15 sierpnia 2016

Rozdział jedenasty

Kiedy punktualnie o szóstej zjawiłam się w gabinecie Moody’ego, ten obrzucił mnie swoim popisowym ponurym spojrzeniem i burknął:
- Niezły raport z wczoraj.
Nie wiedziałam, co mogłabym na to odpowiedzieć, więc wzruszyłam ramionami i czekałam, co powie dalej.
- Wedle planu – zaczął – powinnaś mieć dzisiaj pięć godzin teorii z rozpoznawania Imperiusów, ale w życiu czasem pojawiają się zdarzenia losowe, więc będziesz miała trochę praktyki.
- Słucham?
- Idziesz na pierwszą misję. Łatwą, ale niewykluczone, że szefostwo policzy ci to jako normalne godziny pracy. A to oznacza – klasnął w dłonie – grube, tłuste galeony!
Nie za bardzo wiedziałam, czy się zaśmiać, czy tylko uśmiechnąć i wyszedł mi z tego jakiś krzywy grymas.
- Ale zrozumiałaś żart? – wychrypiał, widząc moją minę. – Gówno tu płacą. Nie myśl, że dorobisz się kokosów.
Zaczął powoli wstawać z krzesła i widać było, że z całej siły powstrzymuje jęk bólu.
- Chodź – warknął, mijając mnie. – Muszę zebrać zespół i omówić plan działania.
To chyba w tamtym momencie poczułam niesamowite podekscytowanie.
Pierwsza misja! Kto by pomyślał, że przytrafi mi się już drugiego dnia szkoleń. Moody miał najwyraźniej w planach rzucić mnie na głęboką wodę, a ja, po wczorajszych porażkach, zaprzysięgłam sobie, że dziś mi się wszystko uda. Ruszyłam za nim dziarskim krokiem; przeszliśmy przez długi, ciemny korytarz i dotarliśmy do miejsca, w którym jeszcze nie byłam, ale o którym marzyłam przez lata – do centrum dowodzenia Biura Aurorów.
Było to ogromne pomieszczenie, w którym panował harmider, mimo że było tak wcześnie. Wszędzie latały małe sówki z listami i samolociki z małych kartek; trzeba było się przed nimi uchylać. Stało tam mnóstwo zawalonych papierami biurek, niektóre były pooddzielane od innych niskimi ściankami, a inne upchane obok siebie na siłę. Miejscami trzeba było przepychać się między nimi albo przechodzić bokiem. W pomieszczeniu było co najmniej z trzydzieści osób – dyskutowali ze sobą, przekrzykując hałasy, przerzucali nerwowo kartki, albo siedzieli przy biurkach pisząc raporty. Mimo tego całego zamieszania nie było tam miejsca na obijanie się, panowała atmosfera skupienia i ciężkiej pracy.
- Cześć, Szalonooki! – usłyszałam męski głos gdzieś z prawej strony.
Spojrzałam tam i zobaczyłam młodego chłopaka z czarnymi włosami związanymi w koński ogon. Uśmiechał się szeroko i trzymał w rękach dwie opasłe teczki.
- Jak się miewasz? – spytał.
Moody ruszył w jego stronę i odparł swoim burkliwym głosem:
- Jakbym miał umrzeć wczoraj. Gdzie jest Vasovsky? Potrzebuję dzisiaj jej i ciebie. Natychmiast!
Chłopak najwyraźniej był przyzwyczajony do sposobu bycia mojego uroczego mentora i z takim samym uśmiechem odpowiedział:
- Gdzieś tu była. Poszukać jej?
- Taa – warknął Szalonooki. – Byle szybko, czekam na korytarzu.
Czarnowłosy już miał się oddalić w poszukiwaniu koleżanki, kiedy spojrzał na mnie.
- A to jest… - zaczął, ale Moody wszedł mu w słowo.
- Moja stażystka – burknął. – Pośpiesz się, do cholery, Richards!
Szalonooki odwrócił się na pięcie i przez chwilę stanęłam z nim oko w oko; po plecach aż przeszedł mnie dreszcz. Odsunęłam się, żeby puścić go przodem i po chwili ruszyłam za nim.

Czarnowłosy chłopak, którego Moody nazwał Richardsem, pojawił się minutę później w asyście rudowłosej dziewczyny. Obrzuciła mnie odrobinę wyniosłym spojrzeniem, ale Richards wyciągnął w moją stronę dłoń.
