24 października 2016

Rozdział dwunasty

A co to?! A kto to powrócił?! :D
Należy się małe wyjaśnienie: najpierw porwały mnie wakacyjne wyjazdy (zwłaszcza końcówka sierpnia i wrzesień byłam totalnie nie tam, gdzie pisze się rozdziały XD), a teraz studia (na trzecim semestrze mam absurdalnie dużo godzin, jakby nie mogli nam tego jakoś lepiej rozłożyć, grrr…), ale spokojnie, gdzieś tam pośród tego wszystkiego powstawały rozdziały. Ogólnie mam napisaną całą drugą część do końca i fragment trzeciej, więc nie bójcie się, na pewno coś tu się będzie pojawiać.
Liczę, że wybaczycie (Wy zawsze wybaczacie <3) i że ja sobie sama wybaczę, bo już miałam taki moment, że chciałam zawieszać bloga. Ale już, spokojnie, nie krzyczcie! Jestem i mam świeżutki rozdział. Smacznego! :D
Ogólnie rozdział jest trochę nudny, ale całkiem sporo wnosi. Team Sev będzie dopieszczony :D

~*~

Kiedy wieczorem wróciłam do mieszkania, w głowie huczały mi setki pytań, wątpliwości i zero odpowiedzi albo jakichkolwiek przypuszczeń. 
Jakim cudem nagle ujrzałam tę dziwną mgiełkę wokół Gerlimore’a i byłam przekonana, że to jego aura? Ani razu nie zdarzyło mi się, żebym widziała w rzeczywistości to, co widziałam oczami umysłu. I jakim drugim cudem Doug posłuchał mnie i uwierzył, że facet jest pod wpływem Imperiusa?! Powinnam była zapytać go o to od razu… Dobrze, że wszystko pomyślnie się skończyło, bo nie wiem, jak idiotycznie bym się czuła, gdyby okazało się, że tak naprawdę po prostu mi coś odbija i moje wizje nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. 
Opadłam na łóżko bez sił i zamknęłam oczy. Czułam się dziwnie, obco; miałam wrażenie, że ja, normalna Triss i Triss z dziwnymi zdolnościami to dwie całkiem różne osoby. Te drugą miałam ochotę wykopać z umysłu za wszelką cenę. Wydawało mi się, że to ona tworzy dziwne pułapki w mojej głowie; wie lepiej,  co powinnam robić. Jakby mnie sabotowała.
Przypomniał mi się sen z poprzedniej nocy i przeszedł mnie dreszcz. Co, jeśli znów będą gonić mnie przerażające w swojej niejasności kształty? Tej nocy nie będzie obok mnie Deana, który mógłby wybudzić mnie z morderczej ucieczki. Czułam się źle, albo nawet tragicznie – zmęczona, obolała, głodna, a przede wszystkim śpiąca – ale bałam się zasnąć, bo co, jeśli… 
Boże, przecież to jest absurd. Nie można zginąć przez jakiś tam sen. Nie można uciekać aż do utraty sił; to tylko poszargana podświadomość płata mi figle. 
Sev. Sev wiedziałby, co robić. Cholera jasna, czemu nie ma go akurat wtedy, kiedy go potrzebuję? Uwielbia zjawiać się niezapowiedziany i włazić do mojego życia, ale jak ten jedyny raz naprawdę go potrzebuję i chcę znaleźć u niego jakiś okruszek wsparcia, to się nie pojawia. A może te sny i dziwne aury to ta ciemna strona naszych umiejętności? Już widzę, jak Sev tłumaczy mi: „Słuchaj, mała, od czasu do czasu pojawi się taka opcja, że będzie mogła umrzeć przez sen. Uważaj na to”. Jasne – pewnie nawet nie powiedziałby, gdyby taka była prawda. Był pieprzonym egoistą, który… 
Coś skupiło moją uwagę i wszystkie zmysły natychmiast mi się wyostrzyły. Podniosłam się bezszelestnie z łóżka i na palcach podeszłam do drzwi. Przez szparę między nimi, a framugą spojrzałam do salonu – panował mrok, a jedynym źródłem światła była przyćmiona lampka na stoliku. Nic nie sprawiało wrażenia niezwykłego, ale opanowała mnie pewność, że ktoś wszedł do mieszkania. Czułam się tak samo, jak wtedy, kiedy wyczułam, że w mieszkaniu jest Sev. 
