Trochę brakuje mi słów, ale mam potrzebę coś napisać...
Wczoraj oglądałam wywiady z Alanem Rickmanem; oglądałam Behind the scenes of Harry Potter... Spędziłam dwie godziny na youtubie, poszukując śmiejącego się Snape'a...
Dziś uderza mnie w twarz informacja, że Alan Rickman nie żyje. Odtwórca jednej z absolutnie najlepszych roli całej serii (jeśli nie najlepszej) zmarł na raka w wieku 69 lat.
Nie chcę rzucać tutaj pustymi frazesami, powiem tylko, że ten aktor na zawsze pozostanie w mojej pamięci. Cieszę się i dziękuję, że mogłam oglądać go w tak wielu doskonałych produkcjach i żałuję, że nie powstanie żaden nowy film z nim w roli głównej.
Mnie to uderzyło, że tyle znanych osób zmarło na raka. Najpierw Lemmy, potem David Bowie, a teraz Alan...
OdpowiedzUsuńW sumie jak zobaczyłam wiadomości o jego śmierci to pomyślałam sobie, że chyba ktoś robi sobie jaja. Niestety nie.
Ale pomyślmy jaka teraz impreza jest tam na chmurkach :)
Według mnie, to była najlepsza rola w całej serii. Pokochałam Severusa już w pierwszym filmie. Zresztą uwielbiam wszystkie filmy z Jego udziałem.
OdpowiedzUsuńCóż więcej można napisać... ogromna strata.
O jego śmierci powiadomiła mnie koleżanka. Nie chciałam jej uwierzyć, myślałam, że to jakiś fake, gdy w internecie chciałam sprawdzić, czy to prawda.
OdpowiedzUsuńByło mi bardzo przykro z tego powodu. Alan był świetnym aktorem, a także dla mnie synonimem mojego dzieciństwa, nieodłączną częścią magicznego świata HP, który uwielbiam do dzisiaj.
Teraz, gdy to piszę, mimo, że minęło już parę dni, nadal ogarnia mnie smutek z tego powodu.
Szkoda, wielka szkoda.