- Jestem Doug Richards – przedstawił się z uśmiechem. – A ty to chyba ta słynna…
- Jaka słynna – rudowłosa prychnęła, krzyżując ręce na piersi. – Ja tam nic o niej nie słyszałam!
- Nawet nie wiesz, jak mnie to cieszy – odparłam w jej stronę, ściskając dłoń Douga. – Jestem Triss.
Dziewczyna przez chwilę miała zdezorientowanie wypisane na twarzy, ale szybko przywróciła jej wcześniejszy wyraz.
- Kim Vasovsky – przedstawiła się, ale ręce nadal miała skrzyżowane.
Moody obserwował to wszystko z nieskrywaną pogardą i kiedy skończyliśmy wymieniać te wątpliwe uprzejmości, obdarzył nas dziwnym grymasem i burknął pod nosem coś w stylu:
- Yyyyeee?
Spojrzeliśmy na niego wyczekująco, w związku z czym odchrząknął i zaczął mówić:
- Musimy dzisiaj poobserwować jednego koleżkę, który może być pod wpływem Imperiusa.
Na twarzach Douga i Kim natychmiast pojawiło się podniecenie; zaczęli zarzucać Moody’ego pytaniami:
- Imperiusa? Od Śmierciożercy?
- Od kogo to może być? Jak sądzisz?
- Dawno nie mieliśmy problemów z Imperiusami, ale ostatnio wracają…
- Myślisz, że to Mal…
- Cisza! – warknął Moody. – Mordy w kubeł, bo będziecie do jutra układać moje przeterminowane raporty! Ruszać swoje upierdliwe tyłki, opowiem wam wszystko w drodze.
Ruszyliśmy korytarzem w stronę wind, następnie zjechaliśmy na najniższe piętro i znaleźliśmy się w holu wejściowym.
Czułam się w tym towarzystwie trochę jak powietrze, ale szczerze mówiąc – wcale mi to nie przeszkadzało. Doug dyskutował o czymś z Kim, a Moody co chwilę rzucał im swoje pogardliwe komentarze. Perspektywa usłyszenia takiej kąśliwej uwagi pod moim adresem skutecznie powstrzymywała mnie od mówienia. Podążałam więc za nimi w milczeniu; przepychaliśmy się między aportującymi się ze wszystkich stron czarodziejami, aż dotarliśmy do wolnego kominka.
- Dobra – zaczął Szalonooki. – Pakujecie się w ognisko i lecicie Na Ostatni Skwer. Stamtąd aportujecie się na Chamlin Street 13. Tylko błagam, żółtodzioby, nie pomylcie adresów!
Czułam, jak narasta we mnie ekscytacja. Pierwszy w szmaragdowozielone płomienie wkroczył Doug; głośno i wyraźnie powiedział „Na Ostatni Skwer!”, po czym zniknął. Tuż za nim ruszyła Kim, a następnie Moody wepchnął mnie siłą w płomienie.
- Żwawiej, Chevron!
Wzięłam garść proszku Fiuu, wypowiedziałam nazwę miejsca docelowego i świat wokół mnie zaczął wirować. Poprzez płomienie widziałam wnętrza przeróżnych pokoi, skromne i strojne kominki, jeszcze więcej zielonego ognia i jeszcze więcej pomieszczeń. W końcu z głuchym tąpnięciem wylądowałam w odpowiednim kominku; wyszłam z niego niepewnym krokiem i nawet nie miałam czasu przyjrzeć się miejscu, w którym się znajduję, bo zauważyłam, jak Kim znika przede mną z cichym pyknięciem. Zamknęłam oczy i całych sił skupiłam się na adresie Chamlin Street 13; niestety tym razem było coś nie tak, bo nadal stałam Na Ostatnim Skwerze. Już niemalże słyszałam pogardliwy i pełen pretensji głos Moody’ego; byłam pewna, że zaraz się pojawi, skrzyczy mnie, że nie potrafię się porządnie teleportować i odeśle do domu, ale na szczęście ciemność zaczęła na mnie napierać i coś podskoczyło mi w żołądku. Kiedy otworzyłam oczy, z ulgą dostrzegłam, że jestem w całkiem innym miejscu, a Doug i Kim przyglądają mi się z umiarkowanym zainteresowaniem.
Rozejrzałam się dookoła; znajdowaliśmy się w ponurym ślepym zaułku. Z murów dookoła obsypywał się tynk, stały kosze na śmieci, w których buszowały szczury, czuć było zapach stęchlizny i rozkładających się odpadów.