Boże, Sev. Błagam, żebyś to był ty. 
Wyszłam z sypialni i rozejrzałam się dookoła. Machnęłam różdżką, żeby zapalić światła. Powoli i na palcach obeszłam całe mieszkanie, ale nikogo nie było – ani w przedpokoju, ani w salonie, ani we wnęce kuchennej. Profilaktycznie zajrzałam też do łazienki, chociaż wiedziałam, że Snape nie należy do osób, który ukryłyby się pomiędzy umywalką a ubikacją. Już miałam się poddać i wrócić do sypialni, kiedy w jednej sekundzie zdarzyło się kilka rzeczy naraz. 
Między mną, a stołem ujrzałam dziwne załamanie światła. Następnie usłyszałam szelest tkaniny przecinającej powietrze, a z niczego nagle zaczęła wyłaniać się postać ubrana na czarno. W końcu ujrzałam Seva w całości; zwinął w rękach dziwny, połyskujący srebrzyście materiał i rzucił go na krzesło. Przez chwilę stałam sparaliżowana. 
- Co to, do cholery, jest?! 
- Peleryna niewidka – odparł chłodno, chociaż na jego twarzy malowała się ledwo zauważalna troska. 
- To one istnieją naprawdę? 
Sev uniósł jedną brew w nieco zdziwionym spojrzeniu, co w tamtym momencie wydało mi się tak niepodobne do niego i śmieszne, że aż uśmiechnęłam się szeroko i kompletnie przestałam panować nad tym, co robię. 
- Jak dobrze, że jesteś! – powiedziałam, rzucając mu się na szyję. 
Na ułamek sekundy spiął się, ale po chwili odwzajemnił uścisk. Wtuliłam twarz w załamanie jego obojczyka i nie miałam pojęcia co wyprawiam. Jeszcze dwadzieścia cztery godziny temu byłam na niego wściekła. 
Ułożył dłonie na wysokości mojej talii i delikatnie mnie od siebie odsunął.
- Dobrze się czujesz? – spytał. 
Jego spojrzenie było lodowate jak zwykle, ale nadal widziałam ten cień troski i trochę zdziwienia. Do tego od naszego spotkania we Wrzeszczącej Chacie już nie zmrażał mnie wzrokiem – wydawało mi się wręcz, że od tego czasu zaczął traktować mnie poważnie. Wcześniej mogłam być tylko dziewczyną, z którą dobrze bawił się w łóżku, ale po tamtym zdarzeniu stałam się poniekąd zagrożeniem. 
- Strasznie chciałam, żebyś tu był – powiedziałam i znów do niego przylgnęłam. 
Otoczył mnie mocno ramionami; miałam wrażenie, że od jego ciała promieniuje kojące ciepło. Pomyślałam sobie, że być może to jest aura, tylko jej nie widzę. Ale zaraz, zaraz… od Seva częściej wyczuwałam chłód, niż ciepło. Właściwie wyczuwałam tylko i wyłącznie chłód, miałam wrażenie, że jego aura ma kolor lodowatego błękitu, a teraz… wydawało mi się, że ma łagodnie pomarańczowy odcień, chociaż wcale jej nie widziałam. Poza tym… 
Odsunęłam się od niego gwałtownie i rzuciłam mu wyzywające spojrzenie. 
- Jakim cudem wiedziałeś, że chcę, żebyś się pojawił?! 
Patrzył na mnie z góry i spokojnie wyjaśnił: 
- Mówiłem ci, że poprawiłem zabezpieczenia w twoim mieszkaniu. 
- To znaczy, że mnie szpiegujesz?! 
- Nie, to znaczy, że jakbyś słuchała mnie uważniej, to wiedziałabyś, że myśli to wiązka energii i niektóre są na tyle silne, że do mnie docierają. 
- Słucham? 
Najpierw wyglądał na zniecierpliwionego, a później burknął, jakby przyznając się do czegoś bardzo złego: 
- Myślałem, że coś ci się stało. Tak brzmiały twoje myśli. 
- Słyszałeś je dokładnie? 
- Nie. To bardziej jak… kolor. Albo niekreślony kształt.
Brzmiało to trochę absurdalnie, ale ja ostatnio widziałam wiele nieokreślonych rzeczy, w związku z czym wierzyłam w każde jego słowo. 

