolociki z małych kartek; trzeba było
się przed nimi uchylać. Stało tam mnóstwo zawalonych papierami biurek, niektóre
były pooddzielane od innych niskimi ściankami, a inne upchane obok siebie na
siłę. Miejscami trzeba było przepychać się między nimi albo przechodzić bokiem.
W pomieszczeniu było co najmniej z trzydzieści osób – dyskutowali ze sobą,
przekrzykując hałasy, przerzucali nerwowo kartki, albo siedzieli przy biurkach
pisząc raporty. Mimo tego całego zamieszania nie było tam miejsca na obijanie
się, panowała atmosfera skupienia i ciężkiej pracy.
-
Cześć, Szalonooki! – usłyszałam męski głos gdzieś z prawej strony.
Spojrzałam
tam i zobaczyłam młodego chłopaka z czarnymi włosami związanymi w koński ogon.
Uśmiechał się szeroko i trzymał w rękach dwie opasłe teczki.
-
Jak się miewasz? – spytał.
Moody
ruszył w jego stronę i odparł swoim burkliwym głosem:
-
Jakbym miał umrzeć wczoraj. Gdzie jest Vasovsky? Potrzebuję dzisiaj jej i
ciebie. Natychmiast!
Chłopak
najwyraźniej był przyzwyczajony do sposobu bycia mojego uroczego mentora i z
takim samym uśmiechem odpowiedział:
-
Gdzieś tu była. Poszukać jej?
-
Taa – warknął Szalonooki. – Byle szybko, czekam na korytarzu.
Czarnowłosy
już miał się oddalić w poszukiwaniu koleżanki, kiedy spojrzał na mnie.
-
A to jest… - zaczął, ale Moody wszedł mu w słowo.
-
Moja stażystka – burknął. – Pośpiesz się, do cholery, Richards!
Szalonooki
odwrócił się na pięcie i przez chwilę stanęłam z nim oko w oko; po plecach aż
przeszedł mnie dreszcz. Odsunęłam się, żeby puścić go przodem i po chwili
ruszyłam za nim.
Czarnowłosy
chłopak, którego Moody nazwał Richardsem, pojawił się minutę później w asyście
rudowłosej dziewczyny. Obrzuciła mnie odrobinę wyniosłym spojrzeniem, ale
Richards wyciągnął w moją stronę dłoń.
-
Jestem Doug Richards – przedstawił się z uśmiechem. – A ty to chyba ta słynna…
-
Jaka słynna – rudowłosa prychnęła, krzyżując ręce na piersi. – Ja tam nic o
niej nie słyszałam!
-
Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy – odparłam w jej stronę, ściskając dłoń
Douga. – Jestem Triss.
Dziewczyna
przez chwilę miała zdezorientowanie wypisane na twarzy, ale szybko przywróciła
jej wcześniejszy wyraz.
-
Kim Vasovsky – przedstawiła się, ale ręce nadal miała skrzyżowane.
Moody
obserwował to wszystko z nieskrywaną pogardą i kiedy skończyliśmy wymieniać te
wątpliwe uprzejmości, obdarzył nas dziwnym grymasem i burknął pod nosem coś w
stylu:
-
Yyyyeee?
Spojrzeliśmy
na niego wyczekująco, w związku z czym odchrząknął i zaczął mówić:
-
Musimy dzisiaj poobserwować jednego koleżkę, który może być pod wpływem
Imperiusa.
Na
twarzach Douga i Kim natychmiast pojawiło się podniecenie; zaczęli zarzucać
Moody’ego pytaniami:
-
Imperiusa? Od Śmierciożercy?
-
Od kogo to może być? Jak sądzisz?
-
Dawno nie mieliśmy problemów z Imperiusami, ale ostatnio wracają…
-
Myślisz, że to Mal…
-
Cisza! – warknął Moody. – Mordy w kubeł, bo będziecie do jutra układać moje
przeterminowane raporty! Ruszać swoje upierdliwe tyłki, opowiem wam wszystko w
drodze.
Ruszyliśmy
korytarzem w stronę wind, następnie zjechaliśmy na najniższe piętro i
znaleźliśmy się w holu wejściowym.