Przeniosłam wzrok na Douga; uśmiechnął się, napotykając moje spojrzenie i otwierał usta, żeby coś powiedzieć, kiedy pojawił się Moody. Spojrzeliśmy wszyscy na niego; miał grymas na twarzy i bełkotał coś pod nosem. Wyłapałam kilka słów – „pieprzona teleportacja”, „to nie dla starych ludzi”.
Cóż, Szalonooki. Chyba zaczynałam się do niego przyzwyczajać.
- No dobra, pawiany – powiedział auror, a ja byłam pod wrażeniem określeń, których używał względem nas; niektóre były bardzo wymyślne i miałam ochotę zacząć je zapisywać jak przekleństwa Saszy. – Sprawa wygląda tak, że znajdujemy się w dzielnicy mugolskiej, więc różdżki głęboko schowane, ale w pogotowiu. Człowiek, którego będziecie obserwować, nazywa się Rufus Gerlimore i wczoraj dostaliśmy anonimowe zgłoszenie, że może znajdować się pod wpływem Imperiusa. Nie do końca wiemy kto i jak, ale robi od tygodnia mnóstwo dziwnych rzeczy, spotyka się z typkami spod ciemnej gwiazdy i kupuje dziwne eliksiry. O ósmej spotka się z pewnym wilkołakiem w pobliskiej kawiarni. Waszym zadaniem jest nie spuszczać go z oka. Będę was asekurował z zewnątrz. Vasovsky wchodzi pierwsza, zajmuje stolik przy oknie. Potem wchodzi Richards z Chevron i siadacie przy stole naprzeciwko Gerlimore’a. Rzucę na was teraz Zaklęcie Łączności.
Wycelował w nas różdżką i powiedział:
- Communicatio.
Z końca jego różdżki wypłynęła prawie niewidoczna mgiełka, która podzieliła się na trzy strumienie; jeden z nich podleciał do mojej głowy, okrążył ją, po czym wchłonął się w moje czoło. Przez chwilę widziałam w umyśle mgłę, podobną do tych, które przedstawiał mi Sev, a potem usłyszałam grzmiący głos Moody’ego, który wypełniał każdy fragment mojej czaszki.
- Chevron, wiesz jak działa to zaklęcie? – Szalonooki nie poruszał ustami, za to przykładał palec wskazujący do skroni.
Nie miałam pojęcia, więc głośno odpowiedziałam:
- Nie.
Kim prychnęła po mojej lewej stronie.
- Przez określony czas możemy porozumiewać się niewerbalnie – wyjaśnił cierpliwie Doug.
Spojrzałam na niego; też przykładał palec do skroni.
- Spróbuj. Usłyszymy cię tylko my.
Niepewnie powtórzyłam ich gest i kiedy tylko mój palec dotknął skóry, w głowie pojawiła mi się najdziwniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek widziałam oczami umysłu.
Wpatrywały się we mnie trzy pary oczu – widziałam w głowie Kim, Douga i Moody’ego, ale ich twarze były płaskie i nieco przezroczyste, jakby były hologramami. Jednocześnie miałam wrażenie, że mój organ mowy całkowicie przeniósł się do myśli i nie jestem w stanie otworzyć ust.
- Eee… Raz, dwa, trzy, próba, próba…
Doug parsknął głośnym śmiechem, a Kim rzuciła mi jeszcze bardziej pogardliwe spojrzenie i przyłożyła palec do skroni.
- Musisz nauczyć się nad tym panować – powiedziała. – To jest jak z normalnym głosem. Możesz mówić cicho, głośno, albo wrzeszczeć. No, ale każdy bachor się drze, jak jest mały, więc nie oczekuję, że szybko się tego nauczysz.
- Morda w kubeł, Vasovsky, bo cię obsmaruję w raporcie. – Warknął Moody. – A właściwie sama się obsmarujesz, bo nie ja go będę pisać. I w ogóle to spływaj stąd! Kawiarnia jest za rogiem, masz tam być przed Gerlimorem!
Kim spojrzała na niego groźnie, obróciła się na pięcie i szybkim tempem wyszła ze ślepej uliczki. Staliśmy w milczeniu, aż w naszych głowach odezwał się głos młodej aurorki:
- Jestem na miejscu. Jeszcze nie ma naszego faceta. Odezwę się, jak tylko go zobaczę.
- Dobra – powiedział głośno Szalonooki. – Teraz czekamy.
Wyciągnął swoją piersiówkę, odwrócił się do nas plecami i popijał z niej, wpatrując się w jakiś nieokreślony punkt przed sobą. Doug spojrzał na mnie i uśmiechnął się.