Usiedliśmy na sofie przy oknie. Wcześniej Sev wyczarował kolację (nie była tak dobra jak potrawy Deana) i butelkę czerwonego wina. Opowiedziałam mu o śnie, starając się nie pominąć żadnych szczegółów, chociaż kiedy słyszałam swoje własne słowa, miałam wrażenie, że wiele rzeczy powstało w mojej wyobraźni i tylko udaje, że znalazło się we śnie. Kiedy skończyłam, Sev milczał przez chwilę, po czym powiedział, że to dobrze. 
- Dobrze?! – oburzyłam się. – Myślałam, że umrę! W życiu nie obudziłam się tak przerażona. 
- Te sny są normalne. Twój umysł zaczyna akceptować swoje umiejętności. Będą ci się śniły gorsze rzeczy. 
- Sev, ja myślałam, że umrę – powtórzyłam z naciskiem.
- Nie można umrzeć we śnie – odparł lodowato, a ja uświadomiłam sobie, że tak właśnie brzmi głos rozsądku w mojej głowie. 
- Wiem, że nie można. Ale tak się czułam. I gdyby… - urwałam. 
„I gdyby Dean mnie nie obudził” mogłoby zabrzmieć odrobinę pretensjonalnie, ale Sev najwyraźniej się tym nie przejął. 
- Gdyby White cię nie obudził, obudziłabyś się sama. Nie da się umrzeć we śnie. 
Jego ton znów stał się tak lodowaty, że zapomniałam, że kiedykolwiek był inny. 
Milczałam przez chwilę i zwątpiłam, czy powinnam opowiadać mu o aurze Gerlimore’a. Pewnie też powiedziałby mi, że to normalne. Cała chęć spotkania Seva jakoś ze mnie umknęła. Znów czułam się wyobcowana i niezrozumiana; pomyślałam sobie nawet, że być może to jest naczelne uczucie dorosłości. 
Sev przyłożył dłoń do mojego policzka i spojrzał mi głęboko w oczy. 
- Chcesz mi powiedzieć coś jeszcze. 
- Tak – odsunęłam się od niego. – Być może. Ale na pewno nie wyczytasz sobie tego z moich myśli. 
- Nawet nie próbuję. 
Prychnęłam pogardliwie. 
- To nowość. 
Milczał przez chwilę. 
- Powiedz. Boisz się i masz wątpliwości. Chcesz mnie o coś spytać. 
Miał rację, ale wahałam się jeszcze przez chwilę. 
- Byłam… byłam na misji z Szalonookim i dwójką młodych aurorów – zaczęłam, wpatrując się we własne stopy. – Mieliśmy dowiedzieć się, czy jeden facet jest pod wpływem Imperiusa. Siedzieliśmy i obserwowaliśmy go w kawiarni, aż w końcu zobaczyłam… wokół niego była taka jakby mgiełka. Była zielona i miejscami poprzerywana. W jednej sekundzie byłam pewna, że facet jest pod Imperiusem i że widzę jego aurę. Nie wiem jak, nie wiem nawet, czy chcę wiedzieć, ale… 
Podniosłam wzrok na Seva i zaniemówiłam. W życiu nie widziałam go takiego. 
Z jego twarzy zniknął lodowaty wyraz. Był zdziwiony – autentycznie i szczerze zdziwiony. Otworzył szerzej oczy i przez chwilę wyglądał jak całkiem normalna osoba odczuwająca emocje, a nie człowiek-pogrzeb. Nie mogłam oprzeć się jednak wrażeniu, że widzę jakby… maskę. Jakby to był tylko przebłysk emocji, która jest gdzieś wewnętrznie, ale nie w świecie, który widzę. 
- Co jest? – spytałam zaniepokojona.
Spodziewałam się, że jego głos będzie równie zdziwiony co jego twarz, ale przemówił całkiem normalnym dla siebie tonem: 
- Widziałaś hiperrzeczywistość? 
- Widziałam co? 
Zauważyłam, że na twarzy Seva nie było żadnego zdziwienia. Musiało mi się coś przywidzieć. 
- Widziałaś jeszcze kiedyś jakieś kolory, kształty, słyszałaś nieokreślone dźwięki? 
Zastanowiłam się przez chwilę i przypomniałam sobie, jak dwukrotnie wyczułam jego obecność w mieszkaniu. 
- Tak, ale zawsze tylko w głowie. Nigdy nie widziałam tego… oczami. Tak, jakby coś z mojego umysłu przeniosło się do rzeczywistości. 