Czułam
się w tym towarzystwie trochę jak powietrze, ale szczerze mówiąc – wcale mi to
nie przeszkadzało. Doug dyskutował o czymś z Kim, a Moody co chwilę rzucał im
swoje pogardliwe komentarze. Perspektywa usłyszenia takiej kąśliwej uwagi pod
moim adresem skutecznie powstrzymywała mnie od mówienia. Podążałam więc za nimi
w milczeniu; przepychaliśmy się między aportującymi się ze wszystkich stron
czarodziejami, aż dotarliśmy do wolnego kominka.
-
Dobra – zaczął Szalonooki. – Pakujecie się w ognisko i lecicie Na Ostatni Skwer. Stamtąd aportujecie
się na Chamlin Street 13. Tylko
błagam, żółtodzioby, nie pomylcie adresów!
Czułam,
jak narasta we mnie ekscytacja. Pierwszy w szmaragdowozielone płomienie wkroczył
Doug; głośno i wyraźnie powiedział „Na Ostatni Skwer!”, po czym zniknął. Tuż za
nim ruszyła Kim, a następnie Moody wepchnął mnie siłą w płomienie.
-
Żwawiej, Chevron!
Wzięłam
garść proszku Fiuu, wypowiedziałam nazwę miejsca docelowego i świat wokół mnie
zaczął wirować. Poprzez płomienie widziałam wnętrza przeróżnych pokoi, skromne
i strojne kominki, jeszcze więcej zielonego ognia i jeszcze więcej pomieszczeń.
W końcu z głuchym tąpnięciem wylądowałam w odpowiednim kominku; wyszłam z niego
niepewnym krokiem i nawet nie miałam czasu przyjrzeć się miejscu, w którym się
znajduję, bo zauważyłam, jak Kim znika przede mną z cichym pyknięciem.
Zamknęłam oczy i całych sił skupiłam się na adresie Chamlin Street 13; niestety tym razem było coś nie tak, bo nadal stałam
Na Ostatnim Skwerze. Już niemalże
słyszałam pogardliwy i pełen pretensji głos Moody’ego; byłam pewna, że zaraz
się pojawi, skrzyczy mnie, że nie potrafię się porządnie teleportować i odeśle
do domu, ale na szczęście ciemność zaczęła na mnie napierać i coś podskoczyło
mi w żołądku. Kiedy otworzyłam oczy, z ulgą dostrzegłam, że jestem w całkiem
innym miejscu, a Doug i Kim przyglądają mi się z umiarkowanym zainteresowaniem.
Rozejrzałam
się dookoła; znajdowaliśmy się w ponurym ślepym zaułku. Z murów dookoła
obsypywał się tynk, stały kosze na śmieci, w których buszowały szczury, czuć
było zapach stęchlizny i rozkładających się odpadów.
Przeniosłam
wzrok na Douga; uśmiechnął się, napotykając moje spojrzenie i otwierał usta,
żeby coś powiedzieć, kiedy pojawił się Moody. Spojrzeliśmy wszyscy na niego;
miał grymas na twarzy i bełkotał coś pod nosem. Wyłapałam kilka słów –
„pieprzona teleportacja”, „to nie dla starych ludzi”.
Cóż,
Szalonooki. Chyba zaczynałam się do niego przyzwyczajać.
-
No dobra, pawiany – powiedział auror, a ja byłam pod wrażeniem określeń,
których używał względem nas; niektóre były bardzo wymyślne i miałam ochotę
zacząć je zapisywać jak przekleństwa Saszy. – Sprawa wygląda tak, że znajdujemy
się w dzielnicy mugolskiej, więc różdżki głęboko schowane, ale w pogotowiu.
Człowiek, którego będziecie obserwować, nazywa się Rufus Gerlimore i wczoraj
dostaliśmy anonimowe zgłoszenie, że może znajdować się pod wpływem Imperiusa.
Nie do końca wiemy kto i jak, ale robi od tygodnia mnóstwo dziwnych rzeczy,
spotyka się z typkami spod ciemnej gwiazdy i kupuje dziwne eliksiry. O ósmej
spotka się z pewnym wilkołakiem w pobliskiej kawiarni. Waszym zadaniem jest nie
spuszczać go z oka. Będę was asekurował z zewnątrz. Vasovsky wchodzi pierwsza,
zajmuje stolik przy oknie. Potem wchodzi Richards z Chevron i siadacie przy
stole naprzeciwko Gerlimore’a. Rzucę na was teraz Zaklęcie Łączności.