- Sporo o tobie słyszałem, Triss – powiedział. – Gratuluję wyników.
Uśmiechnęłam się tylko; miałam trochę dość ciągłego przypominania, jak to przypadkiem udało mi się tak dobrze zaliczyć owutemy.
- Skończyłem Hogwart pięć lat temu – mówił dalej. – Nawet przez chwilę byłem obrońcą drużyny Huffelpuffu. Kojarzę cię, nieźle śmigałaś już wtedy na miotle.
Zastanowiłam się przez chwilę. Ja chyba też go kojarzyłam…
- Och, to ty byłeś tym, który pobił rekord spadania z miotły w czasie meczu? – wyrwało mi się.
Cholera, Chevron, musisz coś zrobić z tymi twoimi wyrywającymi się uwagami, bo w końcu kogoś obrazisz.
Doug nie wyglądał jednak na urażonego; roześmiał się serdecznie.
- Taa – odparł. – Dlatego za długo nie zagrzałem tego miejsca. Ale było całkiem zabawnie, prawda?
Pokiwałam głową.
- Wchodzi – usłyszeliśmy głos Kim.
- Wyjazd – warknął Moody, zwracając się do nas. – Nie mamy całego dnia.
Ruszyliśmy w stronę ulicy; Doug pierwszy, a ja tuż za nim. Z każdą chwilą ogarniał mnie coraz większy stres – bałam się, że zrobię coś nieprofesjonalnego i zepsuję całą misję. Mój towarzysz wyglądał na podekscytowanego, chociaż kiedy bardziej mu się przyjrzałam, pomyślałam, że chyba też jest trochę zestresowany. Nagle przemknęło mi przez myśl wspomnienie, jak Sev mówił mi, że w jakimś stopniu mogę wpływać na nastrój osób, które mnie otaczają… Cholera. Nie mogę przelewać mojego zdenerwowania na Douga.
Ta myśl zestresowała mnie jeszcze bardziej, ale na szczęście moje rozważania przerwał Richards; ukradkiem przyłożył palec do skroni i w głowie usłyszałam jego głos:
- Kim, opisz nam go. Jak wygląda, gdzie siedzi…
- Pierwszy stolik po lewej – odparła. – Najlepiej byłoby, żebyście usiedli po prawej, naprzeciwko niego. Ma na sobie skórzaną kurtkę i koszulę w kratę, do tego przydługie włosy i zdecydowanie obleśny zarost.
Dotarliśmy do drzwi kawiarni. Doug posłał mi przelotne spojrzenie, które chyba miało dodać mi trochę otuchy. Uśmiechnęłam się najlepiej jak mogłam i weszliśmy do środka.
Lokal wyglądał całkiem inaczej niż czarodziejskie knajpki. Był bardzo zwyczajnie urządzony, powiedziałabym, że wyglądał wręcz biednie. Większość stolików było poplamionych, a krzesła jednakowe, ale stare i miejscami prowizorycznie pozbijane gwoździami. Za barem stała otyła kelnerka, która obrzuciła nas niezbyt przyjaznym spojrzeniem. Kim zajmowała stolik w głębi pomieszczenia i ukrywała się za gazetą; stolik obok niej zajmowało dwóch mugoli, rozmawiających o czymś cicho.
Pomyślałam sobie, że rozglądanie się dookoła to nienajlepszy pomysł, więc chciałam zająć miejsce tyłem do naszego obiektu obserwacji, żeby to Doug mógł mieć na niego oko. Młody auror jednak znów ukradkiem przyłożył palec do skroni i powiedział:
- Nie, Triss. Ty go obserwujesz, ja tu jestem tylko dla niepoznaki.
Znów napadł mnie straszliwy stres, ale przywołałam się do porządku – w końcu muszę wziąć się w garść! Usiadłam więc tyłem do ściany, a Doug naprzeciwko mnie. Z tej pozycji widziałam Gerlimore’a ponad ramieniem Richardsa.
- Słuchaj, Chevron – przemówił Moody. – Wiesz, co to jest Imperius, prawda? Na pewno wiesz. Nie znasz teorii, ale popatrz na tego gościa i powiedz, czy w jego zachowaniu widzisz coś dziwnego.
Kiedy Szalonooki skończył mówić, do naszego stolika podeszła kelnerka i przygniotła nas wyczekującym spojrzeniem. Doug uśmiechnął się do niej serdecznie i powiedział:
- Poprosimy dwie kawy z mlekiem.