- Hiperrzeczywistość to coś, na co możesz wpływać mocniej ty i ja dzięki naszym umiejętnościom. I to jest całkiem nor…
- Normalne, wiem – weszłam mu w słowo. – Wiedziałam, że powiesz, że to normalne. 
- Normalne, bo istnieje, niezależnie czy ktokolwiek to widzi, czy nie, ale niektórym osobom zdarza się mieć przebłyski hiperrzeczywistości. Nawet normalnym. 
Wniosek był jeden – byłam nienormalna. Sev też, ale to wiadomo nie od dziś. 
- Mówiąc „normalnym” mam na myśli wszystkich, nawet mugoli – kontynuował. – Niektórzy mugolscy naukowcy i filozofowie opisywali to w swoich książkach jako zjawisko paranormalne. W rzeczywistości każdy wpływa na hiperrzeczywistość, bo każdy ma barierę umysłową – aurę – i poprzez myśli wysyła wiązki energii. Tylko nikt nie ma świadomości, że to robi, tymczasem to istnieje tak samo jak magia i jest normalne w świetle paranormalności. 
Rzeczywistość – hiperrzeczywistość, normalność – paranormalność… tego było dla mnie za dużo. Wstałam, wzięłam kieliszek ze stołu i nalałam do niego wina, po czym wypiłam wszystko jednym tchem. 
- I jak wyjaśnisz to, że nagle zobaczyłam aurę Gerlimore’a? – spytałam. 
- Nie wiem – odpowiedział i było to dla mnie jeszcze bardziej szokujące, niż jego zdziwienie i niewyjaśnione pojawienie się w moim mieszkaniu. 
Jak to – Sev czegoś nie wiedział? Przecież był ekspertem w tej całej hiperrzeczywistości, miał mnie uczyć panować nam moimi umiejętnościami. Powinien wyjaśniać mi wszystko powoli i cierpliwie, tak, żebym już nigdy nie musiała bać się własnych wizji, żebym…
Dotarło do mnie, że bezpodstawnie się złoszczę, tak jak wtedy w gabinecie Dumbledore’a. Spróbowałam się opanować i stwierdziłam, że nie mam pojęcia jak się za to zabrać. Jeszcze niedawno zamykanie myśli w szkatułce wychodziło mi tak dobrze, czemu nagle cofnęłam się w rozwoju?! 
- Uspokój się – powiedział Sev. 
Nie dziwiło mnie, skąd wie, że się denerwuję, chociaż wcale nie dawałam po sobie tego poznać. Dziwiło mnie, dlaczego on wie wszystko, a nie potrafi wyjaśnić mi pojawienia się tej cholernej aury i przeświadczenia, że moja wizja miała odzwierciedlenie w rzeczywistości. 
- Nigdy ci się nie zdarzyło widzieć czyjejś aury? – spytałam. 
- Nie – odparł. – Ale mogłaś być pod wpływem silnych emocji albo twoja podświadomość skojarzyła tę sytuację z jakąś traumą. 
- Nie mam żadnej traumy. Poza tym, co jakaś trauma z przeszłości miałaby mieć wspólnego z tym, co widziałam? 
- Traumy mają wiele do powiedzenia. 
Spojrzałam na niego pytająco. 
- Jak wiele? 
- Wiele. Traumy sprawiają, że żyjesz w strachu, inaczej patrzysz na świat. Osłabiają zdolności magiczne i zmieniają patronusy. 
- Dobrze, to wytłumacz mi jeszcze – zaczęłam trochę zbyt nieuprzejmym tonem – jakim cudem Richards tak od razu mi uwierzył? 
- Dobrze wiesz, dlaczego – odparł chłodno. 
Wiedziałam. Oczywiście, że wiedziałam, ale nie chciałam, żeby to była prawda. 
- Bo mogę wpływać na ludzi? 
- Bo możesz wpływać na ludzi.
Nie chciałam tego; a już na pewno nie chciałam nieświadomie wykorzystywać ciemniej strony moich umiejętności. 
Odwróciłam się w stronę stołu, żeby dolać sobie wina. Sev w tym czasie wstał i ruszył w kierunku mnie; przeciągałam wykonywaną czynność, żeby nie spotkać się z nim wzrokiem, ale najwyraźniej za nic miał mój unik. Podszedł do mnie i otoczył mnie ramionami od tyłu. Odgarnął moje włosy i pocałował mnie w szyję. 
Chciałam go od siebie odepchnąć. Bardzo chciałam. 
Ale jeszcze nie teraz. 