Wycelował
w nas różdżką i powiedział:
-
Communicatio.
Z
końca jego różdżki wypłynęła prawie niewidoczna mgiełka, która podzieliła się
na trzy strumienie; jeden z nich podleciał do mojej głowy, okrążył ją, po czym
wchłonął się w moje czoło. Przez chwilę widziałam w umyśle mgłę, podobną do
tych, które przedstawiał mi Sev, a potem usłyszałam grzmiący głos Moody’ego,
który wypełniał każdy fragment mojej czaszki.
-
Chevron, wiesz jak działa to zaklęcie?
– Szalonooki nie poruszał ustami, za to przykładał palec wskazujący do skroni.
Nie
miałam pojęcia, więc głośno odpowiedziałam:
-
Nie.
Kim
prychnęła po mojej lewej stronie.
-
Przez określony czas możemy porozumiewać
się niewerbalnie – wyjaśnił cierpliwie Doug.
Spojrzałam
na niego; też przykładał palec do skroni.
-
Spróbuj. Usłyszymy cię tylko my.
Niepewnie
powtórzyłam ich gest i kiedy tylko mój palec dotknął skóry, w głowie pojawiła
mi się najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam oczami umysłu.
Wpatrywały
się we mnie trzy pary oczu – widziałam w głowie Kim, Douga i Moody’ego, ale ich
twarze były płaskie i nieco przezroczyste, jakby były hologramami. Jednocześnie
miałam wrażenie, że mój organ mowy całkowicie przeniósł się do myśli i nie
jestem w stanie otworzyć ust.
-
Eee… Raz, dwa, trzy, próba, próba…
Doug
parsknął głośnym śmiechem, a Kim rzuciła mi jeszcze bardziej pogardliwe
spojrzenie i przyłożyła palec do skroni.
-
Musisz nauczyć się nad tym panować –
powiedziała. – To jest jak z normalnym
głosem. Możesz mówić cicho, głośno, albo wrzeszczeć. No, ale każdy bachor się
drze, jak jest mały, więc nie oczekuję, że szybko się tego nauczysz.
-
Morda w kubeł, Vasovsky, bo cię obsmaruję
w raporcie. – Warknął Moody. – A
właściwie sama się obsmarujesz, bo nie ja go będę pisać. I w ogóle to spływaj
stąd! Kawiarnia jest za rogiem, masz tam być przed Gerlimorem!
Kim
spojrzała na niego groźnie, obróciła się na pięcie i szybkim tempem wyszła ze
ślepej uliczki. Staliśmy w milczeniu, aż w naszych głowach odezwał się głos
młodej aurorki:
-
Jestem na miejscu. Jeszcze nie ma naszego
faceta. Odezwę się, jak tylko go zobaczę.
-
Dobra – powiedział głośno Szalonooki. – Teraz czekamy.
Wyciągnął
swoją piersiówkę, odwrócił się do nas plecami i popijał z niej, wpatrując się w
jakiś nieokreślony punkt przed sobą. Doug spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
-
Sporo o tobie słyszałem, Triss – powiedział. – Gratuluję wyników.
Uśmiechnęłam
się tylko; miałam trochę dość ciągłego przypominania, jak to przypadkiem udało
mi się tak dobrze zaliczyć owutemy.
-
Skończyłem Hogwart pięć lat temu – mówił dalej. – Nawet przez chwilę byłem
obrońcą drużyny Huffelpuffu. Kojarzę cię, nieźle śmigałaś już wtedy na miotle.
Zastanowiłam
się przez chwilę. Ja chyba też go kojarzyłam…
-
Och, to ty byłeś tym, który pobił rekord spadania z miotły w czasie meczu? –
wyrwało mi się.
Cholera,
Chevron, musisz coś zrobić z tymi twoimi wyrywającymi się uwagami, bo w końcu
kogoś obrazisz.
Doug
nie wyglądał jednak na urażonego; roześmiał się serdecznie.
-
Taa – odparł. – Dlatego za długo nie zagrzałem tego miejsca. Ale było całkiem
zabawnie, prawda?
Pokiwałam
głową.
-
Wchodzi – usłyszeliśmy głos Kim.
-
Wyjazd – warknął Moody, zwracając się do nas. – Nie mamy całego dnia.