Bardzo chciałam nadążać za wszystkim, co się działo, ale nie byłam w stanie jednocześnie mówić, że piję czarną kawę, a w myślach opowiadać Moody’emu co widzę; uśmiechnęłam się tylko do kelnerki i kiedy się odwróciła, podparłam brodę na ręce i ukradkiem przytknęłam palec do skroni. Znów ujrzałam hologramowe twarze moich towarzyszy misji.
- Według mnie ten facet ma strasznie nieobecne spojrzenie i wygląda na zmęczonego.
Uznałam, że to jeszcze nic nie oznacza, więc po chwili zastanowienia kontynuowałam:
- Mówiliście, że od tygodnia jest pod wpływem Imperiusa, tak? Na moje oko to on też od tygodnia się nie golił i nie przebierał. Ma plamy na koszuli, tłuste włosy i zarost.
Doug uśmiechnął się do mnie.
- Wiesz, to co mówiłaś wcześniej – powiedział – ma bardzo dużo sensu. Jesteś bystra.
Uznałam, że to element gry – w końcu w lokalu są też inni ludzie, w dodatku mugole. Dwie osoby siedzące naprzeciwko siebie w milczeniu na pewno wyglądają odrobinę podejrzanie.
Chevron, jesteś agentką, pomyślałam sobie. Wczuj się w klimat.
Odwzajemniłam uśmiech i odparłam:
- Serio, uważasz, że to dobry pomysł? Może powinnam przemyśleć to lepiej…
- Na razie poczekajmy, aż pojawią się nowe opcje. Wtedy nasz pan humorzasty będzie chciał wiedzieć więcej.
- Przez ulicę przechodzi jakiś facet – usłyszeliśmy głos Kim w głowach. – To może być nasz wilkołak.
Otyła kelnerka postawiła przed nami dwa kubki z kawą; musiałam całą siłą woli powstrzymać się od podskoczenia na krześle, bo kompletnie nie widziałam, jak się do nas zbliża i byłam zaskoczona jej widokiem. Podziękowałam słabym głosem i upiłam łyk napoju, starając nie skrzywić się na smak mleka.
Po chwili do lokalu rzeczywiście wszedł jakiś mężczyzna. Miał siwe włosy zaczesane do tyłu i rozbiegane oczy. Ubrany był w brązowy płaszcz. Rozejrzał się niedyskretnie po sali i kiedy ujrzał Gerlimore’a, ruszył w jego stronę i po chwili usiadł naprzeciwko. Pochylił się konspiracyjnie nad stolikiem i powiedział coś, na co mężczyzna odpowiedział mechanicznym kiwnięciem głowy. Znów podparłam brodę na ręce i dotknęłam palcem skroni.
- Jeśli nadal mam głos, to według mnie obaj wyglądają podejrzanie. Gerlimore zachowuje się trochę jak robot, a wilkołak ma chyba za nic to, że jest w miejscu pełnym mugoli.
- Dobra – odezwał się Moody. – Poobserwujcie ich jeszcze przez chwilę i mówcie tylko, jak zobaczycie coś podejrzanego. Macie nie wzbudzać podejrzeń. I stała czujność! Pamiętajcie!
- Myślę, że stąd mugole nas nie usłyszą – powiedział Doug nieco przyciszonym głosem. – Obserwuj go, ale staraj się ze mną rozmawiać, żeby było naturalnie.
Po chwili dodał nieco głośniej:
- Opowiedz mi coś o szkole. Słyszałem, że nauczyciel obrony przed sama wiesz czym wam się zmienił?
- Tak – odpadłam i zaczęłam opowiadać o nauczycielach z Hogwartu, starając się utrzymywać spokojny ton i umiarkowany gryps, który nie zwracałby niczyjej uwagi.
Prowadziliśmy normalną rozmowę, a ja ukradkiem obserwowałam Gerlimore’a, który już nie wyglądał aż tak podejrzanie; zaczął rozmawiać z wilkołakiem i od czasu do czasu nawet gestykulował rękami. Z tej odległości nie dało się stwierdzić o czym dyskutują, ale nie wyglądało mi to na przyjacielską pogawędkę. Od czasu do czasu spoglądałam przez okno, żeby nie wpatrywać się cały czas w ten sam punkt nad ramieniem Richardsa. Na dworze zrobiło się ponuro, a niebo zasnuły ciemnoszare chmury. Kiedy po chwili znów spojrzałam na ulicę, padał deszcz, a w kawiarni zrobiło się naprawdę ciemno, w związku z czym kelnerka zapaliła światło, a cała sala rozjaśniła się zimnym blaskiem jarzeniówek. Przeniosłam wzrok na Gerlimore’a i serce przestało mi bić.