Godzinę później leżeliśmy na moim łóżku, próbując uspokoić oddechy. Błądziłam palcami po przedramieniu Seva, podążając za konturem Mrocznego Znaku. Przyglądałam mu się uważnie w półmroku i momentami wydawało mi się, że obraz porusza się i nie miało to nic wspólnego z naturalnym drganiem mięśni. Do tego zauważyłam, że bliżej mu do wypalonej blizny z miejscami wypukłą strukturą, niż do płaskiego tatuażu wykonanego tuszem. 
- Jak oni go robią? – spytałam. – Magicznie, czy macie wśród Śmierciożerców jakiegoś profesjonalnego tatuażystę? 
Nie odpowiedział. 
Wyciągnęłam przed siebie lewą rękę. 
- Też by mi taki zrobili, gdybym się zgodziła na propozycję Dumbledore’a? 
- Tak – odparł po chwili. – Chociaż uważam, że takiego ciała jak twoje nie powinno się szpecić. 
- To był komplement? 
- Stwierdzenie faktu.
- Dlaczego zostałeś szpiegiem? Opowiesz mi o tym kiedyś? 
Znów milczał. Pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają. 
Mogłam go pytać w nieskończoność – kim właściwie jest, jakim człowiekiem i co nim rządziło, kiedy podejmował najważniejsze życiowe decyzje; mogłam też uzbroić się w cierpliwość i bardzo powoli go poznawać. Wiedziałam, że ta druga opcja jest jedyną możliwą i stosunkowo realną, bo Sev nie miał w zwyczaju odpowiadać na pytania dotyczące siebie. Zastanawiałam się tylko, jak duże zasoby cierpliwości mam w sobie ukryte. 
- Dumbledore mówił, że pisałaś w liście o spotkaniu z nim – powiedział nagle. – Dlaczego? Chcesz się zgodzić? 
- Chcę poznać więcej szczegółów – odpowiedziałam. 
- Dlaczego chcesz spotkać się z nim na osobności? 
Uniosłam się na łóżku i spojrzałam mu w oczy. Nie podniósł na mnie wzroku. 
- Bo twoja obecność sprawia, że dyrektor nie mówi mi wszystkiego. 
Sev prychnął. 
- Czy tam będę, czy nie, Dumbledore nie powie ci dlaczego zostałem szpiegiem – powiedział lodowatym tonem, nadal na mnie nie patrząc. 
- Jesteś pieprzonym egoistą, wiesz? – wycedziłam. – Wcale mnie nie interesuje, dlaczego zostałeś szpiegiem. 
Tym razem się zaśmiał i wreszcie spojrzał mi w oczy. Z uśmiechem. 
- Dlatego przed chwilą o to zapytałaś? 
Dobry Merlinie. Sev się uśmiechał. Severus Snape uśmiechał się do mnie, leżąc nago w moim łóżku, i ten uśmiech nie miał nic wspólnego z jego typowym drwiącym i złośliwym grymasem. Śmiał się najpierw, a potem uśmiechał do mnie szczerze i naturalnie, jakbym go rozśmieszyła dobrym żartem, jakby on sam nie był człowiekiem-pogrzebem, odczuwał normalne emocje i w dodatku związane z radością. 
Byłam w tak głębokim szoku, że nie mówiłam nic, tylko wpatrywałam się w niego z rozchylonymi ustami. Myślenie mi się wyłączyło, wstrzymałam oddech i czułam tylko bicie własnego serca. I nagle jedna myśl uderzyła jak grom z jasnego nieba – on zmieniał się przy mnie. Obserwowałam proces przemiany najbardziej nieszczęśliwego i skamieniałego człowieka na ziemi. Relacja na żywo, prosto z miejsca wydarzeń. Przypominałam sobie Severusa z początku naszej relacji i patrzyłam na tego, który leżał obok mnie. Uczucie, że to dwie różne osoby, było silniejsze niż kiedykolwiek. Nie wiedziałam tylko co mogło być powodem tej zmiany i nie chciałam wysnuwać pochopnych wniosków. 
Przestał się uśmiechać, ale nie powrócił jego lodowaty wyraz twarzy. Patrzył na mnie normalnie, neutralnie, może trochę niepewien przyczyny mojego zdziwienia. Musiałam się ogarnąć i to w trybie natychmiastowym, bo jeszcze go zniechęcę i nigdy więcej się do mnie nie odezwie. Próbowałam coś powiedzieć, ale… 
Nie mogłam. Nie było takiej opcji. Cały czas miałam przed oczami uśmiechającego się Seva; ten obraz nie chciał zniknąć z mojej głowy. W pewnym sensie napawał mnie niepohamowaną radością, ale też trochę niepokoił. 
- Dobrze się czujesz? – spytał. 
Głos miał chłodny, niski i jak najbardziej swój. Otrząsnęłam się. 
- Taa – wydukałam. – Po prostu… nieważne. 
Nagle przyciągnął mnie mocno do siebie i pocałował namiętnie, wplatając dłoń w moje włosy. W jednej sekundzie poczułam tak ogromne pożądanie, że chyba zabiłabym go, gdyby przestał – i dobrze wiedziałam dlaczego tak jest. Ja mogłam wpływać na emocje nieświadomie; on potrafił w pełni świadomie i to jest to, co właśnie ze mną robił.
Nie narzekałam.
Odsunęłam się od niego tylko na chwilę, żeby między jednym, a drugim przyspieszonym oddechem zapytać: 
- Co się z tobą dzisiaj dzieje? 
- Nie wiem – odpowiedział, a ja tym razem nie miałam mu tego za złe. 