Ruszyliśmy
w stronę ulicy; Doug pierwszy, a ja tuż za nim. Z każdą chwilą ogarniał mnie
coraz większy stres – bałam się, że zrobię coś nieprofesjonalnego i zepsuję
całą misję. Mój towarzysz wyglądał na podekscytowanego, chociaż kiedy bardziej
mu się przyjrzałam, pomyślałam, że chyba też jest trochę zestresowany. Nagle
przemknęło mi przez myśl wspomnienie, jak Sev mówił mi, że w jakimś stopniu
mogę wpływać na nastrój osób, które mnie otaczają… Cholera. Nie mogę przelewać
mojego zdenerwowania na Douga.
Ta
myśl zestresowała mnie jeszcze bardziej, ale na szczęście moje rozważania
przerwał Richards; ukradkiem przyłożył palec do skroni i w głowie usłyszałam
jego głos:
-
Kim, opisz nam go. Jak wygląda, gdzie
siedzi…
- Pierwszy stolik po lewej – odparła.
– Najlepiej byłoby, żebyście usiedli po
prawej, naprzeciwko niego. Ma na sobie skórzaną kurtkę i koszulę w kratę, do
tego przydługie włosy i zdecydowanie obleśny zarost.
Dotarliśmy
do drzwi kawiarni. Doug posłał mi przelotne spojrzenie, które chyba miało dodać
mi trochę otuchy. Uśmiechnęłam się najlepiej jak mogłam i weszliśmy do środka.
Lokal
wyglądał całkiem inaczej niż czarodziejskie knajpki. Był bardzo zwyczajnie
urządzony, powiedziałabym, że wyglądał wręcz biednie. Większość stolików było
poplamionych, a krzesła jednakowe, ale stare i miejscami prowizorycznie
pozbijane gwoździami. Za barem stała otyła kelnerka, która obrzuciła nas niezbyt
przyjaznym spojrzeniem. Kim zajmowała stolik w głębi pomieszczenia i ukrywała
się za gazetą; stolik obok niej zajmowało dwóch mugoli, rozmawiających o czymś
cicho.
Pomyślałam
sobie, że rozglądanie się dookoła to nienajlepszy pomysł, więc chciałam zająć miejsce
tyłem do naszego obiektu obserwacji, żeby to Doug mógł mieć na niego oko. Młody
auror jednak znów ukradkiem przyłożył palec do skroni i powiedział:
-
Nie, Triss. Ty go obserwujesz, ja tu
jestem tylko dla niepoznaki.
Znów
napadł mnie straszliwy stres, ale przywołałam się do porządku – w końcu muszę
wziąć się w garść! Usiadłam więc tyłem do ściany, a Doug naprzeciwko mnie. Z
tej pozycji widziałam Gerlimore’a ponad ramieniem Richardsa.
-
Słuchaj, Chevron – przemówił Moody. –
Wiesz, co to jest Imperius, prawda? Na
pewno wiesz. Nie znasz teorii, ale popatrz na tego gościa i powiedz, czy w jego
zachowaniu widzisz coś dziwnego.
Kiedy
Szalonooki skończył mówić, do naszego stolika podeszła kelnerka i przygniotła
nas wyczekującym spojrzeniem. Doug uśmiechnął się do niej serdecznie i
powiedział:
-
Poprosimy dwie kawy z mlekiem.
Bardzo
chciałam nadążać za wszystkim, co się działo, ale nie byłam w stanie
jednocześnie mówić, że piję czarną kawę, a w myślach opowiadać Moody’emu co
widzę; uśmiechnęłam się tylko do kelnerki i kiedy się odwróciła, podparłam
brodę na ręce i ukradkiem przytknęłam palec do skroni. Znów ujrzałam
hologramowe twarze moich towarzyszy misji.
-
Według mnie ten facet ma strasznie
nieobecne spojrzenie i wygląda na zmęczonego.
Uznałam,
że to jeszcze nic nie oznacza, więc po chwili zastanowienia kontynuowałam:
-
Mówiliście, że od tygodnia jest pod
wpływem Imperiusa, tak? Na moje oko to on też od tygodnia się nie golił i nie
przebierał. Ma plamy na koszuli, tłuste włosy i zarost.
Doug
uśmiechnął się do mnie.
-
Wiesz, to co mówiłaś wcześniej – powiedział – ma bardzo dużo sensu. Jesteś
bystra.