Przez moment myślałam, że umysł płata mi figle. Mężczyznę otaczała jasnozielona mgiełka, jakby lżejsza wersja tych chmur, które ze względu na moje umiejętności lubiły pojawiać mi się w umyśle. Przypomniało mi się, jak Sev opowiadał mi o barierach umysłowych – czy też aurach – i z przerażeniem, ale też niczym niezmąconą pewnością stwierdziłam, że właśnie widzę aurę Gerlimore’a.
- Triss, wszystko okej? – spytał Doug, ale całkowicie go zignorowałam.
Mgiełka była jakby blaskiem – takim, w jakim przedstawiane są na niektórych obrazkach anioły – ale mocno przyćmionym, niewyraźnym, a miejscami poprzerywanym. Miałam wrażenie, że jej struktura przemieszcza się, pracuje, jakby te poprzerywane miejsca chciały z powrotem złączyć się w jedną całość, ale nie mogły, bo gdy jedna część przesuwała się w kierunku drugiej,  to gdzieś pojawiała się nowa dziura.
To musiało coś oznaczać i byłam tego pewna w stu procentach. Bariera Gerlimore’a mogła zostać przerwana. Sev przecież mówił mi, że wkradanie się do czyjegoś umysłu to przebijanie się przez jego aurę, ale mężczyźnie, któremu się przyglądałam, nikt nie czytał w myślach. Co jeśli zaklęcie Imperius również przebijało się przez barierę albo przerywało ją w niektórych miejscach?
- Triss, zauważyłaś coś nowego? – spytał Doug szeptem.
- Jestem pewna, że on jest pod wpływem Imperiusa – powiedziałam.
- Jak to „jesteś pewna”?
- Po prostu… - urwałam.
To chyba nie był najlepszy pomysł, żeby mówić mu o moich umiejętnościach. To nie jest coś, czym powinnam się chwalić, poza tym niby jak miałam to komukolwiek wytłumaczyć? Nie uwierzyliby mi i wzięli za wariatkę.
- Po prostu znam się trochę na ludziach i ten tam nie zachowuje się normalnie. Mówiłam, jest jak robot – wyjaśniłam.
Doug wpatrywał się we mnie zdziwionym wzrokiem, a ja ponad jego ramieniem nadal widziałam aurę Gerlimore’a.
- Co tam się dzieje, do cholery?! – usłyszałam w głowie Kim. – Jesteście na misji czy spotkaniu towarzyskim?!
Doug przytknął palec do skroni.
- Szalonooki, sprawdzamy go.
- Co?! – burknął Moody. – Powaliło cię, Richards? Nie mamy pewności, że jest pod Imperiusem!
Doug nadal wpatrywał mi się w oczy; w jego spojrzeniu było coś z determinacji. Nie mogłam uwierzyć, że poważnie potraktował to, co mu powiedziałam – przecież jestem tylko stażystką na cholernym szkoleniu!
- Jestem pewien, Szalonooki – powiedział twardo. – Facet jest pod Imperiusem i dzisiaj sprawdzamy, pod czyim.
- Richards, to ja tu jestem od podejmowania takich decyzji!
- Ej, ej, powoli – wtrąciła Kim. – Mam dziewięćdziesiąt procent pewności, że on jest pod Imperiusem, ale to za wcześnie na sprawdzanie. Nigdy nie sprawdzamy nikogo po jednym dniu obserwacji, chyba mamy jeszcze jakieś zasady, nie?
- ­Jestem tego pewien – powtórzył Doug – i biorę to na siebie.
- Nie podoba mi się to, Richards – zagrzmiał Moody. – Cholernie mi się to nie podoba, ale skoro jesteście tacy pewni to powiedzcie, jak wyjdzie z kawiarni. Sprawdzę go.
- Co?! – pisnęła Kim. ­– Ty tak na serio?!
Nikt jej nie odpowiedział. Kolejne piętnaście minut ciągnęło się straszliwie.
Doug próbował nadal prowadzić ze mną rozmowę, ale nie szło nam najlepiej, bo rozpraszał mnie fakt, że z nieznanych przyczyn widzę cholerną aurę Rufusa Gerlimore’a. Jakby tego było mało, to jeszcze przez tę moją dziwną halucynację cała misja mogła zakończyć się niepowodzeniem – cokolwiek oznaczało „sprawdzenie go”, nie brzmiało dobrze. Czułam, jak Kim od czasu do czasu rzuca w moją stronę spojrzenia, które przywodziły na myśl pioruny.