5 komentarzy:

  1. o Boże, kocham :D jak najbardziej Team Sev jest dopieszczony. Oby tak częściej

    OdpowiedzUsuń
  2. Wreszcie jestem i komentuję ;)
    Rozdział ciekawy i bardzo fajny. O dziwo podoba mi się Sev w takim wydaniu.
    Czekam na więcej
    Pozdrawiam
    Arcanum Felis
    zapraszam na nowości u mnie

    OdpowiedzUsuń
  3. O rety chyba po raz pierwszy odebrało mi mowę po przeczytaniu rozdziału. Zwykle unikam tego typu historii gdyż nie bardzo pasują mi opowiadania o Severusie. Nie żebym go nie lubiła tylko najczęścije jest łączony z Hermioną.A jednak nie mogłam się oprzeć i nie żałuje. Sposób w jaki opisujesz Severusa, jego osobowość, zachowanie i całokształt jest naprawdę niesamowity. Ta postać dosłownie żyje własnym życiem i wydaje się być naprawdę dominująca. Właśnie jego przedstawienie najbardziej mnie ujęło. Pokazałaś go w taki sposób, że wręcz sama mogłabym go sobie wyobrażać jako żywego człowieka. Naprawdę wspaniałe, podobnie jak inne postacie wokół Seva i sytuacje jakie nim kierują. Naprawdę jestem zachwycona i z przyjemnością jeszcze tu zajrzę. Takie opowiadania są warte uwagi a jeszcze mam zamiar nadrobić poprzednie rozdziały. Czuje, że to opowiadanie mnie wciągnie zwłaszcza przez jego nietuzinkową treść ;)
    pozdrawiam serdecznie.

    [www.pokochac-lotra.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  4. W końcu jestem i komentuję!
    Team Sev jest Ci wdzięczny za taką ilość Snape'a w Snape'ie <3
    Wizja Triss, która mozolnie skuwa kamień z człowieka-pogrzeba nie opuści mnie chyba dzisiaj. Tak jakoś mi się skojarzyło :D
    Tak w ogóle dobrze, że wróciłaś i piszesz. Stęskniłam się :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahahah, o tak! :D :D Zwłaszcza, że właśnie skrobię sobie coś tam do nowego rozdziału i Triss naprawdę walczy z tym dłutem i młotkiem XD Może wyrzeźbi jeszcze coś ładnego w tym kamieniu? :D

      Usuń

Doceniam każdą opinię :)
Zostawiajcie linki do siebie, chętnie zaglądam.