Uznałam,
że to element gry – w końcu w lokalu są też inni ludzie, w dodatku mugole. Dwie
osoby siedzące naprzeciwko siebie w milczeniu na pewno wyglądają odrobinę
podejrzanie.
Chevron,
jesteś agentką, pomyślałam sobie. Wczuj się w klimat.
Odwzajemniłam
uśmiech i odparłam:
-
Serio, uważasz, że to dobry pomysł? Może powinnam przemyśleć to lepiej…
-
Na razie poczekajmy, aż pojawią się nowe opcje. Wtedy nasz pan humorzasty
będzie chciał wiedzieć więcej.
-
Przez ulicę przechodzi jakiś facet – usłyszeliśmy
głos Kim w głowach. – To może być nasz
wilkołak.
Otyła
kelnerka postawiła przed nami dwa kubki z kawą; musiałam całą siłą woli
powstrzymać się od podskoczenia na krześle, bo kompletnie nie widziałam, jak
się do nas zbliża i byłam zaskoczona jej widokiem. Podziękowałam słabym głosem
i upiłam łyk napoju, starając nie skrzywić się na smak mleka.
Po
chwili do lokalu rzeczywiście wszedł jakiś mężczyzna. Miał siwe włosy zaczesane
do tyłu i rozbiegane oczy. Ubrany był w brązowy płaszcz. Rozejrzał się
niedyskretnie po sali i kiedy ujrzał Gerlimore’a, ruszył w jego stronę i po
chwili usiadł naprzeciwko. Pochylił się konspiracyjnie nad stolikiem i
powiedział coś, na co mężczyzna odpowiedział mechanicznym kiwnięciem głowy.
Znów podparłam brodę na ręce i dotknęłam palcem skroni.
-
Jeśli nadal mam głos, to według mnie obaj
wyglądają podejrzanie. Gerlimore zachowuje się trochę jak robot, a wilkołak ma
chyba za nic to, że jest w miejscu pełnym mugoli.
-
Dobra – odezwał się Moody. – Poobserwujcie ich jeszcze przez chwilę i
mówcie tylko, jak zobaczycie coś podejrzanego. Macie nie wzbudzać podejrzeń. I
stała czujność! Pamiętajcie!
-
Myślę, że stąd mugole nas nie usłyszą – powiedział Doug nieco przyciszonym
głosem. – Obserwuj go, ale staraj się ze mną rozmawiać, żeby było naturalnie.
Po
chwili dodał nieco głośniej:
-
Opowiedz mi coś o szkole. Słyszałem, że nauczyciel obrony przed sama wiesz czym
wam się zmienił?
-
Tak – odpadłam i zaczęłam opowiadać o nauczycielach z Hogwartu, starając się
utrzymywać spokojny ton i umiarkowany gryps, który nie zwracałby niczyjej uwagi.
Prowadziliśmy
normalną rozmowę, a ja ukradkiem obserwowałam Gerlimore’a, który już nie
wyglądał aż tak podejrzanie; zaczął rozmawiać z wilkołakiem i od czasu do czasu
nawet gestykulował rękami. Z tej odległości nie dało się stwierdzić o czym
dyskutują, ale nie wyglądało mi to na przyjacielską pogawędkę. Od czasu do
czasu spoglądałam przez okno, żeby nie wpatrywać się cały czas w ten sam punkt
nad ramieniem Richardsa. Na dworze zrobiło się ponuro, a niebo zasnuły
ciemnoszare chmury. Kiedy po chwili znów spojrzałam na ulicę, padał deszcz, a w
kawiarni zrobiło się naprawdę ciemno, w związku z czym kelnerka zapaliła
światło, a cała sala rozjaśniła się zimnym blaskiem jarzeniówek. Przeniosłam
wzrok na Gerlimore’a i serce przestało mi bić.
Przez
moment myślałam, że umysł płata mi figle. Mężczyznę otaczała jasnozielona
mgiełka, jakby lżejsza wersja tych chmur, które ze względu na moje umiejętności
lubiły pojawiać mi się w umyśle. Przypomniało mi się, jak Sev opowiadał mi o
barierach umysłowych – czy też aurach – i z przerażeniem, ale też niczym
niezmąconą pewnością stwierdziłam, że właśnie widzę aurę Gerlimore’a.
-
Triss, wszystko okej? – spytał Doug, ale całkowicie go zignorowałam.