Po długich piętnastu minutach wilkołak wstał i wyszedł, a zaraz za nim to samo zrobił Gerlimore. Bez zastanowienia przytknęłam palec do skroni i powiedziałam:
- Wychodzi.
- Dobra, jestem w pogotowiu – odparł Moody; miałam wrażenie, że w jego głosie słychać nutkę młodzieńczej ekscytacji. – Jakbym długo nie dawał znaku życia, to znaczy, że wreszcie umarłem.
Spodziewałam się, że przed nami kolejny kwadrans oczekiwania w napięciu, ale Szalonooki odezwał się co najwyżej po półtora minuty.
- Już po sprawie. Chodźcie tu, byle szybko!
Doug wstał i pospiesznie rzucił na stolik kawałek papieru; rozpoznałam w nim mugolski banknot. Wyszliśmy z kawiarni i drogę do zaułka przebiegliśmy.

Na miejscu zastaliśmy Moody’ego – stał z wyciągniętą różdżką nad Gerlimorem, który leżał na ziemi. Z ulgą zauważyłam, że nie widzę już żadnej aury. Potem na moment znów się przeraziłam – wydawało mi się, że Gerlimore nie oddycha -  i znów odczułam ulgę, kiedy dostrzegłam, że jego klatka piersiowa powoli unosi się i opada.
Szalonooki dyszał ciężko.
- Imperius – powiedział chrapliwie – i to cholernie mocny. Miałeś rację, Richards. Wzywam oddział specjalny. Teleportujemy się prosto do ministerstwa.
Reszta wydarzeń działa się bardziej obok mnie, niż wraz ze mną. Moody wyczarował patronusa i wysłał go do ministerstwa. Po chwili dwójka czarodziejów w długich, czarnych szatach aportowała się przed nami; zebrali z ziemi nieprzytomnego Gerlimore’a i zniknęli nam z oczu. Potem mieliśmy teleportować się do ministerstwa, ale nie mogłam skupić się na niczym, w związku z czym musieliśmy skorzystać z teleportacji łącznej. Pojawiliśmy się w holu ministerstwa i popędziliśmy do biura aurorów. Potem, w gabinecie Moody’ego, każdy z nas miał opowiedzieć swoją wersję wydarzeń. Doug nie dopuścił mnie jednak do słowa; wyjaśnił, że cały czas mówiłam mu co widzę, aż uznaliśmy, że Gerlimore zachowuje się bardzo dziwnie i wykazuje wszystkie cechy osoby znajdującej się pod wpływem zaklęcia Imperius. Kiedy Szalonooki poprosił mnie, żebym potwierdziła tę wersję, powiedziałam, że było dokładnie tak, jak mówi Doug.
- Dobra – rzucił Moody, kiedy skończyliśmy mówić. – To samo powtórzycie szefowi, jeśli będzie chciał znać więcej szczegółów. Teraz stąd zmiatajcie. Vasovsky zostaje, piszesz ze mną raport.
- Chyba za ciebie – warknęła Kim i myślałam, że na tym skończyła swoje kąśliwe uwagi, ale po tym dodała dużo bardziej agresywnym tonem, patrząc na mnie wyzywająco:
- A właściwie czemu ja, a nie ona?!
Moody zmroził ją spojrzeniem.
- Bo ty umiesz pisać raporty, a Chevron ma zaraz szkolenia.
- Aha, szkolenia – parsknęła ruda sarkastycznie. – A wiesz co ja myślę? Myślę, że zabierasz ją na misję i traktujesz lepiej niż nas, bo jest siostrzenicą pieprzonego Malfoya!
Zapadła grobowa cisza, a mnie zamurowało.
Więc to stąd wzięła się ta niechęć wobec mnie! No tak, przecież te wszystkie plotki nie mogły dotyczyć tylko moich wyników w nauce. Oto szkolenia aurorskie przechodzi siostrzenica Śmiercożercy – to nie mogło umknąć niczyjej uwadze! Coś się we mnie zagotowało i zanim się zastanowiłam co robię, powiedziałam:
- I to dlatego mnie nienawidzisz, tak? Za to, że mam rodzinę, której sobie nie wybrałam?
Nie dane mi było obserwować jej reakcji, bo Szalonooki wydał z siebie ryk wściekłości i wrzasnął:
- WYNOCHA MI STĄD! Richards i Chevron, już was tu nie ma! A ty, Vasovsky – wycelował w nią palec – będziesz układać moje raporty do rana!