Mgiełka
była jakby blaskiem – takim, w jakim przedstawiane są na niektórych obrazkach
anioły – ale mocno przyćmionym, niewyraźnym, a miejscami poprzerywanym. Miałam
wrażenie, że jej struktura przemieszcza się, pracuje, jakby te poprzerywane
miejsca chciały z powrotem złączyć się w jedną całość, ale nie mogły, bo gdy
jedna część przesuwała się w kierunku drugiej,
to gdzieś pojawiała się nowa dziura.
To
musiało coś oznaczać i byłam tego pewna w stu procentach. Bariera Gerlimore’a
mogła zostać przerwana. Sev przecież mówił mi, że wkradanie się do czyjegoś
umysłu to przebijanie się przez jego aurę, ale mężczyźnie, któremu się przyglądałam,
nikt nie czytał w myślach. Co jeśli zaklęcie Imperius również przebijało się
przez barierę albo przerywało ją w niektórych miejscach?
-
Triss, zauważyłaś coś nowego? – spytał Doug szeptem.
-
Jestem pewna, że on jest pod wpływem Imperiusa – powiedziałam.
-
Jak to „jesteś pewna”?
-
Po prostu… - urwałam.
To
chyba nie był najlepszy pomysł, żeby mówić mu o moich umiejętnościach. To nie
jest coś, czym powinnam się chwalić, poza tym niby jak miałam to komukolwiek
wytłumaczyć? Nie uwierzyliby mi i wzięli za wariatkę.
-
Po prostu znam się trochę na ludziach i ten tam nie zachowuje się normalnie.
Mówiłam, jest jak robot – wyjaśniłam.
Doug
wpatrywał się we mnie zdziwionym wzrokiem, a ja ponad jego ramieniem nadal
widziałam aurę Gerlimore’a.
-
Co tam się dzieje, do cholery?! –
usłyszałam w głowie Kim. – Jesteście na
misji czy spotkaniu towarzyskim?!
Doug
przytknął palec do skroni.
-
Szalonooki, sprawdzamy go.
- Co?! – burknął
Moody. – Powaliło cię, Richards? Nie mamy
pewności, że jest pod Imperiusem!
Doug
nadal wpatrywał mi się w oczy; w jego spojrzeniu było coś z determinacji. Nie
mogłam uwierzyć, że poważnie potraktował to, co mu powiedziałam – przecież
jestem tylko stażystką na cholernym szkoleniu!
-
Jestem pewien, Szalonooki –
powiedział twardo. – Facet jest pod
Imperiusem i dzisiaj sprawdzamy, pod czyim.
- Richards, to ja tu jestem od
podejmowania takich decyzji!
-
Ej, ej, powoli – wtrąciła Kim. – Mam dziewięćdziesiąt procent pewności, że on
jest pod Imperiusem, ale to za wcześnie na sprawdzanie. Nigdy nie sprawdzamy
nikogo po jednym dniu obserwacji, chyba mamy jeszcze jakieś zasady, nie?
-
Jestem tego pewien – powtórzył Doug
– i biorę to na siebie.
-
Nie podoba mi się to, Richards – zagrzmiał
Moody. – Cholernie mi się to nie podoba,
ale skoro jesteście tacy pewni to powiedzcie, jak wyjdzie z kawiarni. Sprawdzę
go.
- Co?! – pisnęła
Kim. – Ty tak na serio?!
Nikt
jej nie odpowiedział. Kolejne piętnaście minut ciągnęło się straszliwie.
Doug
próbował nadal prowadzić ze mną rozmowę, ale nie szło nam najlepiej, bo
rozpraszał mnie fakt, że z nieznanych przyczyn widzę cholerną aurę Rufusa
Gerlimore’a. Jakby tego było mało, to jeszcze przez tę moją dziwną halucynację
cała misja mogła zakończyć się niepowodzeniem – cokolwiek oznaczało
„sprawdzenie go”, nie brzmiało dobrze. Czułam, jak Kim od czasu do czasu rzuca
w moją stronę spojrzenia, które przywodziły na myśl pioruny.
Po
długich piętnastu minutach wilkołak wstał i wyszedł, a zaraz za nim to samo
zrobił Gerlimore. Bez zastanowienia przytknęłam palec do skroni i powiedziałam:
-
Wychodzi.