Doug wycofał się z gabinetu, a ja poszłam w jego ślady. Zamknęłam za sobą drzwi (tabliczka pokazywała numer piętnaście) i chciałam się stamtąd oddalić jak najszybciej, ale wyczułam na sobie spojrzenie Richardsa.
- Przepraszam za Kim – powiedział bardzo szybko, a w jego oczach malowało się coś na kształt lekkiego zmieszania. – Bywa wybuchowa, ale nie wiem, co tym razem w nią wstąpiło. Dobrze wie, że Szalonooki nienawidzi Malfoy’a i na pewno nie traktowałby cię inaczej z jego powodu.
Kiwnęłam głową.
- Jasne – powiedziałam. – Nie ma problemu.
Już miałam się oddalić, ale jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju.
- Doug? – zaczęłam niepewnie. – Dlaczego… dlaczego mi uwierzyłeś? Dlaczego byłeś taki pewien, że mam rację, że on jest pod wpływem Imperiusa?
Richards milczał dłuższą chwilę i wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Nie mam pojęcia. Chyba masz w sobie coś… co mnie natychmiast przekonało. Ale nie pytaj co, tego nie wiem.
Odwrócił się i odszedł, a ja zostałam sama z mętlikiem w głowie.

~*~

Dzisiaj trochę akcji. Ogólnie coś mnie wena ostatnio opuszcza i strasznie chcę już skończyć drugą część, bo w trzeciej będzie się tyyyyle działo, że na pewno wena powróci na czas tych wielkich wydarzeń :D

Jak myślicie, zdolności Triss miały wpływ na decyzję Douga?

4 komentarze:

  1. Hej, bejbs!
    Z tej strony Zośka, ale usunęłam swoje poprzednie konto i teraz nazywam się ,,Pamiętaj, że umrzesz", w przekładzie na polski c:
    W każdym razie, zaczęłam historię sióstr od nowa (tak, po raz kolejny. Mi też się to nie podoba, ale co zrobisz?) i dodałam już prolog, więc serdecznie cię na niego zapraszam, a w najbliższym czasie obiecuję skomentować twój najnowszy rozdział, bo Zośka, menda mała, wcześniej była zbyt leniwa xd
    Z poważaniem,
    мємєηтσ мσяι

    OdpowiedzUsuń
  2. Jeżeli tak mają wyglądać rozdziały "z akcją", to jestem jak najbardziej za! Były emocje, był humor i jest zadowolenie. Ale mi serce waliło, matko. Triss jest świetna, a Ty potrafisz zarąbiście opisywać co czuje. Wychodzi mega naturalnie i mam wrażenie, że jej magiczne umiejętności dosięgają nawet mnie :D Pewnie się spodziewasz, że już na starcie nienawidzę Kim, co nie? Niezłą,za przeproszeiem, sucz z niej uczyniłaś. Już brakuje mi Kat xd
    Błagam o więcej humoru Alastora, bo świetnie Ci to wychodzi. Uwielbiam czarny humor XD Śmiechłam najbardziej przy "Jakbym długo nie dawał znaku życia to znaczy, że wreszcie umarłem", skisłam po prostu :'D
    Znowu mi mało, zawsze mnie zostawiasz z tą ciekawością! Czekam na następny wpis i mam nadzieję, że wróci Sevmind albo chociaż Severus ^^ Życzę dużo weny i pomysłów. Pozdrawiam!
    Dziewczyna z Hogwartu ❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O! I zapomniałabym! Myślę, że Triss lekko zmanipulowała (oczywiście słusznie) Douga, nawet jeśli zrobiła to niechcący, ale jestem pewna jak ona tego Imperiusa, że jej zdolności miały wpływ na jego reakcję. Dobrze wykombinowane ;D

      Usuń
  3. Okay jestem i ja! Wprawdzie po długiej nieobecności, ale jestem cała i zdrowa :) Rozdział taki, że woah. Moddy chyba stanie się moim idolem. Te jego docinki i szczerość aż do bólu są perfekcyjne w każdym calu <3 Cieszę się, że Triss miała okazję się wykazać. Podejrzewam, że Doug jest po prostu nią oczarowany, dlatego jej uwierzył ;) Ale oczywiście mogę się mylić.
    Czekam na dalszy ciąg i życzę weny!
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowe rozdziały
    https://simply-irresistible-dramione.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Doceniam każdą opinię :)
Zostawiajcie linki do siebie, chętnie zaglądam.