- Dobra, jestem w pogotowiu – odparł
Moody; miałam wrażenie, że w jego głosie słychać nutkę młodzieńczej ekscytacji.
– Jakbym długo nie dawał znaku życia, to
znaczy, że wreszcie umarłem.
Spodziewałam
się, że przed nami kolejny kwadrans oczekiwania w napięciu, ale Szalonooki
odezwał się co najwyżej po półtora minuty.
-
Już po sprawie. Chodźcie tu, byle szybko!
Doug
wstał i pospiesznie rzucił na stolik kawałek papieru; rozpoznałam w nim
mugolski banknot. Wyszliśmy z kawiarni i drogę do zaułka przebiegliśmy.
Na
miejscu zastaliśmy Moody’ego – stał z wyciągniętą różdżką nad Gerlimorem, który
leżał na ziemi. Z ulgą zauważyłam, że nie widzę już żadnej aury. Potem na
moment znów się przeraziłam – wydawało mi się, że Gerlimore nie oddycha - i znów odczułam ulgę, kiedy dostrzegłam, że
jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada.
Szalonooki
dyszał ciężko.
-
Imperius – powiedział chrapliwie – i to cholernie mocny. Miałeś rację,
Richards. Wzywam oddział specjalny. Teleportujemy się prosto do ministerstwa.
Reszta
wydarzeń działa się bardziej obok mnie, niż wraz ze mną. Moody wyczarował
patronusa i wysłał go do ministerstwa. Po chwili dwójka czarodziejów w długich,
czarnych szatach aportowała się przed nami; zebrali z ziemi nieprzytomnego
Gerlimore’a i zniknęli nam z oczu. Potem mieliśmy teleportować się do
ministerstwa, ale nie mogłam skupić się na niczym, w związku z czym musieliśmy
skorzystać z teleportacji łącznej. Pojawiliśmy się w holu ministerstwa i
popędziliśmy do biura aurorów. Potem, w gabinecie Moody’ego, każdy z nas miał
opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Doug nie dopuścił mnie jednak do słowa;
wyjaśnił, że cały czas mówiłam mu co widzę, aż uznaliśmy, że Gerlimore
zachowuje się bardzo dziwnie i wykazuje wszystkie cechy osoby znajdującej się
pod wpływem zaklęcia Imperius. Kiedy Szalonooki poprosił mnie, żebym potwierdziła
tę wersję, powiedziałam, że było dokładnie tak, jak mówi Doug.
-
Dobra – rzucił Moody, kiedy skończyliśmy mówić. – To samo powtórzycie szefowi,
jeśli będzie chciał znać więcej szczegółów. Teraz stąd zmiatajcie. Vasovsky
zostaje, piszesz ze mną raport.
-
Chyba za ciebie – warknęła Kim i
myślałam, że na tym skończyła swoje kąśliwe uwagi, ale po tym dodała dużo
bardziej agresywnym tonem, patrząc na mnie wyzywająco:
-
A właściwie czemu ja, a nie ona?!
Moody
zmroził ją spojrzeniem.
-
Bo ty umiesz pisać raporty, a Chevron ma zaraz szkolenia.
-
Aha, szkolenia – parsknęła ruda sarkastycznie. – A wiesz co ja myślę? Myślę, że
zabierasz ją na misję i traktujesz lepiej niż nas, bo jest siostrzenicą
pieprzonego Malfoya!
Zapadła
grobowa cisza, a mnie zamurowało.
Więc
to stąd wzięła się ta niechęć wobec mnie! No tak, przecież te wszystkie plotki
nie mogły dotyczyć tylko moich wyników w nauce. Oto szkolenia aurorskie
przechodzi siostrzenica Śmiercożercy – to nie mogło umknąć niczyjej uwadze! Coś
się we mnie zagotowało i zanim się zastanowiłam co robię, powiedziałam:
-
I to dlatego mnie nienawidzisz, tak? Za to, że mam rodzinę, której sobie nie
wybrałam?
Nie
dane mi było obserwować jej reakcji, bo Szalonooki wydał z siebie ryk
wściekłości i wrzasnął:
-
WYNOCHA MI STĄD! Richards i Chevron, już was tu nie ma! A ty, Vasovsky –
wycelował w nią palec – będziesz układać moje raporty do rana!
Doug
wycofał się z gabinetu, a ja poszłam w jego ślady. Zamknęłam za sobą drzwi
(tabliczka pokazywała numer piętnaście) i chciałam się stamtąd oddalić jak
najszybciej, ale wyczułam na sobie spojrzenie Richardsa.
-
Przepraszam za Kim – powiedział bardzo szybko, a w jego oczach malowało się coś
na kształt lekkiego zmieszania. – Bywa wybuchowa, ale nie wiem, co tym razem w
nią wstąpiło. Dobrze wie, że Szalonooki nienawidzi Malfoy’a i na pewno nie
traktowałby cię inaczej z jego powodu.
Kiwnęłam
głową.
-
Jasne – powiedziałam. – Nie ma problemu.
Już
miałam się oddalić, ale jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
-
Doug? – zaczęłam niepewnie. – Dlaczego… dlaczego mi uwierzyłeś? Dlaczego byłeś
taki pewien, że mam rację, że on jest pod wpływem Imperiusa?
Richards
milczał dłuższą chwilę i wzruszył ramionami.
-
Nie wiem. Nie mam pojęcia. Chyba masz w sobie coś… co mnie natychmiast
przekonało. Ale nie pytaj co, tego nie wiem.
Odwrócił
się i odszedł, a ja zostałam sama z mętlikiem w głowie.
~*~
Dzisiaj trochę akcji. Ogólnie coś mnie wena ostatnio opuszcza
i strasznie chcę już skończyć drugą część, bo w trzeciej będzie się tyyyyle
działo, że na pewno wena powróci na czas tych wielkich wydarzeń :D
Jak myślicie, zdolności Triss miały wpływ na decyzję Douga?
Hej, bejbs!
OdpowiedzUsuńZ tej strony Zośka, ale usunęłam swoje poprzednie konto i teraz nazywam się ,,Pamiętaj, że umrzesz", w przekładzie na polski c:
W każdym razie, zaczęłam historię sióstr od nowa (tak, po raz kolejny. Mi też się to nie podoba, ale co zrobisz?) i dodałam już prolog, więc serdecznie cię na niego zapraszam, a w najbliższym czasie obiecuję skomentować twój najnowszy rozdział, bo Zośka, menda mała, wcześniej była zbyt leniwa xd
Z poważaniem,
мємєηтσ мσяι
Jeżeli tak mają wyglądać rozdziały "z akcją", to jestem jak najbardziej za! Były emocje, był humor i jest zadowolenie. Ale mi serce waliło, matko. Triss jest świetna, a Ty potrafisz zarąbiście opisywać co czuje. Wychodzi mega naturalnie i mam wrażenie, że jej magiczne umiejętności dosięgają nawet mnie :D Pewnie się spodziewasz, że już na starcie nienawidzę Kim, co nie? Niezłą,za przeproszeiem, sucz z niej uczyniłaś. Już brakuje mi Kat xd
OdpowiedzUsuńBłagam o więcej humoru Alastora, bo świetnie Ci to wychodzi. Uwielbiam czarny humor XD Śmiechłam najbardziej przy "Jakbym długo nie dawał znaku życia to znaczy, że wreszcie umarłem", skisłam po prostu :'D
Znowu mi mało, zawsze mnie zostawiasz z tą ciekawością! Czekam na następny wpis i mam nadzieję, że wróci Sevmind albo chociaż Severus ^^ Życzę dużo weny i pomysłów. Pozdrawiam!
Dziewczyna z Hogwartu ❤
O! I zapomniałabym! Myślę, że Triss lekko zmanipulowała (oczywiście słusznie) Douga, nawet jeśli zrobiła to niechcący, ale jestem pewna jak ona tego Imperiusa, że jej zdolności miały wpływ na jego reakcję. Dobrze wykombinowane ;D
UsuńOkay jestem i ja! Wprawdzie po długiej nieobecności, ale jestem cała i zdrowa :) Rozdział taki, że woah. Moddy chyba stanie się moim idolem. Te jego docinki i szczerość aż do bólu są perfekcyjne w każdym calu <3 Cieszę się, że Triss miała okazję się wykazać. Podejrzewam, że Doug jest po prostu nią oczarowany, dlatego jej uwierzył ;) Ale oczywiście mogę się mylić.
OdpowiedzUsuńCzekam na dalszy ciąg i życzę weny!
Pozdrawiam
Arcanum Felis
zapraszam na nowe rozdziały
https://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/